W czasie II wojny światowej z naszego kraju wywieziono około 516 000 dzieł sztuki o wartości szacunkowej 11,14 miliarda dolarów. Wiele z nich do dziś rozsianych jest po całym świecie.
Obraz „Portret mężczyzny” powstał w 1728 roku. Jego autorem jest urodzony w Szczecinie barokowy malarz Krzysztof Lubieniecki, który żył w latach 1659-1729. Tworzył między innymi w Amsterdamie. Specjalizował się w portretach, a także scenach biblijnych. W 1938 roku „Portret mężczyzny” trafił do Muzeum Narodowego w Warszawie. W sierpniu 1939 roku pracownicy muzeum, spodziewając się wybuchu wojny, postanowili go ukryć, podobnie jak wiele innych dzieł. Zamknięto go do skrzyni i oznaczono inicjałami „M.P.4”. Tam przeleżał aż do powstania warszawskiego. 9 października 1944 skrzynia z napisem „M.P.4” została jednak załadowana na ciężarówkę i wywieziona w nieznanym kierunku.
W 1945 roku jeden z żołnierzy amerykańskiej 42 dywizji piechoty znalazł obraz w Niemczech. Postanowił zabrać go ze sobą, nie mając jednak pewności co do jego wartości. W 2009 roku jeden z członków rodziny żołnierza tworzył drzewo genealogiczne. Przy okazji wpadło mu w ręce zdjęcie swojego przodka z ciekawym obrazem. Zainteresował się nim. Ustalił, że dzieło ze zdjęcia, które przywieziono do Ameryki tuż po wojnie, zostało sprzedane właścicielowi jednej z prywatnych kolekcji w Ohio. Amerykanin powiadomił FBI, podejrzewając, że obraz pochodzi z Niemiec, a więc prawdopodobnie został zrabowany z jednego z okupowanych krajów.
O sprawie powiadomiono biuro FBI w Warszawie. Pod koniec sierpnia 2015 roku amerykańscy śledczy poinformowali pracowników warszawskiego Muzeum Narodowego, że odnaleziono obraz, który w przeszłości mógł należeć do jego kolekcji. Do Stanów Zjednoczonych wysłano eksperta z dziedziny konserwacji malarstwa, który ten fakt potwierdził. Muzeum nie zdradza, u kogo znaleziono dzieło, ale wiadomo, że jego posiadacze zgodzili się na jego bezwarunkowe oddanie. 27 września 2015 roku samolot z płótnem „Portret mężczyzny” w luku bagażowym wylądował na lotnisku Okęcie. Po 71 latach, wskutek wielu przypadkowych zdarzeń, dzieło wróciło na swoje stare miejsce.
Równie ciekawa historia wiąże się ze „Schodami pałacowymi” Francesco Guardiego. To obraz olejny o wymiarach 32,8×25,8 cm. Sam Guardi był weneckim malarzem rokokowym, uważanym za jednego z ostatnich klasycznych malarzy szkoły weneckiej. Jego dzieła zdobią między innymi galerie Luwru, National Galery w Londynie, Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku czy Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu.
3 marca 1925 r. obraz został kupiony przez Muzeum Narodowe w Warszawie od kolekcjonera Leona Kranca. Do wybuchu II wojny światowej dzieło było eksponowane w budynku muzeum przy ul. Podwale 15 w Warszawie. Podobnie jak w przypadku „Portretu mężczyzny”, obraz zdjęto ze ściany i umieszczono w piwnicach muzeum. Niemcy szybko go jednak odnaleźli. Został przewieziony do składnicy Urzędu Specjalnego Pełnomocnika ds. Zabezpieczania Sztuki i Dóbr Kultury mieszczącej się w Bibliotece Jagiellońskiej w Krakowie.
Stamtąd trafił na Wawel, gdzie swoją siedzibę miał szef Generalnej Guberni Hans Frank. W tym samym miejscu znajdował się także słynny obraz Rafaela „Portret młodzieńca”, który pochodził z kolekcji rodziny Czartoryskich, oraz „Dama z gronostajem” Leonarda da Vinci. W 1944 roku wszystkie trzy obrazy pojechały do zamku hrabiego Richthofena na Dolnym Śląsku. Tam na pewien czas słuch po nich zaginął.
