Ziobro dostał władzę, jakiej nie miał nikt
Przegłosowane w środę przez PiS ustawy o KRS i o ustroju sądów powszechnych dają Zbigniewie Ziobrze zakres władzy, którego nie miał jeszcze żaden minister sprawiedliwości. To jeszcze nie koniec. W kolejce czeka projekt ustawy o Sądzie Najwyższym.
Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro właśnie stał się jednym z kilku najsilniejszych polityków obozu rządzącego. Jego kariera zatoczyła koło o prawie 10-letnim obwodzie - niedawno, bo w zeszłym roku, powrócił do tej pozycji, którą miał u boku Jarosława Kaczyńskiego w latach 2006-2007, za rządów koalicji PiS, LPR i Samoobrony. Co prawda właśnie minęła (9 lipca) 10. rocznica początku końca tamtego rządu, czyli nieoczekiwanych przez PiS skutków tzw. afery gruntowej - w czym i Ziobro miał swój udział. Runęły wtedy marzenia o przyszłej prezydenturze i o roli partyjnego „delfina” Kaczyńskiego. PiS stracił władzę, a Ziobro stopniowo był w partii kierowany na boczny tor, ale z miękkim lądowaniem w europarlamencie. To mu nie starczyło - w 2011 roku razem z Jackiem Kurskim i Tadeuszem Cymańskim i grupą stronników w Sejmie po serii spięć z kierownictwem PiS założył własną partię - Solidarną Polskę. Projekt nie chwycił, „ziobryści” lądowali pod progiem, w 2014 roku nie weszli do PE, porażką były też dla nich wybory samorządowe.
Już wtedy było jasne, że dla kontynuowania kariery Ziobro potrzebuje PiS, a PiS do zwycięstwa wyborczego potrzebuje tych 3 procent Ziobry. Minęło jednak sporo czasu do momentu, w którym znów znalazł się w orbicie Kaczyńskiego. Czyściec trwał długo - dopiero w 2015 roku, u progu kampanii media pisały już serio o „powrocie Ziobry”. Wcześniej „ziobryści” musieli znieść niejedno upokorzenie, sami też nie szczędzili partii Kaczyńskiego krytyki i złośliwości.
PiS wystartowało do wyborów 2015 roku z partią Ziobry (i ugrupowaniem Gowina oczywiście) u boku. Warunki koalicji zostały dotrzymane przez obie strony. Zaraz po wygranych przez Zjednoczoną Prawicę wyborach Ziobro wszedł do rządu jako minister sprawiedliwości, jego ludzie dostali stanowiska i w resorcie, i w KPRM. Zarazem Solidarna Polska w zasadzie przestała istnieć jako oddzielny byt polityczny, politycy partii Ziobry nie prezentują żadnych stanowisk, które byłyby w jakiś sposób odmienne od linii przyjętej przez PiS.
Na kolejny awans w hierarchii obozu rządzącego Ziobro nie musiał długo czekać. Jedną z pierwszych większych ustaw przegłosowanych przez PiS w tej kadencji była ta o prokuraturze - na powrót łącząca stanowiska ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego i oddająca w ręce resortu kontrolę nad prokuraturami w całym kraju. 16 marca zeszłego roku Ziobro jako minister został jednocześnie prokuratorem generalnym - to właśnie wtedy wrócił do roli i rangi z lat 2006-2007.
Tym razem jednak Ziobro idzie krok dalej. Nadal pozostaje poza PiS - jako lider Solidarnej Polski. Ale musi się cieszyć sporym zaufaniem Kaczyńskiego - bo właśnie dostaje władzę o potężnym zakresie. Taką, która potencjalnie może zostać użyta nawet przeciw dotychczasowym sojusznikom. Taką, której nigdy nie miał. Bo prokuratorem generalnym i ministrem sprawiedliwości Ziobro już raz był - i to w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, a nie Beaty Szydło. Teraz jednak dostaje uprawnienia, które nigdy w Polsce nie należały do kompetencji prokuratora generalnego -zyskuje kontrolę nad przebiegiem kariery sędziów i nad powołaniami do stanu sędziowskiego.
Nową, potężną porcję władzy Ziobro dostał w środę, gdy PiS rzutem na taśmę uchwalił dwie skrajnie kontrowersyjne ustawy dotyczące sądownictwa, wycofane z porządku obrad chyłkiem, niedługo przed przyjazdem do Polski Donalda Trumpa, po to by dotrzymać danej Amerykanom obietnicy, że podczas wizyty prezydenta USA w naszym kraju nie będzie żadnych masowych protestów.
Pierwsza ustawa to ta o Krajowej Radzie Sądownictwa - najważniejszym organie polskiego sądownictwa. KRS odpowiada m.in. za opiniowanie kandydatów na sędziów (to również Rada kieruje wnioski o powołanie nowych sędziów do prezydenta), wiceprezesów i prezesów sądów, za przenoszenie sędziów w stan spoczynku. Rada ma spore uprawnienia dyscyplinarne względem sędziów, może kierować do TK projekty ustaw dotyczących sądownictwa. Nowa ustawa o KRS zakłada wygaszenie, w ciągu 30 dni od wejścia w życie, kadencji jej członków: zarówno 15 sędziów, jak i 6 parlamentarzystów. Nowa KRS ma mieć dwuizbową strukturę - członkowie izby sędziowskiej mają zostać wybrani przez Sejm (dotychczas byli wybierani przez środowiska sędziowskie). Ustawa o KRS oznacza „reset” tej instytucji i obsadzenie jej na nowo - wyłącznie przez sędziów zaakceptowanych przez sejmową większość. Taki model obsadzania KRS sprawia, że niezawisłość sądownictwa staje pod znakiem zapytania. Wątpliwości konstytucyjne budzi też zapis o wygaszeniu kadencji KRS (która jest organem konstytucyjnym).
