Złapała ją arktyczna gorączka. Mieszkanka regionu rusza na roczną wyprawę do stacji polarnej Polskiej Akademii Nauk
Na Spitsbergenie człowiek musi w pełni podporządkować się naturze, inaczej nie przetrwa. Ale w jakiej kondycji przetrwa Arktyka, która jest jedną z najszybciej ocieplających się części świata? Rozmowa z Patrycją Ulandowską-Monarchą, jedyną bydgoszczanką, która jako meteorolog weźmie udział w 43. Wyprawie Polarnej IGF PAN do Polskiej Stacji Polarnej w Hornsundzie na Spitsbergenie.
Stacja Polarna Uniwersytetu Mikołaja Kopernika na Spitsbergenie działa już 45 lat. Pani była tam jako studentka Wydziału Nauk o Ziemi trzykrotnie. Czy zmiany klimatu widać tam gołym okiem?
Średnia roczna temperatura powietrza w Arktyce wzrasta. Prof. Jacek Jania z Uniwersytetu Śląskiego w jednym z artykułów obrazuje wrażliwość obszarów arktycznych na zmiany klimatu. Podaje, że w ciągu ostatnich 30 lat średnia temperatura w Longyearbyen, stolicy Svalbardu (norweskiej prowincji w Arktyce, obejmującej swym zasięgiem archipelag Svalbard, którego największą wyspą jest Spitsbergen) rosła w tempie 1,4 stopnia Celsjusza na 10 lat. Dla porównania: w Katowicach wzrost temperatury na dekadę wyniósł 0,4 stopnia. W ciągu kilku minionych dekad objętość lodowców zmniejszyła się o 50 proc. W wyniku topnienia lodów Grenlandii i Antarktydy oraz wzrostu temperatury wody, a tym samym zwiększenia jej objętości, poziom mórz i oceanów wzrasta o 3 mm rocznie. Wydaje się, że to niewiele, ale ma ogromne znaczenie, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że za niecałe 100 lat będą to 2 metry, co będzie stanowić poważne zagrożenie dla obszarów zalewowych czy zagrożonych cofkami. Wspomniany wzrost temperatury ma bezpośredni wpływ na topnienie lodowców, ich bilans masy. Zmiany te nie tylko są widoczne gołym okiem, ale również na dostępnych zdjęciach satelitarnych. Lodowce na przestrzeni lat podlegają powolnemu ruchowi grawitacyjnemu, natomiast woda z topniejącego lodu, która przenika do ich podłoża, przyspiesza ten proces. Jednym z efektów tego procesu jest niezwykły spektakl, kiedy bryły lodu odrywają się od czoła lodowców i spadają wprost do wody. Towarzyszy temu głośny trzask, tworzy się przy tym spora fala.
A jak zmiany klimatu wpływają na życie mieszkańców tamtych rejonów?
Na Spitsbergenie mieszkają ludzie, którzy wiedzą, że muszą dostosować się do warunków, jakie tam panują. To głównie ci, którzy znaleźli się tam z wyboru. Mówi się, że nikt tam nie umiera. Prawda jest taka, że ziemia jest zbyt zmarznięta (nadal, na to jeszcze zmiany klimatu nie wpłynęły), by kopać grób, dlatego ciała zmarłych są wywożone do Norwegii. Wydaje się, że mieszkający na Arktyce ludzie radzą sobie dobrze: jeśli brakuje śniegu i nie sprawdza się skuter śnieżny, poruszają się pieszo. Ruch turystyczny nie maleje. Warto poznawać naturę, której tam człowiek w stu procentach się podporządkowuje, ale i ludzi, którzy w tych warunkach żyją. Mnie od razu uderzyła ich otwartość, szczerość, zaufanie. Nie zakluczają aut, zostawiają kluczyki w stacyjkach samochodów i skuterów, otwarte drzwi domów. Nic nie ginie. W Longyearbyen żyje ok 2 tys. ludzi. O 500 mniej niż niedźwiedzi polarnych.
Czy niedźwiedzi ubywa?
