Zmiany w prawie farmaceutycznym. Znikną apteki oferujące tańsze leki?
Projekt zmian w prawie farmaceutycznym zakłada wprowadzenie poważnych ograniczeń w zakładaniu aptek. Może mieć to wpływ na ceny leków.
Przygotowywany przez parlamentarny zespół ds. regulacji rynku farmaceutycznego projekt zakłada wprowadzenie zakazu otwierania aptek, jeżeli liczba mieszkańców przypadających na jedną aptekę w danym województwie jest mniejsza niż trzy tysiące. Wyjątek stanowi sytuacja, gdy planowana apteka znajdowałaby się w odległości jednego kilometra w linii prostej od już działających.
Projekt zakłada też, że jeden podmiot mógłby prowadzić nie więcej niż cztery apteki. Twórcy projektu uznali, że istnieje ryzyko monopolizacji rynku przez kilka największych sieci aptecznych, że grozi nam ekspansja sieci zagranicznych i że obecny stan pozwala na nieprzestrzeganie prawa oraz że szerzy się postrzeganie apteki jako typowej działalności biznesowej.
Projekt zakłada więc doprowadzenie m.in. do zahamowania rozwoju sieci aptecznych i powstawania nowych. A te mają średnio o kilkanaście, a w przypadku niektórych leków, nawet kilkadziesiąt procent niższe ceny niż apteki indywidualne oraz o 25 proc. szerszy asortyment i dużo niższe marże. Oferują więcej produktów i w niższej cenie, bo mają możliwość pertraktowania z producentami leków i hurtowniami.
Wie o tym Jan Zając, prezes polskiej sieci aptek Ziko, który 10 lat temu założył z żoną farmaceutką pierwszą aptekę. - Pamiętam, jak traktowali nas przedstawiciele zachodnich koncernów i olbrzymich hurtowni farmaceutycznych. Nie mieliśmy nic do gadania - wspomina. Zdaniem prezesa na zmianie skorzystają zachodnie koncerny.
Krytycy mówią, że argument o monopolizacji rynku przez sieci aptek nie odpowiada faktom. Według raportu Fundacji Republikańskiej obecnie funkcjonuje ponad 15 tys. aptek i punktów aptecznych. Aż 62 proc. z nich to apteki indywidualne, a tylko 38 proc. sieciowe. Sieci apteczne to w 96 proc. polskie przedsiębiorstwa. Zaledwie pięć jest własnością firm z udziałem kapitału zagranicznego, a w dodatku opanowały one jedynie 4 proc. rynku.