Trochę lepiej, ale tylko trochę. Stal na ośmiopunktowym minusie w finale Speedway Ekstraligi. Było już znacznie gorzej, ale gorzowianie wzorem sąsiadów zza miedzy w końcówce uratowali wynik.
Porażka niewielka i wszystko dziś - warto podkreślić słowo dziś - wskazuje na to, że mistrzostwo przypadnie zespołowi Stanisława Chomskiego. Takiej szansy na złote medale nie można zmarnować i Stal jej nie zmarnuje. W Gorzowie w niedzielny wieczór szykuje się wielkie świętowanie. Mistrz znów będzie nad Wartą i to jak najbardziej zasłużenie.
Po półfinałowej wpadce szybko pozbierali się zielonogórzanie. Wygrali w Poznaniu i na osłodę Falubaz zakończy sezon z brązowymi medalami. Licząc rok do roku to przy W69 jest progres, choć apetyt jeszcze kilka tygodni temu był znacznie większy. Warto cieszyć się jednak z tego co jest i myśleć o kolejnym sezonie. Myśleć pozytywnie, a „polowanie na czarownice” zostawić innym.
Tych polowań wielu nie ma, bo ligowa reszta - nie licząc Leszna - większych ambicji nie miała i nie ma. Unia tytułu nie obroniła, ale w lidze została, bo barażu nie będzie. Z nadziei na pozostanie w elicie - szemranej szansy na „kombinowany” baraż - nie mają już w Tarnowie. Orzeł tylko nieznacznie przegrał w Daugavpils, więc to łodzianie wywalczą awans. Warunki licencyjne pewnie spełnią, choć jak słychać łatwo nie będzie. Tarnowian czekają występy w niższej klasie, a także obserwacja podchodów pod Janusza Kołodzieja. Polowanie na trzykrotnego mistrza Polski czas zacząć. Stawiam na Łódź, bo ten kierunek już dawno i to z sukcesami przetarł Jakub Jamróg. Orły muszą licytować, bo atut starego i zagadkowego dla ekstraligowców toru, to zbyt mało na skuteczną jazdę w Speedway Ekstralidze. Liga jeszcze przez kilka dni i przerwa. Długie jesienno-zimowe wieczory bez Falubazów, Unii, Stali czy innych GKM-ów czy ROW-ów.
Emocje przedłuży walka o tytuł indywidualnego mistrza świata. Nie powinno być nudno, bo w grze o złoto jest ciekawie. Szanse na medal ma Bartosz Zmarzlik, a dwóch innych biało-czerwonych nie może odpuszczać żadnego punktu w boju o czołową ósemkę. Sztokholm, Toruń i wreszcie Melbourne. Trzy turnieje a możliwości dziesiątki. Fajnie to wygląda. Grand Prix ciekawe, nawet ostatni turniej mistrzostw Europy mógł się podobać. Do ostatniego wyścigu nie było wiadomo kto wygra i skończyło się niespodzianką. Mało kto pewnie stawiał na Nickiego Pedersena, a tu tymczasem Duńczyk pogodził faworytów. To ciągle światowa czołówka i żużlowa klasa. W takiej formie Pedersen spokojnie znajdzie hojnego pracodawcę na kolejny sezon. Gdzie to jeszcze Duńczyka nie było?
Ogólnie rzecz ujmując, sezon kończy się optymistycznie. Są emocje, kibiców nie brakuje, a jeszcze całkiem oficjalnie słychać o reaktywacji żużla w kilku „odpoczywających” ośrodkach. Z tym hurraoptymizmem trzech pełnych ośmiozespołowych lig, to radziłbym poczekać do procesu licencyjnego. Licencja prawdę powie.
Rafał Darżynkiewicz