Znów porażka Stelmetu... To już koniec marzeń?
Słabiutki mistrz Polski przegrał z Arisem Saloniki 72:80 i praktycznie może się pożegnać z marzeniami o awansie. Nie wyglądaliśmy jak drużyna...
Mistrzowie Polski ostatnio byli zewsząd krytykowani za swoją grę. Wszyscy doskonale wiedzieliśmy, że mecz z Arisem był dla nich tym z gatunku „być albo nie być” w Lidze Mistrzów.
Trener Artur Gronek nieco zaskoczył wyjściowym ustawieniem. Na parkiecie od początku meczu nie pojawił się Vladimir Dragicević.
Wszystko rozpoczęło się można powiedzieć tradycyjnie. Goście objęli prowadzenie, ale na szczęście tylko na kilka minut. W piątej minucie zielonogórzanie po celnej trójce Jarosława Mokrosa wyszli na 8:6. Pierwsza kwarta nie była na pewno popisem strzeleckim w wykonaniu obu drużyn. Jedni i drudzy dużo próbowali rzucać za trzy, jednak robili to z kiepskim skutkiem. Szkoda dwóch łatwych strat Thomasa Kelatiego, bo po nich Grecy zdobyli łatwe punkty i wrócili na prowadzenie 13:10.
Już w pierwszej odsłonie spotkania nasi popełnili aż sześć strat. Chwilę po wyjściu na parkiet było już 22:12 dla Arisu. Trener Gronek szybko poprosił o przerwę. Stelmet wciąż nie mógł złapać swojego rytmu gry. Brakowało płynności i skuteczności. Dobrą zmianę dał James Florence, który w krótkim odstępie czasu zdobył pięć „oczek”. Stopniowo zmniejszaliśmy przewagę rywali. W 14 min było już tylko 25:29. Kiedy wydawało się, że możemy jeszcze przybliżyć się do przeciwnika, to ten zdobył punkty, a chwilę później my popełniliśmy stratę. Tak w skrócie wyglądała druga kwarta. Wciąż nie mogliśmy wejść na odpowiednie tory. Znów szwankował rzut z dystansu. Do przerwy trafiliśmy tylko 3/14. Więcej piłek zebraliśmy, ale to nie przynosiło efektu.
Na początku trzeciej kwarty zbliżyliśmy się na cztery punkty do Greków, ale dwie minuty później było już 44:36 dla Arisu. Bardzo mocno zdenerwował się Thomas Kelati, który najpierw został ukarany przewinieniem technicznym, a później niepotrzebnie sfaulował rywala. Wściekły Gronek zmienił doświadczonego zawodnika, który niestety dał się ponieść emocjom. Dawno nie widzieliśmy tak wkurzonego Kelatiego. Zielonogórzanie cały czas mozolnie próbowali gonić rywala. W 25 min po rzutach wolnych Martynasa Geceviciusa było już tylko 43:44. Po świetnej akcji duetu Koszarek - Dragicević w końcu wyszliśmy na prowadzenie 45:44! Kibice w hali CRS musieli na nie czekać prawie dwie kwarty. Niestety, nie nacieszyliśmy się nim długo. Po trzech punktach Michalisa Tsairelisa Aris wyszedł na 51:47. Kolejną „trójeczkę” dorzucił chwilę później dobrze znany z Rosy Radom Gary Bell i znów musieliśmy mocno gonić.
Czwarta część meczu znów rozpoczęła się dla nas źle. Zaczęliśmy od nietrafionych rzutów. My mieliśmy gonić, a to rywal jeszcze bardziej odskakiwał... Fatalny i bezradny Stelmet przegrał i z bilansem 2-6 praktycznie może się pożegnać z awansem do Top-16.Nie tak to miało wyglądać.