Znamy już pytanie referendalne. Teraz czas na zbieranie podpisów
Nauczyciele nie chcą reformy edukacji. Od poniedziałku będą pytać o zdanie wszystkich. Po to, żeby złożyć wniosek o referendum w tej sprawie.
„Czy jest pani/pan przeciw reformie edukacji, którą rząd wprowadzi od września 2017 roku?”. Tak brzmi pytanie referendalne, na które mieliby odpowiedzieć Polacy jeszcze przed wakacjami. Bo Ministerstwo Edukacji Narodowej chce rozpocząć reformę edukacji we wrześniu. A Związek Nauczycielstwa Polskiego i inne organizacje, chcą najpierw chcą poznać opinię społeczeństwa czy warto organizować w tej sprawie referendum.
Bo uważają, że nauczyciele, dyrektorzy i rodzice nie zgadzają się na reformę. Nie chcą zmian. Boją się, że jest robiona w pośpiechu, a nowa podstawa programowa - pisana na kolanie.
- Bo przecież nie chodzi tylko o zmianę tabliczki nad drzwiami wejściowymi do szkoły. Chodzi o to, czego będą się uczyć nasze dzieci - przekonuje Andrzej Gryguć, prezes podlaskiego okręgu ZNP.
Dlatego w czwartek zostanie powołany wojewódzki sztab wyborczy ds. referendum. A od przyszłego tygodnia związkowcy, środowiska akademickie, członkowie partii politycznych, nauczyciele i rodzice rozpoczną zbieranie podpisów. - Chcemy dotrzeć do jak najszerszego grona osób. Przede wszystkim do rodziców, bo to w ich rękach leży los dzieci - zapowiada Gryguć.
Podpisy będą zbierane wszędzie, gdzie się da. Na przykład w lokalach instytucji, które są przeciw reformie. Adresy, gdzie można będzie złożyć podpis zostaną podane w czwartek. Zbieranie rozpocznie się już w poniedziałek i potrwa do końca marca. Związkowcy zapowiadają, że z listami wyjdą także na ulice.
Jeśli zwolennicy referendum zbiorą pół miliona podpisów, związkowcy złożą oficjalny wniosek do Sejmu. - O reformie jest głośno, wszyscy o niej mówią, dlatego zebranie tylu podpisów w ciągu dwóch miesięcy jest realne - ocenia Maria Mieszalska-Goroszkiewicz, prezes białostockiego oddziału ZNP.
O tym czy referendum się odbędzie zdecyduje marszałek Sejmu. - Zobaczymy czy przedwyborcze obietnice o rozpatrywaniu inicjatyw społecznych znajdą teraz potwierdzenie w rzeczywistości - zastanawia się Andrzej Gryguć.
- A żeby ogólnopolskie referendum było wiążące, musi do urn pójść 50 procent uprawnionych do głosowania, czyli ponad 15 mln wyborców - wyjaśnia dr Jarosław Matwiejczuk, konstytucjonalista z UwB.
Ale niektórzy zastanawiają się czy nie jest już za późno. - Mamy przykład regionalnego referendum w sprawie lotniska. Frekwencja była bardzo niska - przypomina Piotr Górski, dyrektor PG nr 17.
A koszty przeprowadzenia krajowego referendum wahają się między 90 a 100 mln złotych.