Piętnaście plus dwadzieścia i minus dziesięć to liczby weekendu. Emocji nie brakowało, bo zaczęło się już w piątek od meczu reprezentacji z Duńczykami.
Wyszło na remis i nudy nie było. Kadra w Lublinie wystąpiła w lekko okrojonym składzie, bo dwóch mistrzów świata sposobiło się do walki o przyszłoroczny cykl Grand Prix. Swego w kapitalnym stylu dopiął Patryk Dudek. Pięć trójek i elita jest jego. Próbujący złapać dwie sroki za ogon Piotr Pawlicki po słabym występie musi wszystkie siły rzucić na pozostałe tegoroczne turnieje, by pozostać w czołowej ósemce. Nie będzie niestety, triumfalnego powrotu do walki Krzysztofa Kasprzaka o mistrzostwo świata. Za rok będzie próbował jeszcze raz, w końcu musi się udać.
Obok Dudka do Grand Prix wjechali Martin Vaculik - to będzie drugie podejście Słowaka oraz Fredrik Lindgren. Szwed w tym sezonie trochę „rozrabia” ale potrafi pojechać skutecznie i widowiskowo. Lepszy taki trochę szalony Fredka niż „nudny” Andreas Jonsson, choć Szwedzi na „dziką kartę” mogą zawsze liczyć.
To jednak melodia przyszłości. Tu i teraz dzieją się półfinały. W jednej parze już pozamiatane. Stal w Poznaniu rozjechała Spartę w imponującym stylu. Z taką zaliczką gorzowianie już mogą przygotowywać się do finału. Ostrzeżenia przed nieobliczalną drużyną z Wrocławia okazały się niczym nie popartymi opiniami. Gospodarze do Poznania po prostu nie dojechali. I dobrze się stało, że na Golęcinie zaczął padać deszcz. Aura zlitowała się nad aktualnymi wicemistrzami Polski.
Stali już można gratulować, za zielonogórzan pozostaje mocno trzymać kciuki. Będą potrzebne, bo z Torunia Falubaz wyjechał ze sporym minusem, choć mogło być znacznie gorzej. Syndrom Grand Prix już dotknął Dudka. W sobotę osiągnął cel, który założył sobie przed sezonem. Zeszło ciśnienie, trochę presji, zapewne nałożyło się zmęczenie i... na Motoarenie kompletna klapa. Lekcja na przyszłość, z której obowiązkowo tak Patryk, jak i cały team Dudków musi wyciągnąć wnioski. Oby była to lekcja bez konsekwencji. Rewanż w Zielonej Górze pewnie już dziś został wyprzedany. Dziesięć to dużo, dziesięć to mało. Przecież faceci, którzy uciszyli Toruń w niedzielę wygrywając piętnasty wyścig jadą cały sezon dwucyfrowo. Dwóch pewniaków, odrodzony Dudek, Hampel u siebie, a i Karpow coś dorzuci i „Anioły” czeka przy W69 bardzo trudne zadanie, bo chyba nie uciekną?
Sportowo było fajnie, gorzej z frekwencją. Półfinał w Poznaniu wyraźnie pokazał, że stolica Wielkopolski za sprawą Speedway Ekstraligi, żużla to raczej nie pokochała. Gdyby nie radośni od pierwszego wyścigu kibice z Gorzowa byłby dramat. Niepokojąco wyglądały puste trybuny kilka dni wcześniej w Gdańsku. Czołówka żużlowców Speedway Ekstraligi, a kibiców garstka. Nie wygląda to dobrze w pukającej do elity Łodzi czy mającym ekstraligowe ambicje Rzeszowie. Duże miasta, koniec wakacji, ładna pogoda i puste trybuny. Szkoda. Optymistyczniej w Toruniu, Lublinie i Ostrowie. W tych dwóch ostatnich miastach nie ma ligowych klubów, więc reprezentacja czy gwiazdy turnieju indywidualnego przyciągają. Żużel to siła tradycji.