Znany radny: - Dla mnie to skandal. Miasto: - Nie było innego wyjścia
- Jak można walić do dzików nieopodal domów!? Totalny brak wyobraźni! - grzmi radny Jerzy Synowiec. Magistrat odpowiada, że odstrzał, który przeprowadzono przy ul. Błotnej, miał wszelkie pozwolenia i był przeprowadzony prawidłowo.
Sytuację radny J. Synowiec opisał na swoim facebookowym profilu. - Na terenie ogródków działkowych przy ul. Błotnej dwaj myśliwi urządzili sobie polowanko. Zamordowali od pięciu do siedmiu dzików, strzelając do nich kilkadziesiąt metrów od zabudowań mieszkalnych. Ubite zwierzęta szybko załadowali na przyczepkę i wywieźli je. Na pytania mieszkańców stwierdzili, że mają na to pozwolenie od prezydenta miasta - można przeczytać we wpisie radnego.
Były prośby i zgłoszenia
Sytuacja miała miejsce w niedzielę. Jednak zdania do dziś J. Synowiec nie zmienił i ciągle to w nim siedzi. - Wciąż uważam niedzielne wydarzenia za skandal. Generalnie zabijanie zwierząt jest złe. A tu dodatkowo organizacja była taka, że strzelano blisko domów. Dlatego wezwałem policję - dodaje jeszcze radny.
Co na to magistrat? Rzecznik Wiesław Ciepiela tłumaczy, że odstrzału dokonano na prośbę i po zgłoszeniach od mieszkańców. - Pierwsze sygnały dotyczące występowania dzików na terenie ogrodów przy ul. Błotnej i Roosevelta pojawiły się pod koniec sierpnia. 3 września do urzędu wpłynęło pismo z Ogrodu Działkowego Leśnik z prośbą o wydanie zezwolenia na odstrzał redukcyjny dzików w związku z zagrożeniem bezpieczeństwa jakie stwarzają oraz szkodami w uprawach i niszczeniem ogrodzeń. Później podobne prośby wystosowały jeszcze ogrody Jedność i Komunalik - czytamy w wyjaśnieniu urzędu miasta.
I takie zezwolenia - na odstrzał 10 sztuk - zostały przez magistrat wydane (po uzgodnieniu warunków z szefem okręgu Polskiego Związku Łowieckiego w Gorzowie).
Dostała je firma Azyl z podgorzowskiego Ściechowa.
Wszystko tak, jak należy
Akcję udało się przeprowadzić dopiero 24 listopada. - Dostałem z ogrodów na ul. Błotnej zgłoszenie o losze, która pogoniła jedną panią z działki. Pojechaliśmy na miejsce. Było kilka dzików. A jedna locha była pobudzona, agresywna, ruszyła też na myśliwego - mówi GL szef Azylu Zbigniew Wójcik. Zapewnia, że cała operacja była właściwie zabezpieczona, bezpiecznie wykonana i nikomu nie zagrażało niebezpieczeństwo. Strzały były oddawane z bliska, nikt nie strzelał na wielkie odległości, nie było niebezpieczeństwa rykoszetu.
A dlaczego zabite dziki (pięć sztuk) zapakowano na przyczepkę i wywieziono? - Bo takie są zasady postępowania w związku z rozprzestrzeniającym się wirusem ASF - dodaje Z. Wójcik.
Sprawdziliśmy też na policji: mundurowi nie prowadzą żadnej sprawy związanej z „polowaniem na działkach”. Patrol faktycznie przyjechał na wezwanie J. Synowca, ale po sprawdzeniu wszystkich okoliczności policjanci nie mieli powodu, by kogokolwiek za coś karać.
Coraz większy problem
Dzików na terenie Gorzowa przybywa. W marcu br. ich liczebność władze miasta szacowały na 200 sztuk. - Jednak biorąc pod uwagę biologiczne uwarunkowania tego zwierzęcia do rozrodu, brak naturalnych zagrożeń, wyjątkowo ciepłe zimy, łatwość w dostępie do pokarmu, roczny przyrost należy szacować na 200 proc. - czytamy w komunikacie magistratu.
Na zlecenie urzędu przez lata wyłapywano je i wywożono do lasów, ale w zeszłym roku wprowadzony został zakaz odstawiania ich poza granice administracyjne. Dlatego myśliwi dokonują ich odstrzału.