Zwierzęta przeżyły piekło w bunkrze [zdjęcia]

Czytaj dalej
Fot. Pogotowie dla zwierząt
Katarzyna Dworska

Zwierzęta przeżyły piekło w bunkrze [zdjęcia]

Katarzyna Dworska

Mieszkańcy Dobrcza wiedzieli o hodowli. 
- Latem smród unosił się wszędzie. - Cały czas słychać też było piszczenie psów - mówi jeden z sąsiadów. Jednak nikt nic z tym nie zrobił!

Makabra

Hodowla w podbydgoskim Dobrczu działała legalnie, a jej właściciele udzielali się w stowarzyszeniu zrzeszającym hodowców. Dlaczego nikt nie skontrolował warunków, w których małżeństwo trzymało ponad 170 psów i kotów? A mieszkały w ciemnościach, w małych skrzynkach i klatkach. Od miesięcy nie wychodziły na świeże powietrze. Ponad 40 umieszczono w dwóch pokoikach. Pozostała setka przebywała w budynku gospodarczym. Za jednego szczeniaka właściciele kasowali 1,5 tysiąca złotych.

Sąsiedzi słyszeli szczekanie i czuli smród

Hodowla mieściła się przy głównej ulicy tej podbydgoskiej miejscowości. Posesję przed 
wścibskimi spojrzeniami sąsiadów odgradza rząd wysokich iglaków. Podwórko jest zaniedbane. Jeszcze do soboty słychać tam było szczekanie i piszczenie psów. Teraz jest cicho i spokojnie.

- Najgorzej było latem - opowiada jeden z mieszkańców Dobrcza, którego dom znajduje się tuż obok. - Gdy zawiał wiatr, czuć było okropny smród. Jednak nie podejrzewaliśmy, że te psy żyją tam w aż takich strasznych warunkach!

W miejscowości aż huczy od plotek. Mieszkańcy nazywali to miejsce twierdzą i bunkrem. Nikt nie miał tam wstępu. Właściciele nie odbierali poczty, nie płacili też rachunków.

- Gdyby człowiek wiedział, co tam się wyprawia, to jakoś by zareagował wcześniej 
- dodaje inna mieszkanka. - Jakim trzeba być podłym, aby coś takiego robić zwierzętom? W głowie się to nie mieści. Mam nadzieję, że za to odpowiedzą.

Hodowla się nie reklamowała. Przynajmniej miejscowi nic o tym nie wiedzą.

- To, że tam działała, to tak, wiedziałam 
- przyznaje kolejna spotkana kobieta. - Ale gdzie dokładnie, to już nie. Chyba gdzieś koło cmentarza.

Również w gminnym urzędzie twierdzą, że o niczym nie mieli pojęcia.

- Nie docierały do nas wcześniej żadne skargi, że dzieje się tam coś złego - mówi Krzysztof Szala, wójt gminy. - Co pewien czas ktoś widział jakieś ogłoszenia w internecie, że można tu u nas kupić szczeniaki. I to wszystko. My nie mamy prawa kontrolować takich miejsc.

Psy, które nie znają spacerów i panicznie boją się ludzi

W minioną sobotę nikt nie przeczuwał, że za drzwiami domku jednorodzinnego czeka aż tyle cierpienia. Stowarzyszenie o swoich podejrzeniach powiadomił jeden z weterynarzy, do którego drugi raz trafił ten sam chory buldożek francuski.
- Nastawiliśmy się na kontrolę z możliwością odebrania kilku zwierząt, gdyby rzeczywiście warunki ich trzymania były nieodpowiednie - relacjonuje Grzegorz Bielawski z Pogotowia dla Zwierząt. - To, co zastaliśmy na miejscu, przerosło nasze największe obawy. Byłem w wielu hodowlach, zabierałem wiele zwierząt z jednego miejsca, ale tak makabrycznych warunków nie widziałem nigdy! Psami nikt się nie zajmował. Kotami także. Leżały w brudzie, odwodnione, bez pomocy lekarskiej...
Większość zwierzaków wymagała opieki weterynaryjnej. Mają zapalenie spojówek, grzybicę, ropiejące rany, były oblepione odchodami. Rodziły kolejne młode i umierały na oczach właścicieli. Część z uratowanych już znajduje się w domach tymczasowych w Bydgoszczy, Toruniu, Wrocławiu, Warszawie i Poznaniu. Przed nimi długa droga powrotu do normalności.
- W najgorszym stanie jest ich psychika - ocenia Bielawski. - Psy nie wiedzą, co to znaczy spacer. Gdy wyprowadzamy je na dwór, po prostu stoją i się nie ruszają. Są przerażone i boją się ludzi. Dlatego tak ważne, aby wszystkie znalazły się w rodzinnych domach, które nauczą je normalnego życia. W niektórych przypadkach nie obejdzie się bez porad zwierzęcych psychologów.

Na pomoc Stowarzyszeniu ruszyły pozostałe organizacje prozwierzęce. Jamniki Niczyje przyjęły pod swój dach 20 maltańczyków, yorków i pudli. Także fundacje zrzeszające bulteriery i owczarki border collie objęły opieką odebrane właścicielom czworonogi.