Na podstawie dokumentów odnalezionych w niemieckich archiwach ustalono, że 24 grudnia 1945 r. obraz „Schody pałacowe” przekazano do składnicy dóbr kultury w Wiesbaden, a następnie do Central Collecting Point w Monachium. Płótno, zamiast wrócić do swojego prawowitego właściciela, trafiło na Uniwersytet w Heidelbergu jako „obiekt o nieznanym pochodzeniu”. W 1980 r. przekazano je jako depozyt do Kurpfalzische Museum w Heidelbergu, a następnie do miejskiej galerii w Stuttgarcie, gdzie dzieło znajdowało się do 2014 roku. Wtedy upomnieli się o nie Polacy, którzy mieli je w swojej bazie zwanej „Katalogiem strat wojennych”. Niemcy nie robili problemów. 3 kwietnia 2014 obraz został przekazany dyrektorce Muzeum Narodowego w Warszawie Agnieszce Morawińskiej. Uroczystość odbyła się z udziałem ministra kultury i dziedzictwa narodowego Bogdana Zdrojewskiego oraz ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. To był jeden z największych sukcesów związanych z restytucją należących do Polski dzieł sztuki.
Ale nie zawsze wszystko się udaje, o czym świadczy przykład wspomnianego dzieła Rafaela „Portret młodzieńca”. Rodzina Czartoryskich kupiła je od rodziny Giustinianich z Wenecji około roku 1800. Później wystawiono je w Muzeum Czartoryskich. W czasie I wojny światowej ukrywano je w Dreźnie. W 1939 trzy najcenniejsze obrazy z kolekcji Czartoryskich zostały spakowane do skrzyni, oznaczonej literami LRR (Leonardo, Rembrandt, Rafael) i ukryte w Sieniawie. Tam jednak zbiory odnaleźli Niemcy i zostały wysłane do Berlina. Adolf Hitler prawdopodbnie sprezentował ów obraz Hansowi Frankowi, wskutek czego trafił on na Wawel.
Kiedy szef Generalnej Guberni uciekał z Krakowa, powierzył ukrycie obrazu swojemu pełnomocnikowi ds. dzieł sztuki. Ten rzekomo miał jednak pomylić „Portret młodzieńca” z jakimś innym płótnem, wskutek czego obraz Rafaela zaginął. Od tego czasu krążą informacje, że rzekomo znajduje się w jednej z zagranicznych kolekcji. Wiele takich plotek słyszał prof. Wojciech Kowalski z Zespołu ds. Rewindykacji Dóbr Kultury Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Zespół ten działa od 1999 roku, jego celem jest wspieranie wysiłków Polski w celu odzyskiwania dóbr kulturalnych. W pracach tych MSZ współdziała z ministerstwem kultury, które rejestruje straty wojenne i publikuje ich katalogi, a także z innymi kompetentnymi polskimi instytucjami, m.in. muzealnymi, bibliotecznymi oraz archiwalnymi.
- Plotki pojawiają się z najróżniejszych źródeł, jedna z nich mówiła na przykład, że obraz „Portret młodzieńca” znajduje się u arabskich szejków. W praktyce taka akurat informacja jest jednak nie do sprawdzenia - mówi prof. Kowalski. Członek zespołu przyznaje jednak, że wiele krajów pomaga stronie polskiej w odnajdywaniu dzieł sztuki. - Nie zawsze są to instytucje kulturalne. W jednej ze spraw we Włoszech pomogła nam Guardia di Finanza, czyli włoska policja skarbowa.
Jak odzyskuje się mienie? Procedury restytucyjne prowadzone są w oparciu o prawo międzynarodowe, ale zastosowanie mają w tym przypadku również przepisy prawa krajowego państwa, na którego terenie obiekt został odnaleziony.
