Zostawcie puszczę w spokoju!
We wtorek rano ekolodzy znów zablokowali ciężki sprzęt używany do wycinania drzew w Puszczy Białowieskiej. W akcji wzięli udział także Czesi i Rumuni. Wszyscy domagają się zaprzestania wycinki i otwarcia szlaków turystycznych.
- Nie wszystko można przeliczać na pieniądze - mówi Klaudia Wojciechowicz, która wczoraj przykuła się do maszyny wycinającej drzewa. - Puszcza Białowieska nie jest lasem gospodarczym i należy ją zostawić samą sobie.
Kobieta była jedną z uczestniczek kolejnego - czwartego już - protestu miłośników przyrody, jaki odbył się w Puszczy Białowieskiej. Tym razem w okolicach leśniczówki Postołowo. Poprzedni miał miejsce w miniony czwartek i zakończył się interwencją antyterrorystów, którzy ściągnęli jedną z aktywistek z kilkumetrowego rusztowania. Ekolodzy domagają się zaprzestania wycinki drzew oraz otwarcia puszczy dla zwiedzających. Jak informowaliśmy, zamknięcie szlaków odbiło się na miejscowych, którzy w wielu przypadkach utrzymują się z turystyki.
- Kilka pań przyniosło nam kawę, herbatę i pierogi - opowiada Marianna Hoszowska z Fundacji Greenpeace Polska. - Przyszła też grupa mieszkańców z własnym transparentem.
Do polskich ekologów dołączyła tez grupa kolegów z Czech i Rumunii.
- Puszcza Białowieska to ostatni nizinny las naturalny Europy - dziedzictwo nas wszystkich. Nie mogę uwierzyć, że trwa jego wycinka - ubolewa Jaromir Blaha, uczestnik blokady z Czech.
Protestujący zarzucają Lasom Państwowym łamanie prawa. Wskazują, że ciężki sprzęt do wycinki pracuje w puszczy w drzewostanach ponadstuletnich i w strefach ochronnych UNESCO, w których priorytetem powinna być ochrona naturalnych procesów.
- To wstyd, że ludzie z zagranicy muszą bronić Światowego Dziedzictwa Ludzkości przed polskim Ministrem Środowiska, dla którego zyski ze sprzedaży drewna są ważniejsze niż zachowanie lasów naturalnych i ochrona procesów przyrodniczych - komentuje Adam Bohdan z Fundacji Dzika Polska.
W poniedziałek kilkaset osób zgromadziło się na Rynku Głównym w Krakowie. Pod wieżę ratuszową manifestanci przynieśli transparenty, na których napisali m.in. „Wycinacie nasze drzewa, gdy powietrza nam potrzeba”, „Żubry, rysie, wilki, puszcza cała do wycinki”. Wczoraj z kolei podobny protest odbył się w Katowicach, a wcześniej w Toruniu, Poznaniu czy Gdańsku.
Akcje mają zwrócić uwagę na dewastację Puszczy Białowieskiej i trwającą tu od kilku miesięcy masową wycinkę drzew. Zgodę na nią wydał minister środowiska. W ocenie resortu, miała ona stanowić ratunek przed atakiem kornika. Ten argument miłośników przyrody jednak nie przekonuje. Jak zaznaczają, kornik bowiem był zawsze, a puszcza potrafi się przed nim obronić sama. Ekolodzy domagają się wizji lokalnej naukowców, którzy mieliby zbadać wycinane i wywożone drzewa. Po ich apelu taka grupa pojawiła się w puszczy w miniony weekend, jednak nie została wpuszczona do lasu.
- Taka postawa pokazuje, że Lasy Państwowe chyba mają coś do ukrycia - mówi Klaudia Wojciechowicz, która brała udział we wczorajszym proteście w Puszczy Białowieskiej.
Zwiększona wycinka drzew zaniepokoiła kolejną międzynarodową instytucję. Chodzi o Radę Europy, która rozważała przywrócenie Białowieskiemu Parkowi Narodowemu prestiżowego Dyplomu Obszarów Chronionych. To wyróżnienie dla cennych obszarów przyrodniczych i jednocześnie certyfikat jakości, świadczący o wysokich standardach ochrony przyrody. BPN szczycił się nim do 2007, później dyplom został zawieszony. Po ostatniej wizycie europejskich ekspertów i wdrożeniu planów ochronnych pojawiła się szansa na jego odzyskanie. Po ostatnich wydarzeniach, może to być niemożliwe.
Podczas wczorajszego protestu w puszczy nie obyło się bez incydentów. Grupa kilkudziesięciu strażników leśnych otoczyła protestujących własną taśmą.
- Nie można tu wejść, ani wyjść. Sytuacja jest dziwna i czujemy się zagrożeni - mówiła nam Marianna Hoszowska z Greenpeace Polska.
Tym razem to ekolodzy zawiadomili policję.
- Protestujący w Puszczy Białowieskiej uniemożliwiają pracę pilarzom, którzy usuwają suche świerki zagrażające bezpieczeństwu ludzi - tłumaczy z kolei Jarosław Krawczyk z RDLP w Białymstoku. - Suche drzewa stwarzają największe zagrożenie dla odwiedzających, ponieważ w każdej chwili, w sposób nieprzewidywalny, mogą się przewrócić. Przy tego typu nagłym zdarzeniu, to nadleśniczy a nie aktywista pozarządowy będzie ponosił odpowiedzialność za narażenie życia i zdrowia odwiedzających.
Krawczyk dodaje też, że wizyta naukowców w Puszczy Białowieskiej powinna odbyć się w szerokim gremium naukowców, również tych mających odmienną koncepcję ochrony puszczy. Data wizyty powinna być wspólnie ustalona.