Znani torunianie o swoich świętach. Tych z dzieciństwa i tych na Karaibach
Święta – te nadchodzące i te minione były tematem naszych rozmów ze znanymi torunianami. Choć nie prowadziliśmy ich przy makowcu i serniku, to smaczków nie zabrakło. Znalazło się też miejsce na prawdziwą bombę. Kaloryczną!
Zobacz wideo. Świąteczne pyszności z Włoch
Znani torunianie o swoich świętach. Tych z dzieciństwa i tych na Karaibach
Święta – te nadchodzące i te minione były tematem naszych rozmów ze znanymi torunianami. Choć nie prowadziliśmy ich przy makowcu i serniku, to smaczków nie zabrakło. Znalazło się też miejsce na prawdziwą bombę. Kaloryczną!
Jak Robert Małecki utracił wiarę w Świętego Mikołaja
Tegoroczne święta pisarz Robert Małecki spędzi… w samochodzie. - Na szczęście nie całe. W zasadzie to nawet nie aż tak długo, bo kręcimy się po Toruniu. Najpierw jedziemy do teściów, a następnie do moich rodziców, gdzie spotykamy się dodatkowo z rodziną mojego brata – mówi autor. Towarzyszyć im będzie ukochany pies Archie, który uwielbia święta. - Z wielką radością dobiera się do choinki (ogryza jej pieniek!) i nieufnie spogląda na bombki – relacjonuje pisarz. A potem opowiada nam, jak to się stało, że Robert Małecki przestał wierzyć w św. Mikołaja...
- Jako dziecko nie mogłem się nadziwić, dlaczego Święty Mikołaj nosi buty mojego dziadka. Ale dziadek mi wyjaśnił, że fabryki obuwia produkują buty na masową skalę. Prawda, w dzieciństwie moi koledzy i ja nosiliśmy dokładnie te same trampki – wspomina Robert Małecki.
Nie ukrywa jednak, że ten fakt zachwiał jego wiarę w świętego. - Upadła ona doszczętnie, kiedy pewnego roku poszukiwałem wraz z bratem prezentów upchanych po szafach. W pokoju babci, pod łóżkiem, odkryliśmy piękne drewniane łuki ze strzałkami zakończonymi przyssawkami. Nie mogliśmy się doczekać, kiedy zaczniemy z nich strzelać. Do świąt pozostało kilka dni. Kiedy wreszcie ten dzień nastał, a prezenty zostały rozdane, łuków nikt nam nie wręczył. Zapytaliśmy babcię, czy o czymś nie zapomniała. Zapomniała. I z tego powodu my też zapomnieliśmy o Świętym na lata – wspomina pisarz.
Bomba na stole. Głodni saperzy potrzebni od zaraz!
Tak było w dzieciństwie, a jak jest teraz? - Kiedy dorosłem zacząłem doceniać święta przede wszystkim w wymiarze kulinarnym – przyznaje Robert Małecki. Jednym z jego ulubionych momentów świąt jest ten, gdy na stół wjeżdża prawdziwa bomba. Kaloryczna. - Bombę zawsze robił mój dziadek (ale nie ten od butów, tylko drugi). Jest to ciemne ciasto z dodatkiem cynamonu i mnóstwem bakalii, a do tego oblane lukrem. Smakuje wybornie. Kiedy mojego dziadka zabrakło wśród nas, pomyślałem, że tradycja pieczenia tego smakołyku w rodzinie Małeckich nie może zaginąć – mówi. Pisarz podjął więc wyzwanie i co roku przygotowuje dwie smakowite bomby dla bliskich, którzy później rozbrajają je niczym wygłodniali saperzy.
Z opłatkiem na Karaibach
Filip Wolak, światowej sławy fotograf pochodzący z Torunia, tegoroczne święta spędzi w Nowym Jorku. W Wigilię odwiedzi Polaków, rodziców swojego dobrego przyjaciela, więc, jak mówi, „wieczór będzie pyszny, ciepły i w stylu, jaki pamiętam z młodości”. Zupełnie inaczej zapowiada się pierwszy dzień świąt. - Czeka mnie wizyta u typowo amerykańskiej rodziny, z choinką na pełnym wypasie, dekoracjami jak u Disneya i wszechobecną, tandetną, świąteczną muzyką. Jak się domyślacie, nie przepadam za amerykańską wersją Bożego Narodzenia, sklepów ze świąteczną atmosferą unikam jak ognia – przyznaje fotograf. W Stanach nie obchodzi się drugiego dnia świąt, więc tego dnia Filip Wolak będzie pracował. - Mam zlecenie fotograficzne w Met Cloisters, zapewne coś wokół świąt, ale z klasą, więc powinno być ciekawie – mówi. Najbardziej osobliwe święta? Te spędzone na Martynice przy temperaturze +30 stopni.