Na podstawie zgromadzonej dokumentacji sporządzany jest wniosek restytucyjny, w którym wskazuje się pochodzenie obiektu, opisuje okoliczności jego utraty, a przede wszystkim dowodzi prawa własności. Problem polega na tym, że większość systemów prawnych w cywilizowanych krajach chroni nabywcę, który wszedł w posiadanie jakiegoś dzieła sztuki w dobrej wierze. To o tyle istotne, że wiele dzieł sztuki od czasu wojny wielokrotnie zmieniło właściciela, a kolejni nabywcy nie byli świadomi jego pochodzenia. W takich przypadkach konieczne są niejednokrotnie trwające wiele miesięcy pertraktacje zmierzające do znalezienia kompromisowego rozwiązania. Działania restytucyjne podejmowane są nie tylko poza granicami Polski. MKiDN działa również w kraju.
Dzięki takim bardzo długotrwałym staraniom do Polski wróciło dzieło flamandzkiego malarza Jacoba Jordaensa (1593-1678). Jest to olejny szkic do obrazu „Święty Iwo, patron prawników”, znany także pod tytułem „Święty Iwo wspomagający biednych”. Obraz ten do 1944 r. znajdował się w zbiorach Muzeum Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Ewakuowany w celu zabezpieczenia przed działaniami wojennymi do Kamieńca Ząbkowickiego, zaginął przypuszczalnie w 1945 r. po zajęciu tego terenu przez Armię Radziecką. Pod koniec 2008 r. pojawił się w ofercie domu aukcyjnego Sotheby’s w Londynie. Został wycofany z aukcji na wniosek Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Odzyskanie obrazu stało się możliwe w wyniku kilkuletnich negocjacji prowadzonych z Sotheby’s przez polskie placówki dyplomatyczne w Londynie i Waszyngtonie, a także dzięki zaangażowaniu w sprawę amerykańskiej agencji Homeland Security Investigations.
Z Polski w czasie okupacji niemieckiej wywieziono około 516 000 dzieł sztuki, o wartości szacunkowej 11,14 miliarda dolarów. Do dziś dzięki staraniom ministerstwa oraz dokumentacji zgromadzonej w MKiDN do kraju powróciło wiele cennych zabytków, w tym m.in.: w 1994 r. ze Stanów Zjednoczonych „Praczka” Gabriela Metsu, w 1997 r. z Rosji obraz „Apollo i dwie muzy” Pompea Batoniego, w 1999 r. ze Szwajcarii „Portret księcia pomorskiego Filipa I” pędzla Łukasza Cranacha Młodszego. W 2002 roku udało się przywieźć z Wielkiej Brytanii obraz Adriaena Brouwera „Chłopi w karczmie”, a rok później z Wielkiej Brytanii i Finlandii hełm i obojczyk ze zbroi karacenowej oraz fragmenty zbroi husarskiej. Od 2006 r. zbiory Muzeum Narodowego w Warszawie ponownie zdobi zaginiony w trakcie powstania warszawskiego „Portret Karola Podlewskiego” autorstwa Jana Matejki.
Jak tłumaczy prof. Małgorzata Omilanowska, była minister kultury, grabież dzieł sztuki podczas II wojny światowej została precyzyjnie zorganizowana. W jej zaplanowaniu dużą rolę odegrała „przyjacielska wizyta” niemieckich historyków sztuki, która miała miejsce w latach międzywojennych, a podczas której oglądali oni i rejestrowali najcenniejsze polskie skarby.
Nasze dzieła znajdują się także w Rosji. 12 lat temu Polska złożyła kilka wniosków dotyczącą dzieł zrabowanych przez Rosjan w trakcie II wojny i po jej zakończeniu. Chodzi między innymi o „Madonnę Głogowską” Lucasa Cranacha. W sierpniu 1945 roku została ona wywieziona do Związku Radzieckiego. W roku 2000 fotografia dzieła pojawiła się na stronie internetowej zasobów Muzeum Puszkina w Moskwie. 16 lat temu rosyjski Sąd Konstytucyjny ustanowił bowiem obowiązek ujawnienia pełnego wykazu dzieł sztuki, książek i archiwaliów przejętych na terenie Niemiec przez Armię Czerwoną. Ale na ich zwrot Rosjanie się nie zgodzili.
Autor: Tomasz Kapica