- W naszych domach tymczasowych jest 19 buldogów francuskich - opisuje Agnieszka Herdecka z Załogi Bulldoga. - Jednemu z nich grozi eksplozja oka. Skóra wszystkich jest w fatalnym stanie. Najmłodszym przeprowadzamy badania pod kątem parwowirozy, ponieważ z innych fundacji dotarły do nas sygnały, że psy mogą cierpieć na tę chorobę.

Pogotowie dla Zwierząt od poniedziałku apelowało do ludzi o pomoc. Zgłosiło się ponad cztery tysiące chętnych, którzy chcą zaopiekować się psami i kotami.

- Teraz weryfikujemy wszystkie zgłoszenia - wyjaśnia Bielawski. - Najpierw wysyłamy ankiety, a następnie przeprowadzimy wizyty przedadopcyjne. Wygląda jednak na to, że wszystkim zwierzętom będziemy w stanie zapewnić domy tymczasowe.
Obojętne nie pozostały także firmy w regionie. Przychodnia „Cztery Łapy”, Salon pielęgnacji dla zwierząt „Rufi” i Psi Salonik z Bydgoszczy organizują zbiórkę darów. Karmę, podkłady higieniczne, szampony, koce, legowiska i zabawki można przynosić do budynków przy ulicy Bora-Komorowskiego 17, Kormoranów 12A oraz 11 Listopada 16. Także Salon fryzjerski dla Psów „Bryś” w środę zadbał o sierść części z psiaków.

Jednak największym problemem są koszty leczenia czworonogów; wciąż rosną. Już sięgają kilkudziesięciu tysięcy złotych. Dlatego stowarzyszenie prosi również o wsparcie finansowe. Wpłaty można kierować na numer konta bankowego Stowarzyszenia Pogotowie dla Zwierząt, Pl. Pocztowy 4/6, 64-980 Trzcianka 87 1020 3844 0000 1702 0048 1093 z dopiskiem „likwidacja fabryki psów”.

Właściciele zatrzymani. Odpowiedzą za znęcanie

W środę późnym wieczorem mundurowi na wniosek bydgoskiej Prokuratury Rejonowej zatrzymali właścicieli hodowli. Małżeństwo przebywa w policyjnej izbie zatrzymań.

- Postawimy im zarzut znęcania się nad 
zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem - mówi Adam Lis, zastępca prokuratora rejonowego w Bydgoszczy.

Grozi za to do trzech lat pozbawienia wolności. Funkcjonariusze wciąż zbierają materiał dowodowy. Czekają też na opinię biegłego, który był obecny przy likwidacji hodowli. Najbardziej makabrycznym odkryciem były ciała szczeniąt leżące w krzakach na terenie posesji. Przyczynę ich śmierci wyjaśni przeprowadzona sekcja zwłok.

Z ustaleń działaczy wynika, że była to likwidacja największej hodowli psów rasowych w Polsce, którą do tej pory udało się odkryć. Nikt wcześniej nie odebrał z jednego miejsca aż tylu zwierząt. Na terenie posesji hodowane były buldożki francuskie, yorki, maltańczyki, owczarki border collie, bulteriery, shih tzu oraz koty norweskie.

Brakuje kontroli, a w przepisach jest luka

Przepisy z 2012 roku zakazały rozmnażania zwierząt w celach handlowych z wyjątkiem zarejestrowanych hodowli. Spowodowało to, że powstało mnóstwo różnych stowarzyszeń, których nikt nie nadzoruje. Przyjmują one psy bez udokumentowanego pochodzenia i wcześniej wykluczone przez Związek Kynologiczny w Polsce z powodu chorób lub wad, a także takie, które nie przeszły odpowiednich kwalifikacji.

- Niestety, zdarza się, że przychodzą do 
nas osoby, które chcą zarejestrować psa, a okazuje się, że nie może on dostać rodowodu - tłumaczy Beata Klawińska, międzynarodowy sędzia, hodowca i kierownik sekcji bydgoskiego oddziału Związku Kynologicznego w Polsce. - Dokumenty, które dostali przy zakupie i miały do tego upoważniać, są wydrukowane na domowym komputerze, więc nie mają żadnej wartości.

Aby nie dać się oszukać, najlepiej najpierw sprawdzić, czy dana hodowla figuruje w rejestrze Związku Kynologicznego.
- Najważniejsza jest metryka psa - dodaje Klawińska. - To na jej podstawie zwierzę otrzymuje rodowód. Hodowle, które znajdują się w naszym rejestrze, obowiązuje regulamin. Dokładnie określa on, m.in. to, ile razy w ciągu roku suka może mieć młode. Każdy nowy miot przechodzi także kontrolę. Najczęściej w miejscu, w którym działa hodowla.

Niestety, nikt nie sprawdza tych, które są zarejestrowane w stowarzyszeniach. To właśnie tę lukę w prawie wykorzystało małżeństwo z Dobrcza. Nie wiadomo, ile jeszcze takich miejsc działa w naszym województwie.

Katarzyna Dworska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.