Druga ustawa to nowelizacja prawa o us-troju sądów powszechnych. Są tam zapisy m.in. o losowym przydziale spraw sędziom (w równej liczbie), ale dzięki tej nowelizacji Ziobro będzie mógł w praktyce samodzielnie powoływać prezesów sądów każdej instancji (oprócz Sądu Najwyższego). W dodatku przez pół roku od wejścia w życie ustawy będzie mógł ich odwoływać bez uzasadnienia. Również przez pół roku będzie miał prawo do „przeglądu stanowisk funkcyjnych w sądach”.
W praktyce oznacza to możliwość „zresetowania” w tym czasie przez Ziobrę każdego sądu w Polsce i obsadzenia w nim kluczowych stanowisk na nowo. Obie ustawy dają Zbigniewowi Ziobrze zupełnie nową rolę. Minister sprawiedliwości będzie jednocześnie nadzorował prokuraturę i zyska ogromny wpływ na sądownictwo. To od niego będą zależeć awanse (a tym samym zarobki) sędziów.
W środę w Sejmie opozycja próbowała zablokować głosowanie przez zerwanie kworum, ale zabrakło trzech niegłosujących posłów. Dodatkową osłonę zapewnił projektom Ziobry hałas wokół projektu podatku paliwowego - 20 gr od każdego litra zatankowanego na stacji benzynowej w Polsce. To debata o podatku ochrzczonym mianem „Paliwo Plus” była zaplanowana na środę w Sejmie - odbyła się zgodnie z planem, przykuwając uwagę i mediów, i samych posłów. Tego samego dnia PiS wprowadził jednak do porządku obrad obie ustawy o sądownictwie i jeszcze tego samego dnia je przegłosował.
To nie koniec, bo w środę wieczorem do Sejmu trafił też trzeci projekt nowelizacji ustawy, tym razem poselski (klubu Zjednoczonej Prawicy), który uderza w Sąd Najwyższy. Przed północą można go było już przeczytać na stronach Sejmu, został mu też nadany numer. Projekt zakłada automatyczne przeniesienie w stan spoczynku sędziów obecnego składu Sądu Najwyższego, za wyjątkiem tych, których wskaże… Ziobro. Minister będzie mógł osobiście wyznaczyć sędziego, który pełniłby obowiązki I Prezesa Sądu Najwyższego do czasu powołania nowych sędziów i nowego I Prezesa SN. Nowelizacja zakłada utworzenie trzech nowych izb SN (Prawa Prywatnego, Prawa Publicznego i Dyscyplinarnej) - i to minister ma przydzielać sędziów SN do konkretnych izb. Projekt zmienia zasady dyscyplinarne dotyczące samych sędziów SN.
Gdyby projekt miał wejść w życie, tworzyłby sytuację bezprecedensową - minister sprawiedliwości zyskałby możliwość przejęcia niemal pełnej kontroli nad Sądem Najwyższym na „czas przejściowy”, następnie zachowałby realny wpływ na obsadę stanowisk w SN i nad przydziałami sędziów.
Obóz rządzący miał jeszcze jeden scenariusz „rozwiązania problemu” Sądu Najwyższego - 22 czerwca Trybunał Konstytucyjny miał badać konstytucyjność regulaminu wyboru władz SN (co w wypadku uznania go za niekonstytucyjny, mogłoby skutkować kompletnym chaosem prawnym - regulamin obowiązywał od ponad 10 lat). Sprawa spadła jednak z wokandy TK niedługo przed ogłoszeniem, że do Polski wybiera się Donald Trump.
Ustawa o SN czeka. Ale już teraz Zbigniew Ziobro zyskuje władzę nad sądownictwem, podobną do tej, którą od ponad roku ma nad prokuraturą. Minister nadzoruje awanse prokuratorów, może ich w praktyce degradować, ma prawo ich przenoszenia między poszczególnymi placówkami i szczeblami prokuratury. Według informacji stowarzyszenia prokuratorów Lex Super Omnia tylko z Prokuratury Generalnej i Apelacyjnej przeniesiono na niższe stanowiska 114 prokuratorów (ok. jednej szóstej całego stanu osobowego). Około 200 miało na własny wniosek przejść w stan spoczynku. Awanse i przeniesienia mają miejsce na wszystkich szczeblach prokuratury - z prokuraturami rejonowymi włącznie. Model przyjęty przez Ziobrę w zarządzaniu prokuraturą wydaje się dobrym probierzem tego, co czeka sądownictwo.
W zeszłym roku podczas kongresu PiS, Ziobro przemawiał 8 minut. Wystąpienie podporządkował motywowi jedności „obozu patriotycznego”. Jarosława Kaczyńskiego nazwał „Architektem Zwycięstwa”. Chwalił Beatę Szydło. I sprawiał wrażenie człowieka uważającego na każde wypowiedziane słowo.
W tym roku dostał na kongresie aż 20 minut. I zapowiedział „wyczyszczenie tej stajni Augiasza” - chodzi o sądy. Wzywał, by „odrzucić myślenie nadzwyczajnej kasty” - chodzi o sędziów. Zapowiadał „liczne wspólnie wygrane wybory”.
Jarosław Kaczyński - który znaczny fragment własnego wystąpienia poświęcił wsparciu ustaw Ziobry - najwyraźniej znów ufa ministrowi sprawiedliwości.
Ufa na tyle, że tym razem oddał w jego ręce władzę o zakresie nieporównywalnym z tym, jakim dysponuje jakikolwiek inny polityk Zjednoczonej Prawicy.