Prof. Adam Czesław Dobroński

Zygmunt Poczobut: Tajga to prawo, a sędzią jest niedźwiedź

Zygmunt Poczobut, kresowiak w Suwałkach Zygmunt Poczobut, kresowiak w Suwałkach
Prof. Adam Czesław Dobroński

Ja miałem szczęście urodzić się w II Rzeczypospolitej na Kresach Wschodnich w rodzinie, gdzie poszanowanie dla korzeni i przesłania przodków uważano za świętość - wspomina Zygmunt Poczobut.

Życie w tamtych czasach, dopiero dziś to wiem, dało mi możliwość obserwacji i uczestnictwa w historii. Droga była trudna i niebezpieczna, za to bardzo ciekawa. Życie nie szczędziło mi bolesnych doświadczeń, ale przecież zdarzały się w nim chwile radości i szczęścia” - to fragment ze „Słowa wstępnego” do wspomnień Zygmunta Poczobuta „Przodkowie i potomkowie…”, wydanej w 2015 roku w Suwałkach w nakładzie zaledwie 300 egzemplarzy. Dane mi było porozmawiać z panem Zygmuntem o jego przeżyciach, momentami tak dramatycznych, że aż trudno uwierzyć w ich prawdziwość. Rozmówca wiódł rozmowę z urokliwym zaśpiewem kresowym.

Wspomnienia o domu rodzinnym

Zygmunt Poczobut urodził się w 1937 roku we wsi Rulewicze, wówczas leżącej w gminie Wawiórka (na tamtejszym cmentarzu do 1988 r. znajdował się grób legendarnego dowódcy AK Jana Piwnika „Ponurego”), powiat lidzki, województwo nowogródzkie. Była to zubożała rodzina szlachecka, jak i większość w okolicy.

Ojciec Jan Poczobut (urodzony w Bolciszkach, rejon woronowski) dopiero w latach trzydziestych dwudziestego wieku nabył od Skarbu Państwa kilkadziesiąt hektarów nieużytków rolnych. Razem z żoną Stanisławą, z domu Szyrmo, targnęli się na czyn zdawać się mogło lekkomyślny, zaczęli gospodarować na skrawku jałowej ziemi porośniętej krzakami. Pan Zygmunt spuentował to następująco: „Myślę, że moim rodzicom los zgotował gorsze warunki niż te, z którymi przyszło się zmagać osadnikom na dzikim zachodzie”.

Najpierw rodzice wybudowali budynek gospodarczy dla zwierząt, które dostali od dziadków, pozostawiając w nim dla siebie komorę o powierzchni 16 metrów kwadratowych. Rok po roku powiększali zasiewy stosując jako nawóz naturalny niebieski łubin. Żyto żęto sierpem, kosy używano do ścinania trawy. W 1938 roku ojciec dostawił do budynku gospodarczego jeszcze jedno pomieszczenie wielkości 25 m2. Był tam już piec z kominem, można było wypiekać chleb. W następnym roku Jan zaczął zwozić z lasów drewno na budowę wolnosto-jącego domu. Nie zdążył, we wrześniu wybuchła wojna.

Zygmunt był za małym chłopcem, by obserwować harówkę rodziców. Nie zapamiętał i zdarzeń z okupacji sowieckiej. Poczobutom urodził się w 1940 roku trzeci syn, rodzina nie została wywieziona na wschód, nie byli kułakami. Niemcy zrazu zachowywali się przyzwoicie, pozwalali rozwijać gospodarkę, ojciec założył sad. Latem 1944 roku powróciła Armia Czerwona i upomniała się o rezerwistę Jana Poczobuta, ten wywinął się im wstępując do 1 Dywizji Piechoty im. T. Kościuszki. Szczęśliwie przeszedł szlak bojowy wiodący na Berlin i powrócił do domu. A we wsi zaczął się powszechny rabunek, wkrótce i krwawe represje NKWD. Rodzina stryja Aleksandra, trzech mężczyzn i żona, pojechali do łagru na Czukotkę z wyrokiem 10 lat.

Dobrobyt sowiecki

Piekło zaczęło się w 1950 roku, gdy w rejonie Lidy zaczęto kolektywizację. Różnymi sposobami zmuszano gospodarzy do przekazania całej ziemi rolnej, łąk i lasów, koni, części budynków gospodarczych. Pozwalano zostawić jedynie budynek mieszkalny, obórkę, 30 arów ziemi, krowę, przysłowiowy sierp i młot. Opornych obkładano rosnącym wymiarem obowiązkowych dostaw, co prowadziło do całkowitego zrujnowania gospodarstwa.

Kołchoźnicy nie otrzymywali wynagrodzenia, a jedynie od 100 do 500 kg (najczęściej około 200 kg) zboża za pełny rok pracy. Krowy paśli na skrawkach pól kołchozowych, trawę kosili w zaroślach, na miedzach i na rżysku. Szybko nauczyli się też oszukiwać oraz kraść, do przekupstwa urzędników stosowali bimber. Mieszkańcy wsi nie otrzymali dokumentów paszportowych, co uniemożliwiało im wyjazd (ucieczkę) do miast. Wielu jeszcze miało nadzieję, ci zasieli własne pola, ale gdy nadeszła pora żniw do Rulewicz przyjechały po łupy traktory i prymitywne kombajny. Kobiety z dziećmi na rękach - ich w przeciwieństwie do mężczyzn nie wyłapywano do więzień - stawiły opór. Uzbrojone w kosy i sierpy blokowały drogę pojazdom, kładły się na polach. Niektóre zostały zranione, ale po kilku dniach władze ustąpiły. Długo wspominano w Rulewiczach ten rok, plony były wyjątkowo wysokie i jeśli ktoś dobrze schował ziarno (zakopał poza obejściem), to łatwiej mu było przeżyć następne lata.

Pozostało jeszcze 51% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Prof. Adam Czesław Dobroński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.