Jest ich mniej, bo przemieszczają się na północ, ale Norwegowie o nie bardzo dbają. Udało mi się zobaczyć niedźwiedzia za każdym razem, gdy byłam w stacji badawczej UMK: w 2013, 2014 i 2015 roku. Za pierwszym z oddali zauważyłam tylko zarys tego zwierzęcia, za drugim - ślady przy budynkach stacji i kręcącego się w pobliżu „misia”. To było zaskoczenie, bo przez lata niedźwiedzie nie podchodziły tak blisko stacji. Za trzecim razem spotkanie było spektakularne: pływaliśmy z grupą naukowców łodzią motorową między bryłami lodu. Zauważyliśmy na jednej z nich fokę. Podpłynęliśmy nieco bliżej, okazało się, że jest martwa, na wpół już zjedzona. Nagle z wody wynurzył się niedźwiedź. Był 250, może 300 m od nas. Byliśmy zafascynowali. Dopiero kiedy odpłynęliśmy, pojawił się strach i myśl: co byłoby, gdyby niedźwiedź był przed obiadem, a my zaczęlibyśmy w popłochu motać się między bryłami lodu? Ale niedźwiedzie polarne to nie żadne krwiożercze bestie. Spitsbergen jest pod jurysdykcją Norwegii, tamtejsze prawo bardzo silnie chroni te zwierzęta. A, co może ważniejsze, ludzie, którzy tam żyją, mają wielki szacunek do natury. Zwierzęta żyją między ludźmi, wolne, np. renifery, które swobodnie przechadzają się po miasteczkach, a ludzie o nie dbają.
I chodzą ze strzelbami - takie prawo.
Strzelby są po to, by odstraszyć niedźwiedzia, gdy życie, a w drugiej kolejności mienie człowieka jest zagrożone - i tylko wtedy. Tylko, by odstraszyć, czyli strzelić w powietrze. Zresztą ustrzelenie niedźwiedzia, na szczęście, nie byłoby proste. Ma twardą skórę, grube futro, jest duży, silny, ale szybki. Trzeba by trafić w szyję, co byłoby - podejrzewam - niezwykle trudne zwłaszcza w sytuacji stresowej lub w tułów. Nikt tam na zwierzęta już nie poluje. Strzelba się jednak przydaje - warto trzymać ją w górze, gdy rusza się na dłużej w teren. Na Spitsbergenie żyje bardzo wiele ptaków, a nie rosną tam drzewa - najwyższe rośliny mają może 15 cm wysokości. Ptaki robią więc gniazda na ziemi. Trzeba uważać, by żadnego nie zdenerwować, przechodząc w pobliżu jego piskląt. Wiele gatunków nauczyło się oszukiwać. Udają, że są ranne, np. że mają złamane skrzydło, i odskakują w bok, odciągając w ten sposób uwagę człowieka od gniazda. Niektóre atakują pierwsze - kołują nad człowiekiem i próbują uderzyć dziobem w jego głowę. I tu właśnie przyda się wystająca w górę strzelba czy długi patyk, którym można ruszać w powietrzu, by odstraszyć ptaka. Zabawne są za to liski polarne, czyli pieśce. Dotąd byłam na Arktyce jedynie latem, więc nie widywałam ich w pięknym, śnieżnym wydaniu. Kiedy jest ciepło, ich sierść jest brązowa, krótka, z niewielkimi tylko białymi, puchatymi kępkami. Wyglądają pociesznie, tak też się zachowują. Gdy tylko zostawimy na zewnątrz coś, co mogłoby im się spodobać, np. kapeć, to natychmiast znika. Jeszcze szybciej znika zostawione nieopatrznie jedzenie. Teraz wybieram się na całoroczną wyprawę do stacji Polskiej Akademii Nauk. Mam nadzieję, że zobaczę piękne, zimowe umaszczenie lisa polarnego. I ponownie zorzę polarną. To moje marzenie.
Całoroczna wyprawa to też marzenie...
