Żrącym proszkiem obrzucił nastolatki. Celował w twarz
Poparzonym dziewczynom pomocy udzielili kierowcy autobusu i taksówki.
Zatrważające wydarzenia rozegrały się w poniedziałkowy wieczór w centrum Rzeszowa. Było przed godziną 22, kiedy 18-letnia Karolina z koleżanką wracały do domu.
- W rozmowie telefonicznej pytałam, czy przyjechać po nią, ale mówiła, że nie ma takiej potrzeby, ponieważ idą razem na przystanek na plac Wolności i wrócą autobusami. Około godz. 22.30 córka miała dotrzeć do domu - opowiada mama Karoliny.
Na wysokości Teatru Maska dziewczyny zorientowały się, że ktoś za nimi idzie. Jakiś nieznajomy mężczyzna.
- Był ubrany w brązową kurtkę z pomarańczowymi dodatkami, ciemne spodnie. Miał kaptur na głowie. Gdy przyśpieszyły, on także przyśpieszył. Zaczęły więc biec. Ruszył za nimi - kontynuuje mama 18-latki.
Karolina mówi, że szarpnął ją, bo pewnie chciał, żeby się odwróciła. Wtedy rzucił w nią białym proszkiem. Trafił w prawe oko i policzek.
- Myślałam, że to śnieg, bo substancja zaczęła spływać po twarzy jak woda, ale skóra i oko zaczęły mnie strasznie piec - mówi dziewczyna, która wciąż nie może zapomnieć tych przerażających wydarzeń.
Nie wiadomo, co to była za substancja. Możliwe, że żrący kret lub jakiś kwas.
- Córka przestała widzieć na oko. Dalej jednak biegły z koleżanką na przystanek, gdzie stali ludzie. Nikt jednak nie zareagował, choć mężczyzna wciąż był za nimi.
Karolina wówczas wpadła do stojącego w zatoczce autobusu MPK, na oślep, nie patrząc nawet na jego numer. Bała się o koleżankę, której z nią nie było. Okazało się, że druga dziewczyna, mocno przestraszona, pobiegła w kierunku postoju taksówek. Tu dopadł ją mężczyzna ze żrącą substancją w ręku.
- Rzucił w nią proszkiem. Trafił w twarz. W oczy na szczęście nie, bo koleżanka zasłoniła się szalikiem.
Gdy dziewczyna siedziała już w aucie, uderzał jeszcze w szybę i maskę, wykrzykując wulgaryzmy typu: „ty k..., wysiądź z samochodu”. Przegonił go jednak kierowca, który odwiózł dziewczynę bezpiecznie do domu.
Karoliną zaopiekował się kierowca autobusu MPK linii nr 31, który jechał w kierunku al. Sikorskiego. - Poczekał później z córką w zajezdni, aż przyjadę, uspokajał ją, dodawał otuchy, był z nią. Jesteśmy mu niezwykle wdzięczni. Wspaniały człowiek - mówi.
Mama zabrała Karolinę od razu do szpitala. Opatrzyli ją chirurg i okulista.
- Na szczęście oko nie zostało uszkodzone, choć podrażnione. W poniedziałek na policzku widoczne było mocne zaczerwienienie, a dziś, po zastosowanych maściach, jest już dużo lepiej - opowiada. - Usłyszeliśmy, że dobrze, iż córka miała makijaż i panował na dworze mróz. To mogło nieco osłabić działanie tej żrącej substancji.
Kobieta jeszcze tego feralnego wieczora powiadomiła policję, bojąc się, że szaleniec może zaatakować jeszcze innych bezbronnych ludzi i zrobić im krzywdę.
- Poszliśmy z funkcjonariuszami w te miejsca, gdzie mężczyzna rzucał proszkiem w córkę i jej koleżankę, ale nie było już śladów substancji - mówi. - Myśleliśmy, że może jakiś pojemnik porzucony po tej substancji znajdziemy, ale nic nie było. Policjanci wzięli szalik Karoliny do badań, by ustalić, jakiego żrącego środka użył napastnik.
Adam Szeląg, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Rzeszowie, mówi, że sprawą zajmują się policjanci z wydziału dochodzeniowo-śledczego i kryminalni. Próbują ustalić, kto był sprawcą. Przejrzą nagrania z monitoringu, nie tylko z kamer miejskich, ale także z okolicznych budynków. Będą próbowali dotrzeć też do świadków. Trwa jeszcze ustalanie, jaka to była substancja.
Myślałyśmy, że u nas jest tak bezpiecznie
Zaatakowanej licealistce i rodzicom trudno wciąż ochłonąć po tych wydarzeniach.
- Rzeszów i Podkarpacie są wysoko w rankingach najbezpieczniejszych miejsc w kraju, a tu takie rzeczy się dzieją. Nie spodziewałam się tego. Jaki motyw miał ten mężczyzna? Nie mam pojęcia. To przerażające, okropne.
Jest pod wrażeniem zachowania kierowcy autobusu.
- Dla mnie ten człowiek to bohater. Dobrze, że są ludzie, którzy potrafią stanąć na wysokości zadania.
Poczekał z Karoliną na przystanku do czasu, aż dodzwoni się do koleżanki i upewni, że ta jest już bezpieczna w taksówce.
- Wiem, że taksówkarz za darmo zawiózł ją do domu. Też fantastycznie się człowiek zachował. Wspaniały gest.
Udało się nam skontaktować z Marcinem Gubernatem, kierowcą miejskiego autobusu, który zaopiekował się maturzystką do czasu przyjazdu mamy.
- Bardziej niż pomocy udzieliłem dziewczynie schronienia - mówi skromnie. - Nie wyobrażam sobie, by było inaczej. To normalne.
Kierowca dodaje, że nie widział, niestety, sprawcy ataku ani całego zajścia. - Powiem pani szczerze, że gdybym to zauważył, ani chwili bym się nie wahał, ani dwa razy się nie zastanawiał, żeby wybiec z autobusu i ruszyć za tym człowiekiem oraz pomóc zaatakowanym dziewczynom.
Dlaczego ten człowiek zaatakował?
Nie wiadomo, jakie były motywy napastnika. Czy miał to być tylko wybryk chuligański, chęć przestraszenia dziewczyn, a może bandycki atak i mężczyzna chciał je trwale okaleczyć. Może był chory. Takie przypadki, niestety, miały już miejsce w Polsce.
Kilka dni temu w „Pytaniu na śniadanie” w telewizyjnej Dwójce przypomniano szokującą historię z sierpnia 2016 r. W sądzie w Łodzi, w biały dzień, pani Katarzyna została oblana kwasem przez mężczyznę, którego oskarżyła o uporczywe długotrwałe nękanie. Stalker wniósł kwas w słoiku po kawie w wewnętrznej kieszeni marynarki. Przed wejściem do sali rozpraw chlusnął cieczą prosto w twarz. Kobieta przeszła wiele operacji i pierwszy raz zdecydowała się na udzielenie wywiadu, w którym mówiła, jak walczy o normalne życie.