Zostali bez wody, bo rury zamarzły
- Nie mamy jak się umyć, oprać - we wtorek przez łzy opowiadała „Pomorskiej” zrozpaczona Żaneta Taflińska, mama małej Julki. - Właściciel obiecuje, że pojawią się ekipy, ale ich ciągle nie ma. Chodzimy do sąsiadów po wodę, ale ile można?!
Pani Żaneta z najbliższymi wyjechała poza Grudziądz na sylwestra. Wrócili po 4 dniach. - Odkręciłam kran i woda już nie popłynęła - mówi lokatorka z budynku przy ul. Kościuszki. - Ręce mi opadły. Mieszkamy tu od trzech lat i wcześniej takiej sytuacji nie było.
Grudziądzanka zgłosiła problem właścicielowi budynku w poniedziałek rano. - Usłyszałam, że mogłam nie wyjeżdżać i palić w piecu, wtedy woda by nam nie zamarzła - mówi Żaneta Taflińska. - Twierdził, że mogliśmy też zostawić leciutko odkręcone krany. Absurd!
Administrator wysłał ekipę do mieszkania na Kościuszki. Mieszkanie jest usytuowane na poddaszu. Jak się okazało, rury doprowadzające tutaj wodę poprowadzono w... suficie. Tuż pod krokwiami podtrzymującymi dach. Aby fachowcy mogli dostać się do rur, musieli w suficie wybić dziurę... - Rury były oszronione. Fachowcy nie mogli ich ogrzewać ponieważ groziłoby to wybuchem pożaru - relacjonuje pani Żaneta.
Ekipa miała wrócić we wtorek rano. Nikogo nie było.
Adam Zalewski, właściciel kamienicy przy ul. Kościuszki w rozmowie z „Pomorską” zapewnił, że fachowcy pojawią się u grudziądzanki jeszcze we wtorek. Tłumaczył, że jest dużo awarii i trzeba uzbroić się w cierpliwość.
- To moja dobra wola, że wysyłam firmę, by to naprawiła. Lokatorka powinna wykonać prace we własnym zakresie - zastrzegł Zalewski. - Jest mróz i trzeba palić w piecu, a nie wyjeżdżać.
Adam Zalewski dotrzymał słowa. Awaria została usunięta we wtorek wieczorem. - Woda jest - ucieszyła się pani Żaneta.