Tak, odkąd poznałam Arktykę, z miejsca się w niej zakochałam. Uwielbiam zimę, a zima na północy jest wyjątkowa. Mówi się, że ci, którzy wyjadą tam raz, mają dwa wyjścia: albo przeżyją niesamowitą przygodę życia i wrócą do normalności, albo złapią bakcyla i zawsze już będą tęsknić do Arktyki. To arktyczna gorączka. I ja ją złapałam. Wyprawy do stacji badawczej UMK były świetnym doświadczeniem, ale bardzo zależało mi na tym, by móc spędzić na Spitsbergenie także noc polarną. Całoroczną wyprawę planowałam przez pięć lat. Byłam bardzo szczęśliwa, gdy okazało się, że zakwalifikowałam się do udziału w 43. Wyprawie Polarnej IGF PAN do Polskiej Stacji Polarnej Hornsund na Spitsbergenie. To wiąże się z rocznym wyjazdem, z którego nie można wycofać się w trakcie. Przygotowania trwają. Wypływamy z Gdyni w czerwcu. Na szczęście nie ma limitu bagażu - statkiem dopłyniemy aż do Longyearbyen. Spakujemy się w wielkie plastikowe beczki lub metalowe skrzynie. Dzięki temu nasze rzeczy nie ulegną zniszczeniu.
Na Spitsbergenie mieszkają ludzie, którzy wiedzą, że muszą dostosować się do warunków, jakie tam panują. To głównie ci, którzy znaleźli się tam z wyboru. Mówi się, że nikt tam nie umiera.
Spakowanie się na rok to spore wyzwanie.
Właśnie. Trzeba przygotować się na wiele różnych okoliczności i wcale nie mówię o ubraniach, bo niska temperatura nie będzie dla mnie dużym wyzwaniem. Tam chłód odczuwa się inaczej. Podczas letnich wypraw termometry w cieniu, 2 m nad ziemią, pokazywały 5-7 stopni i chodziliśmy w polarach, 31 lipca 2013 roku, kiedy byłam w stacji badawczej UMK, padł rekord ciepła: ponad 15 st. Celsjusza. Zimą będzie mroźnie. Może się zdarzyć, że przez kilka dni pogoda nie pozwoli na wyjście w teren i np. przez tydzień będziemy mieli bardzo dużo wolnego czasu, który trzeba sobie jakoś zagospodarować. Dla relaksu zajmę się szydełkowaniem. Chciałabym wykonać niewielkie maskotki. I z myślą o bliskich (nie będzie mnie przecież w domu na święta, a poczta tam działa), i z myślą o aukcjach charytatywnych. Uwielbiam też gry planszowe, książki, a w sytuacji kryzysowej na Stacji można skorzystać z Internetu. Podczas takiego pobytu ważne jest też, by szanować prywatność i styl życia innych. Jesteśmy uczulani na to, że gdy któryś z uczestników wyprawy nie będzie miał przez kilka dni ochoty na towarzystwo innych, powinniśmy zostawić go w spokoju. Trzeba się do siebie nawzajem dostosować. Najłatwiej będzie, jak się wszyscy polubimy.
Podczas dyżurów będę zobowiązana prowadzić obserwacje meteorologiczne oraz wykonywać inne obowiązki związane z moim stanowiskiem. Warunki pogodowe będą moim głównym obiektem zainteresowań, a te podczas pracy mogą być oczywiście różne.
Ile osób chciało wziąć udział w wyprawie PAN?
Co roku chętnych są setki, a ostatecznie zakwalifikuje się tylko kilka osób. Poszukiwani są ci, którzy mają już pewne doświadczenie, chociażby terenowe lub z poprzednich wypraw, ale ważne są również inne umiejętności: techniczne, organizacyjne. Według mnie najwięcej trzeba posiadać chęci i determinacji. Po zakwalifikowaniu się przechodzi się odpowiednie szkolenia, aby dobrze przygotować się na wyjazd, ale przede wszystkim, aby czuć tam się po prostu bezpiecznie. W końcu to będzie nasz dom przez rok.
Co będzie pani robić w stacji polanej Polskiej Akademii Nauk?
Moim głównym zadaniem będzie praca jako meteorolog, a podstawowe doświadczenie w tym zakresie zdobyłam pełniąc podobną rolę na Stacji Polarnej UMK kilka lat wcześniej. Podczas dyżurów będę zobowiązana prowadzić obserwacje meteorologiczne oraz wykonywać inne obowiązki związane z moim stanowiskiem. Warunki pogodowe będą moim głównym obiektem zainteresowań, a te podczas pracy mogą być oczywiście różne.