Jeden z medyków wymienił się adresem z austriackim kolegą, a inny polski lekarz opowiada dowcipy, w których niepochlebnie określa partię i rząd - donosił w 1978 r. Tajny Współpracownik ps. „Elina”. Dokumenty ujrzały światło dzienne cztery dekady później podczas procesu autora donosów Jana B. Sąd Okręgowy w Krakowie właśnie skazał go za kłamstwo lustracyjne.
Przeszłość Jana B. to pasmo awansów i powolnego pięcia się po szczeblach kariery w armii. 70-letni dziś mężczyzna urodził się w małej miejscowości na Podkarpaciu, ukończył Wojskową Akademię Medyczną i został zawodowym żołnierzem.
Trafił na drugi koniec kraju i zaczął pracować w wojskowym szpitalu garnizonowym w Ełku na północy kraju.
Niespodziewanie otrzymał telefon, by stawić się w Chełmie Lubelskim na zgrupowaniu osób, które mają wyjechać na zagraniczną misję.
Jan B. był tym zainteresowany ze względów turystycznych i finansowych. Choć nie znał języka liczył, że zostanie wytypowany, bo była też szansa podpatrzenia, jaki jest styl pracy lekarzy z innych krajów. Wojsko szukało specjalistów w ramach X Zmiany Polskiej Wojskowej Jednostki Specjalnej Doraźnych Sił Zbrojnych ONZ na Wzgórzach Golan na granicy Izraela, Syrii i Libii.
Jan B. został tam na pół roku szefem laboratorium.
W dalszej części tekstu:
- jak wyglądał werbunek w Polsce?
- początki agenta "Zdrowie"
- proces lustracyjny i wyrok
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień