Afera dębowa w Wołczynie będzie w końcu osądzona
Na ławie oskarżonych zasiedli Daniel R., Piotr M. i milioner Michał A. Sąd nie zgodził się, aby tego ostatniego zwolnić z aresztu tymczasowego.
W Sądzie Okręgowym w Opolu ruszył wczoraj główny proces w sprawie tzw. afery dębowej. Pod Wołczynem wycinano masowo drzewa, w tym nawet 300-letnie dęby. Akta sprawy liczą ponad dwadzieścia tomów. Akt oskarżenia zawiera wiele zarzutów: m.in. nielegalne posiadanie broni i amunicji, włamanie przez Daniela R. do samochodu w Niemczech, próby przekupienia strażnika więziennego w areszcie przez Michała A., ale najważniejszymi są podpalenia i zastraszenia świadków masowej wycinki drzew. Ekologowi Adamowi Ulbrychowi spalono dom, spółce rolnej Promex w Rożnowie kilkakrotnie podpalano majątek firmy.
Zdaniem śledczych Daniel R. miał podpalać, a Michał A. miał zlecać mu podpalenia. Piotr M. według prokuratury sprzedał Danielowi R. pistolet i dwa granaty, bo do zemsty na świadkach masowej wycinki drzewu używano nawet pocisków bojowych!
Daniel R. i Michał A. na salę sądową zostali doprowadzeni w kajdanach. Obaj siedzą w areszcie śledczym. Adwokat Michała A. - profesor Jacek Giezek - złożył wniosek o to, żeby uchylić wobec Michała A. areszt tymczasowy. Sąd Okręgowy w Opolu pod przewodnictwem sędziego Mateusza Śwista nie zgodził się jednak na to i przedłużył areszt tymczasowy o kolejne trzy miesiące, do 22 grudnia.
Opolski sąd już raz, w czerwcu, uchylił areszt wobec Michała A. Aresztowano go ponownie po dwóch tygodniach, ponieważ zdaniem prokuratury zaczął zastraszać świadków. W tej sprawie będzie toczyć się osobny proces, dotyczący podejrzenia wyłudzeń dotacji unijnych.
Michał A. częściowo przyznał się do winy. Przyznaje się do tego, że zlecił zemstę na szefach spółki rolnej Promex, ponieważ denerwowali go donosami o nielegalnych wycinkach. Do innych zarzutów biznesmen spod Kępna nie przyznaje się i obciążył zeznaniami Daniela R. Właściciel fabryki mebli twierdzi, że to Daniel R. wymyślał i wykonywał kolejne podpalenia, domagając się od Michała A. pieniędzy. Biznesmen z Łęki Mroczeńskiej czuje się wręcz kolejną ofiarą Daniela R.
Daniel R. nic na te poważne zarzuty Michała A. na wczorajszej rozprawie nie odpowiedział. Skorzystał z prawa do odmowy zeznań. Nie przyznaje się do winy.
Proces może zakończyć się wysokimi karami więzienia.
- To są czyny zagrożone karą powyżej 8 lat pozbawienia wolności - informuje prokurator Bartosz Pęcherzewski z Prokuratury Krajowej we Wrocławiu.
Oprócz zastraszania i podpalenia ekologa Adama Ulbrycha i szefów spółki rolnej Promex terroryzowani byli też inni świadkowie - w nocy podpalano dom w Smardach Dolnych i kamienicę w Kluczborku. Te pożary na szczęście szybko zauważono i ugaszono, w przeciwnym razie mieszkańcy, w tym małe dzieci, mogliby zginąć we śnie...
A jeszcze niedawno Michał A. podczas procesu w sprawie wysyłania SMS-ów z groźbami do Adama Ulbrycha mówił o Danielu R. że jest „pomocny, uczynny, pomagamy sobie wzajemnie”.
Teraz biznesmen z Łęki Mroczeńskiej twierdzi całkiem co innego: że Daniel R. jest groźnym przestępcą, że oferował mu nawet zabicie świadków za odpowiednią cenę, że szantażował go, wymuszał pieniądze i groził jego córce.
Michał A. przyznał tylko, że „nie umiał już nerwowo wytrzymać” ciągłych kontroli po doniesieniach świadków wycinek (z którymi on - jak twierdzi - nie ma nic wspólnego i nie został prawomocnie ukarany ani złotówką).
Według Michała A. kiedy Daniel R. z własnej inicjatywy zaproponował mu zemstę na świadkach, Michał A. zapłacił mu za podpalenia 40-50 tysięcy zł. Wywołane pożary zdaniem sprawców „były za słabe”, dlatego doszło do kolejnych. Michał A. zapewnił, że nie doszłoby do tego, gdyby świadkowie „nie wtrącali się w nie swoje sprawy”.
Do spalenia domu Adama Ulbrycha właściciel fabryki mebli nie przyznaje się, zrzucając całą winę na Daniela R. O masowe wycinki drzew Michał A. też oskarża Daniela R. oraz dzierżawców należących do biznesmena pól.
Teraz Michał A. zapewnia, że czuje żal za to, co się stało. Właścicielom spółki Promex już zapłacił za poczynione szkody i straty moralne (z naszych informacji wynika, że przekazał im blisko 500 tys. zł). Chce też zapłacić Adamowi Ulbrychowi, ale ten zdaniem biznesmena żąda za dużo. Ekolog zażądał 2 milionów zł. Nie za spalenie domu, ale za wycięcie w pień drzew w jego użytku ekologicznym.
Afera dębowa w Wołczynie. W Opolu ruszył proces