Prof. Roman Bäcker i Adam Willma dyskutują o sytuacji politycznej w kraju i na świecie.
Wiosna, lody puszczają.
Gdzie pan widzi tę wiosnę?
W przyrodzie.
A to być może. Bo w polityce zima ma się dobrze. Coraz lepiej. To będzie jedna z najchłodniejszych wiosen od lat.
Ale chyba nie na Bliskim Wschodzie. Rosja właśnie pakuje sprzęt, a żołnierze wracają do domu.
Rosja bynajmniej nie opuszcza Syrii. Osiągnęła swoje cele, a jednym z nich będzie utrzymanie silnej bazy morskiej na terenie Syrii. Prezydent Asad otrzymał na tyle znaczącą pomoc, że dziś będzie mógł już samodzielnie zarządzać swoim gruzowiskiem. Putin pokazuje oblicze polityka pragnącego pokoju, a jednocześnie kieruje eskadry bombowców i myśliwców na Donbas, gdzie są mu aktualnie najbardziej potrzebne.
Na wiosnę rozgorzeją znowu walki z Ukrainą?
Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Zamęt w różnych miejscach na świecie i wielki kryzys imigracyjny sprawił, że wojna na Ukrainie stała się mniej dostrzegalna. Nikt teraz przecież nie pisze już o toczących się od tygodni walkach. Teraz będzie Putinowi łatwiej rozgrywać sprawy w Donbasie.
Już ruszyła kolejna, wiosenna fala imigracyjna. Tymczasem Europa cały czas nie doszła do porozumienia w sprawie rozwiązania tego kryzysu.
Mamy dziś do czynienia z sytuacją paradoksalną - z jednej strony większość państw europejskich robi wszystko, żeby zablokować pochód migracyjny, a z drugiej strony Unia nie daje żadnego sygnału, że potrafi sprawę rozwiązać. Czyni tak jakby wierzyła, że kolejne miliardy dolarów wymuszone przez Turcję załatwią sprawę. Niestety, nie załatwią.
Co więcej, pojawiło się napięcie pomiędzy Donaldem Tuskiem a Angelą Merkel.
Nic dziwnego. Tusk musi dbać o interesy całej Unii, a Merkel rozpoczęła bój o przetrwanie na niemieckiej scenie politycznej. Po ostatnich wyborach widać już wyraźnie tendencję spadkową. Każde kolejne wybory będą dla Angeli Merkel tylko gorsze. Pani kanclerz znalazła się w potrzasku - pomiędzy zeszłorocznymi deklaracjami a realnymi możliwościami.
Alternatywa dla Niemiec stała się nową realną siłą w Niemczech. W klinczu znalazła się również CDU, która nie ma realnego następcy dla Angeli Merkel. Jednocześnie działacze tej partii zdają sobie sprawę, że dalsze popieranie Angeli Merkel skończy się dla tej partii niechybnie odsunięciem od władzy.
Tęsknota za silnym politykiem daje o sobie znać tej wiosny również w Stanach Zjednoczonych.
Donald Trump idzie jak burza po nominacje partii republikańskiej. Ku przerażeniu amerykańskich elit. W Waszyngtonie zebrały się najbardziej wpływowe postaci w USA, aby radzić, jak zatrzymać Trumpa w tym pochodzie. Podobno widok 54 samolotów, którymi przylecieli na spotkanie, był imponujący. W praktyce wybór Trumpa przez republikanów byłby ogromnym prezentem dla Hillary Clinton, która zapewne będzie reprezentowała demokratów. Dzięki temu Clinton dość łatwo zagospodaruje umiarkowaną część elektoratu, również i tę o sympatiach republikańskich.
Ale Hillary Clinton to kandydatka, na którą można zagłosować z rozsądku. Ale na pewno nie z sympatii.
Od kilkuset lat w USA obowiązuje zasada kontraktu - to ja wybieram cię, żebyś reprezentował moje sprawy. Niezależnie od tego, kogo wybierają Amerykanie, republikanie i demokraci doszli do perfekcji w takim obłaskawianiu poszczególnych grup elektoratu, żeby dało im to wynik w okolicach 50 procent. Donald Trump - choć wykorzystuje dziś barwy republikańskie, jest człowiekiem spoza tego układu i dlatego elity mogą odczuwają dużą niepewność, jak się będą w najbliższym czasie komunikować z Amerykanami. Trump jest zbyt ryzykowny dla plątaniny amerykańskich interesów, żeby zostać prezydentem. Prędzej czy później zostanie wyłączony z tego wyścigu w mniej lub bardziej elegancki sposób.
Na otarcie łez pozostanie mu satysfakcja, że od dawna nikt nie napędził takiego stracha amerykańskiej śmietance.