Zybertowicz jak chilli [komentarz]
Profesor Andrzej Zybertowicz, doradca prezydenta RP, zastanawia się w rozmowie z Jackiem Żakowskim w „Polityce”, czy demokracja w Europie ma przyszłość. Nie odpowiada na to pytanie wprost, ale mówi: „myślę, że PiS demokracji chce”.
Gdyby Żakowski zapytał Zybertowicza, czy na pewno PiS chce demokracji, odpowiedź nie byłaby już tak oczywista. Dlaczego? Bo toruński profesor poglądy ma często jak piekące chilli - jednym otwierają oczy na „prawdę”, innym oczy wychodzą z orbit z powodu niedowierzania. Tym razem też daje jasno do zrozumienia, że istnienie demokracji w Polsce jest związane nie z tym, że chce tego partia rządząca, ale Polacy.
Chcemy wolności, wyjazdów zagranicznych i właściwie na tym nasze pole poznawcze się kończy. Resztę załatwi nam rząd. PiS bowiem wie, że do szczęścia i dobrobytu potrzebujemy trochę się zamknąć. Nie w sensie milczenia o poglądach, choć dla własnego dobra lepiej, aby myśleć zgodnie z obowiązującą linią. Zamknąć się trochę oznacza „zachować tożsamość”. Szczerze mówiąc, nie wiem, co to za tożsamość, którą trzeba trzymać pod kluczem. Jeśli jest z nią tak jak ze średniowiecznym dbaniem o żonę, którą żegna się z szelmowskim uśmiechem na dłuższy czas i chowa do kieszeni kluczyk od pasa cnoty, to wiemy, że nie ma takiego zamka, którego by dobry majster po cichu nie otworzył.
W demokracji na szczęście prym wiodą nie groźby i nakazy, ale przekonywanie do tego, co przynosi korzyści. I na tym polu PiS by więcej zdziałało dla dobra rodaków. Pod warunkiem że liderzy mentalnej zmiany, tacy jak Zybertowicz, i prawnej - jak Kaczyński czy Ziobro, uświadomiliby sobie, że największym oczekiwaniem Polaków jest podniesienie stopy życiowej i poziomu wewnętrznego zaufania. Wolą za to dokonywać rewolucji władzy, nazywając ją przy tym zwycięstwem „innej mentalności”. Na razie zwycięża strach, że wszyscy przegrywamy. Bo nie ma miejsca dla „innych dogmatów”.