Zupa rybna w Odessie? Ma ona słodko-gorzki smak
Macie dosyć bajek o wojnie? I o bohaterach, którzy zbawiali ojczyznę, ginąc na szańcach? Obejrzyjcie monodram Sebastiana Rysia.
Jeśli to miał być prawie koniec teatralnej przygody w Chojnickim Centrum Kultury przed remontem, to nad wyraz przejmujący. Żadne wielkie widowisko, tylko monodram na jednego aktora z torbą podróżną, ale jaki potężny ładunek miał w sobie ten spektakl, wiedzą ci, którzy przyszli na ostatnią odsłonę Teatru Repertuarowego.
- Genialny spektakl - tak zapowiadał go Grzegorz Szlanga, a jego recenzja jest dla chojniczan ważna, bo pokochali Chojnickie Studio Rapsodyczne i zaakceptowali jego repertuarową ramówkę.
Więc na czym polega fenomen gościnnego występu Sebastiana Rysia, aktora po warszawskiej PWST, lat 29, a więc dopiero tak na dobre rozpoczynającego karierę?
To niezła historia. Bazująca na losach słynnego emisariusza Jana Karskiego, od którego świat dowiedział się, co dzieje się w okupowanej Polsce i jaki los zgotował Hitler Żydom. Opowiedziana trochę na opak, bo jak wiadomo, świat się opowieścią Karskiego nie przejął. Uznał ją za nieprawdopodobną.
W spektaklu jest więc hipoteza robocza, co by było, gdyby jednak ktoś uwierzył. Jakim wtedy bohaterem byłby Jan Karski? Czy wtedy na każdym rogu stałyby jego pomniki i wszędzie można by kupować pamiątki z nim związane?
Czy byłby prawie świętym? Czy można byłoby robić biznes na turystyce „Śladami Karskiego”?
- No ja też bym nie uwierzył, gdyby mi ktoś powiedział, że w Rwandzie Hutu wyrżnęli dwa miliony Tutsi, że w Syrii zginęło jednego dnia 200 tysięcy ludzi, że w Korei Północnej też mordują - snuje dywagacje a propos aktor. - Potrzebowałbym jakiegoś dowodu.
Więc świat jest po trochu usprawiedliwiony. Przecież wtedy, gdy u nas Żydzi wędrowali do komór gazowych, gdy ginęli na ulicach getta, świat zachłystywał się „Casablanką”, świetnym filmem o miłości z pamiętnymi rolami Bogarta i Bergman.
Ale Bóg? Czy znajdzie się dla niego usprawiedliwienie? Dlaczego on pozwalał na to wszystko, co robili w czasie wojny tak kulturalni i tak dobrze wychowani Niemcy?
Ryś prowadzi widzów przez tę opowieść bynajmniej nie ckliwie i nie bazując na oczywistych emocjach. Jego gra jest pełna dystansu, momentami ironii. Gdy częstuje nas cukierkami „za zdrowie pana Karskiego”, ma to być rodzaj ekspiacji za naszą obojętność. Zjemy cukierka i już będziemy rozgrzeszeni za to, że byliśmy głusi i ślepi. Tak jak ci, którzy zlekceważyli Karskiego.
Jest i wątek osobisty, który na nowo uwiarygadnia tę historię. Dziadek aktora uczestniczył w odbiciu Karskiego z niemieckiego więzienia, a jego ojciec napisał książkę o losach Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. Teraz wnuk z sukcesem przybliża ją współczesnym.
Bo mimo tego, że tyle już powiedziano o Holokauście i o czasach Zagłady, warto o tym przypominać. Tak, by sens tego, co się wówczas działo, przejął nas do szpiku kości.
Może to nie jest recepta na to, by zbawić świat, ale przestroga, że takie wydarzenia zawsze są możliwe i że trzeba zrobić wszystko, by o nich krzyczeć, póki jest czas.
Tekst sztuki jest dziełem Szymona Bogacza, reżyserowała Julia Mark.
Na koniec - Szlanga nie przesadził. Spektakl naprawdę jest świetny. I szkoda, że teraz będzie posucha...