Smutno się to Winobranie skończyło, oj smutno. Nie tak miało być. Piękny jubileusz dziesięciolecia Speedway Ekstraligi miał kończyć się wymarzonym - i to nie tylko w Gorzowie i Zielonej Górze - finałem. Stal zadanie wykonała, Falubaz wygrał, ale poległ.
Z lubuskiego finału znów nici. Na południu płacz, na północy radość mieszająca się ze smutkiem. W końcu lepszy swój wróg niż obcy. Na spełnienie marzeń trzeba poczekać przynajmniej jeszcze rok. W końcu musi się zdarzyć, wiedzą coś o tym piłkarze polskich klubów. Dwadzieścia jeden lat oczekiwania i wreszcie jutro... piłkarski raj znów z udziałem Legii. Oby na ten żużlowy Ziemia Lubuska nie musiała tak długo czekać.
Gorzowsko-toruńska walka o mistrzowski tytuł też emocji dostarczy. „Anioły” na fali półfinałowego sukcesu chcą czuć się faworytem. Z tym optymizmem proponowałbym zaczekać przynajmniej do pierwszego starcia. Nie wierzę bowiem, że torunianie będą w stanie wygrać ze Stalą w wyższych rozmiarach niźli z Falubazem. Rewanż – historia dla torunian jest bezlitosna – to raczej powinna być formalność. Stal musi być złota, bo honor Ziemi Lubuskiej ktoś uratować musi.
W Gorzowie odliczanie, w Zielonej Górze... rozliczanie? Mam nadzieję, że nikt na takie pomysł nie wpadnie. Falubaz nękany zdarzeniami – ciekawe, kto o nich dziś pamięta - mogli podzielić los jednej z Unii. Spaść z ligi, albo czekać na baraże. Tymczasem o mały włos nie wygrali rundy zasadniczej i ciągle mają szanse na brązowe medale. Owszem, apetyt rośnie w miarę jedzenia i także należałem do tych, którzy w przededniu rozpoczęcia play off uważali zespół Marka Cieślaka za największego pretendenta do tytułu. Sport jeszcze raz pokazał, że jest nieprzewidywalny.
Kto realnie oceniający szanse Falubazu zakładał, że wpadki w półfinałach zaliczą ci, którzy przez cały sezon jeździli zawsze skutecznie? Nie słyszałem, nie widziałem, więc czas przełknąć gorycz porażki, klepnąć brązowy medal i myśleć o rewanżu za rok. Mam nadzieję w tym samym składzie.
Jeśli tak, to śmiem podejrzewać, że z indywidualnym mistrzem świata na pokładzie. Kto by pomyślał dwa lata temu, że oto wtedy dobijający do trzydziestki Jason Doyle, którego największym sukcesem był... tytuł zawodnika sierpnia Nice Polskiej Ligi Żużlowej we wrześniu 2016 roku będzie kandydatem do zostania królem światowego żużla. Piękna historia z Australii rodem. Niesamowity koniec tej opowieści – wszystko na to wskazuje, bo Doyle jest o długość przed resztą - będzie miał miejsce, a jakże w Australii. Cieszyć się chcą na Antypodach, cieszyć się chcemy i my. W drzwi do strefy medalowej coraz głośniej puka Bartosz Zmarzlik. W sobotę to już nie było nawet pukanie. Gorzowianin solidnie walnął pięścią w lekko uchylone już drzwi. Brakuje niewiele i Bartek Zmarzlik może je otworzyć, choć przecież wcale nie musi. Najważniejsze, że chce!
Rafał Darżynkiewicz