- Oczywiście beż choinki, za to ze świetnie przyrządzonymi specjałami z wyspy, nieskończoną ilością rumu i nieustającymi wizytami sąsiadów, kuzynów i znajomych. Z siedzeniem do rana i kokosowymi lodami własnej roboty – wspomina fotograf. A jeśli już o świątecznych specjałach kulinarnych mowa, to Filip Wolak nie owija w bawełnę. - Uwielbiam praktycznie wszystko. Łącznie z karpiem i to w każdej jego postaci (poza żywym!). Pierwszego dnia świąt, na śniadanie uwielbiam bigos, pieczołowicie gotowany przez parę dni, a tak naprawdę to najlepszy z samego dna gara, kiedy już się kończy – uważa fotograf, a nam ślinka cieknie na myśl o tych wszystkich pysznościach.
Święta to jednak coś więcej niż jedzenie. Filip Wolak podkreśla, jak ważny jest dla niego zwyczaj dzielenia się opłatkiem. - Tradycja piękna i wzruszająca, prawdziwie humanitarna i wyzwalająca najlepsze w nas uczucia – mówi. Opłatek pojawił się nawet podczas Wigilii na Karaibach. Ale na co dzień, w Stanach, gdzie mieszka fotograf, tego zwyczaju nie ma. - Chyba właśnie tej tradycji najbardziej mi tu brakuje. Jest to coś, co czyni święta Bożego Narodzenia tak bardzo wyjątkowymi – kończy torunianin.
Święta w samym sercu gór
Z kolei aktor, Mateusz Burdach, nigdy nie spędził świąt Bożego Narodzenia za granicą. - Jestem chyba zbytnim tradycjonalistą, choć nie twierdzę, że nie marzą mi się święta gdzieś, gdzie obchodzą je inaczej. Z czystej ciekawości – mówi. Nie zawsze jednak celebrował święta w rodzinnym domu.
- Dziewięć lat temu po raz pierwszy spędziłem Boże Narodzenie w polskich górach. Pojechaliśmy tam razem z moją mamą. Były to pierwsze święta bez taty i to była bardzo dobra decyzja, aby nie spędzać ich w domu, który tak bardzo przypominałby jego brak. W górach byliśmy zaopiekowani przez otaczających nas ludzi i cudownych właścicieli – mówi aktor.
Góralskie święta wspomina jako pełne uroku i zaangażowania. Nie zabrakło regionalnych strojów, muzyki i śpiewów. - Bardzo polecam spędzić takie święta, gdzieś, gdzie będzie nam inaczej, zmienimy przestrzeń, może się zdystansujemy do świata – mówi aktor. - Przecież tradycję ma się w sercu, prawda?
Rodzynki w serniku? „Kwestia sporna”
Dla modelki Agnieszki Wasilewskiej tegoroczne święta będą inne niż wszystkie. - Każde święta w moim życiu spędzałam tak samo, w Toruniu z rodziną. Jest to czas, który poświęcam moim najbliższym, również mojemu ukochanemu, który także chciałby odwiedzić w tym czasie swój rodzinny dom. Dlatego w tym roku pierwszy raz w życiu spędzę Wigilię gdzieś indziej, w domu rodzinnym mojego partnera – mówi Agnieszka Wasilewska. Do Torunia przyjedzie dopiero 25 grudnia. - Niestety, nasze rodzinne miejscowości dzieli trochę kilometrów, dlatego musimy sprytnie podzielić ten czas, aby każdy z nas był zadowolony, a zarazem żebyśmy byli razem – mówi. Dla modelki święta to czas, w którym nie ma pośpiechu, są za to rozmowy, śmiech i oczywiście jedzenie.
- Bardzo chętnie sięgam po sernik mojej cioci, koniecznie musi być bez rodzynek, a nie ukrywam, że jest to sporna kwestia w naszej rodzinie – śmieje się Agnieszka.
Ze świątecznych dań lubi także zupę grzybową oraz bigos babci. - Uważam, że nikt nie robi lepszego – twierdzi.