Zwolnili ich SMS-em
Blisko 100 osób nabitych w butelkę. Miały gotować żołnierzom armii USA i zarabiać krocie w dolarach. Czar prysł po dwóch miesiącach
Gdy w styczniu do Żagania przyjechali żołnierze amerykańskiej armii, firma IDS, z siedzibą w Wielkiej Brytanii, ogłaszała się we wszystkich lokalnych mediach z naborem pracowników do kuchni. Na spotkaniach organizacyjnych kuszono ludzi zarobkami od 2,5 tys. zł dla niewykwalifikowanej pomocy kuchennej do 5 tys. zł dla doświadczonego kucharza. Wiadomości szybko rozniosły się po okolicy. Biuro, zorganizowane początkowo w jednym z żagańskich hoteli, już od końca grudnia, od rana do wieczora, oblegane było przez chętnych do pracy. Umowy podpisywano z każdym, kto się zgłosił.
Kilkudziesięciostronicowy dokument w języku polskim i angielskim nieco dziwił, ale ludzie pozostający bez pracy podpisywali go bez uprzedniego przeanalizowania. Zwłaszcza że każdemu mówiono, że w każdej chwili może się wycofać.
Kruczki wyszły dopiero w praniu. Kobiety, bo głównie je werbowano do pracy, miały pracować w systemie zmianowym od godziny 3 rano do 20 z godzinną przerwą lub od godz. 15 jednego dnia do 6 następnego. W praktyce też było inaczej. – Ja pracowałam np. tylko trzy dni. Miałyśmy czekać na SMS, kiedy mamy przyjść do pracy – wylicza Mirosława Flaga. – Nie rozliczyli się z nami tak jak obiecywali, PUP rozkłada ręce, a w ZUS-ie dowiadujemy się, że nie mamy odprowadzanych składek, choć panie z biura w Żaganiu twierdzą, że wszystko jest zgodnie z prawem.
– Gdyby dali nam to, co obiecali, nie byłoby źle – dodaje Adrianna Prusinowska. – Bo można było naprawdę nieźle zarobić.
Te, które pracowały kilkanaście dni, mogą się uważać za szczęściary. Potwierdza to Joanna Mazur, która za przepracowane w styczniu 5 dni dostała 1 tys. zł wypłaty, a za 8 dni pracy w lutym 1,4 tys. zł. – Nie dali nam nawet szansy dłużej popracować, jednym SMS-em rozesłali wypowiedzenia. A teraz boimy się, że to, co zarobiliśmy, będziemy musieli przelać sami sobie na składki do ZUS. Ja akurat nie miałam pracy, byłam w podbramkowej sytuacji, ale wiem, że wiele osób porezygnowało z innych posad. To karygodne!
– Pracowałyśmy po kilkanaście godzin, obiecywano nam nadgodziny, premie za pracę w nocy, niedzielę i święta, a przy rozliczeniu wszystkie godziny wrzucono do jednego worka – mówi Urszula Rydelska.
Adrian Vasile, menedżer firmy w Polsce, zapewnił, że IDS opłaciła składki i podatki w Urzędzie Skarbowym oraz w ZUS-ie za wszystkich pracowników. Tymczasem paniom, które sprawdzały swoje konta w ZUS-ie, powiedziano, że to one figurują jako płatnicy składek. Potwierdzały to też potwierdzenia przelewów z banku, których co niektóre zażądały z biura rachunkowego.
Agata Muchowska, rzeczniczka ZUS w Zielonej Górze, przyznaje, że w przypadku umów o pracę płatnikiem składek jest zawsze pracodawca i to jego ZUS prędzej czy później będzie ścigać za ich niepłacenie. Jednak jeśli przy zgłoszonych przez IDS w Zakładzie pracownikach widnieje zapis, że przejmują obowiązki pracodawcy, to jest to zwykły kontrakt, a nie umowa o pracę, i wszystko wskazuje na to, że sami będą musieli uregulować składki.
Prawidłowość umów wystawionych przez IDS Operations bada również Państwowa Inspekcja Pracy. – W przypadku obcych umów można wybrać korzystniejszą dla stron opcję, tyle tylko, że to kwestia ocenna
– tłumaczy Barbara Babicz z PIP w Zielonej Górze.
Pracowników w skwierzyńskiej jednostce zatrudnia ta sama firma IDS. Tu jednak żołnierze są na miejscu, a wkrótce ma być ich jeszcze więcej. Zatrudnione osoby wciąż pracują i chwalą sobie warunki. – System 12-godzinny przeplatany dniami wolnymi nam odpowiada. Płacone mamy zawsze na czas i bez żadnych problemów. Atmosfera w pracy jest bardzo przyjazna
– mówi jedna z pracownic kuchni.