Zupa Kuronia i szarzy zjadacze muli
Wszystko przez ten ich cholerny Sopot Festival w TVN. W trakcie koncertu zasnąłem i… Przed przebudzeniem siarczyście przeklinałem. Kto by chciał wrócić do roku 1982?! Ha!
Mnie by żadnymi wołami czasu do tamtych lat nie zaciągnęli. Ale podejrzewam, że są Polacy, którzy za rokiem 1982 (łamane przez „Rok 1984”) tęsknią. I nie chodzi o miliony tych, którzy w 1989 głosowali przeciwko ideałom „Solidarności”. Chodzi o tzw. szarych zjadaczy chleba, którzy byli wtedy młodzi, pierwszy raz się zakochali, wystali w sześciotygodniowej kolejce meble „Junior” (takie akurat rzucono).
A stan wojenny, zastrzeleni górnicy z Wujka, opozycja w więzieniach? To nie zaprzątało codziennych myśli tak bardzo, jak kiełbasa zwyczajna, pół kilo schabu i paczka „Popularnych”. Wolność rzecz względna, dla wielu (większości?) mniej istotna od bezpieczeństwa i porządku. A jeść i palić trzeba.
Rok 1982 dopadł mnie na powrót podczas słuchania sopockiego koncertu przebojów z lat 80. Odziani w ciuchy warte więcej niż cały sklep mięsny w PRL, zapowiadacze poprzedzili „Jolkę” rzewnym wywodem, „jak to wtedy było”. Sęk w tym, że jest nie do wytłumaczenia młodszym.
Zawsze śmialiśmy się z mamy, że wpada w panikę słysząc zbliżające się pioruny. Gdy podczas intensywnej burzy schowała się do szafy, rozbawiło nas to bardziej od kabaretu Pietrzaka (a był wtedy zabawny). Gdy byłem trochę starszy, wyjaśniła, że to przez wojnę. W czasie bombardowania straciła przyjaciela z podwórka. Bomba urwała mu pół ciała, od pasa w dół. Ona, sześcioletnia dziewczynka, trzymała go za ręce przez następny kwadrans, dopóki nie przyszli dorośli. Przyjąłem tę opowieść. Emocje wokół niej pojawiły się lata później, gdy urodziły mi się dzieci. Zrozumiałem strach mamy. Ale nie zacząłem bać się burzy. To jest JEJ strach. Nie do opowiedzenia.
Rok 1982, cały „mój” PRL, gomułkowsko-gierkowsko-jaruzelski, to oczywiście nie jest opowieść na miarę tamtej hekatomby. Ale też nie da się jej, ot tak, przekazać dalej. Namiętności Polaków są dziś zupełnie inne. Coraz bardziej takie, jak np. Francuzów.
Niedawno wydawało mi się absurdem, że Yannick Alleno jest na Zachodzie bardziej znany niż Emmanuel Macron. Bo gotuje. Zapewnia restauracjom gwiazdki Michelina. Pisze o tym książki sprzedające się w nakładach sto razy większych niż bestsellery polityczne. Robi sesje zdjęciowe, w których głównymi „modelami” są trufle. Jest - wybaczcie - bogiem naszych czasów
Odchodzące pokolenie II wojny pamięta jedzenie jako dostarczanie organizmowi dawki kalorii z czegokolwiek po to, by przeżyć. Ja należę do pokolenia przejściowego. A jakie mamy dziś? Studentów politologii, zatroskanych o Polskę i świat, uraczyłem dwoma cytatami: „Demokracja to system gwarantujący, że nie będziemy lepiej rządzeni, niż na to zasługujemy” oraz „Nie palcie komitetów, zakładajcie własne”. Dodałem, że tak mawiał Kuroń. - Jakub? Ten kucharz?! - zdziwili się.
Żaden z nich nie musiał smakować oszczędnościowej zupy (Jacka) Kuronia. Na szczęście. Po zajęciach poszli na mule.