Zielone Piekło, cuda na Bednarzach i ostatni Krzyk w Rybnej. Idealne miejsce na weekend
- Bednarze są trochę dzikie, zarośnięte, pełne skał i wąwozów, wciąż bardzo tajemnicze. Cudowne są Wrzosy… - Stanisława Malik, rybnianka od pokoleń, nawet nie stara się ukryć swej miłości do rodzinnej miejscowości. - Inaczej jest w dolnej Rybnej, inaczej na osiedlach, a jeszcze inaczej w górnej Rybnej. Nie ma tu jednostajności, nudy. Wszędzie coś się dzieje. Rybna jest po prostu piękna.
I w tym stwierdzeniu nie ma krzty przesady. Rybna jest jak wspaniała szkatuła, w której jest mnóstwo mniejszych i większych szuflad oraz tajemnych schowków. Dopiero gdy zdecydujemy się je otworzyć, odkryje przed nami fascynujący świat, prawdziwe życie. Jednak, aby go poznać, trzeba mieć ciekawość i sporo odwagi.
Zajrzała i pokochała
Parę lat temu wieko owej szkatuły podniosła krakowianka Kinga Kurlit-Heller. Zajrzała do niej i od razu zapragnęła poznać ów mikroświat. Pokochała Rybną - bez pamięci, bez żadnych warunków.
– Nie żałuję. Jest super! Tu naprawdę każdego dnia dzieją się cuda – zapewnia teraz z uśmiechem. – To miejsce świetne do życia i
do zwiedzania - zaznacza.
„Im bardziej poznaję okolicę, tym mocniejsze moje przekonanie, jak mało o niej wiem i jak dużo pozostaje do odkrycia. Są też ludzie i ich pasje, które wypełniają tę przestrzeń i w końcu są rzeczy, które warto ocalić od zapomnienia” – tak pięknie napisała w „liście” otwierającym jej niezwykły blog.
„Rybna – zdjeciaispacery.com” – teraz to kopalnia wiedzy o ludziach - miejscowych, i tych z osiedli – pogmatwanej historii, barwnych legendach, pięknej naturze, rozplątywaniu nitek historii, oddzielaniu świata fantastycznego i rzeczywistego, ale również mnóstwo wspaniałych, niepowtarzalnych zdjęć.
To także jedno z najważniejszych źródeł o tym, co w Rybnej „piszczy”. Nic więc dziwnego, że jej pasja szybko została dostrzeżona, a w 2019 r. uhonorowana prestiżowym wyróżnieniem Kapituły plebiscytu „Wielkie Odkrywanie Małopolski” w kategorii „Małopolska Osobowość Turystyki”; rok wcześniej Grand Prix „Wielkiego Odkrywania Małopolski” powędrowało do Rybnej.
– Stąd można podziwiać wspaniały wschód słońca z widokiem na klasztor na Bielanach, a niekiedy nawet Tatry. Wystarczy wyjść z domu bladym świtem, by zobaczyć, jak z porannej gęstej mgły wynurzają się tajemnicze szuwary, gdzieś w oddali słychać krzyk żurawi i rytmiczny łoskot bobrzych zębów pracowicie przygotowujących budulec na tamy… Dla mnie to czysta magia… - opowiada Kinga Kurlit-Heller.
I tak oto los, a właściwie Rybna, zetknął dwie miłośniczki historii i przyrody, a także uroczej osady szeroko rozłożonej na obszarze Bramy Krakowskiej i potężnego Garbu Tenczyńskiego.
Trzy ekskomuniki
Kiedy narodziła się Rybna? Tego dokładnie nie wiadomo. Jej początki giną bowiem w mrokach dziejów. Na kartach historii pojawia się w XII stuleciu, już jako wieś istniejąca i ukształtowana. W 1363 r. nabył ją Kazimierz Wielki, by następnie przekazać we władanie opatom tynieckim.
Skąd dość niezwykła nazwa? - Zapewne wzięła się od obfitości ryb – wyjaśnia Stanisława Malik, współautorka książki „Rybna, nasza Mała Ojczyzna” (ta niezwykła publikacja powstała we współpracy z nieżyjącym już Władysławem Łąckim, który miał duży wkład w gromadzenie materiałów). - Problem jest tylko taki, że pierwsze stawy rybne pojawiły się we wsi dopiero w XV stuleciu, a jej nazwa wspominana jest już co najmniej parę wieków wcześniej. Być może nasza kochana Rybnianka, niewielka oraz niespiesznie dziś tocząca wody, niegdyś była dużo większa i było w niej mnóstwo ryb. Była więc rybna – zastanawia się.
Niewielka osada nad Rybnianką już w wiekach średnich musiała mieć spore znaczenie, skoro jej sołtys zasiadał w Najwyższym Sądzie Prowincjonalnym w Krakowie. – W dokumentach zwany jest też sołtysem tynieckim, co mogłoby oznaczać, że wieś już wtedy, a działo się to w 1356 roku, w pełni podlegała opatom tynieckim. Oficjalne potwierdzenie zwierzchności klasztoru nad Rybną nastąpiło w 1456 roku, co poświadcza specjalny akt króla Kazimierza Jagiellończyka – przypomina pani Stanisława.
Osadę zamieszkiwał lud krnąbrny, hardy, buntowniczy i bardzo uparty, niechętnie zginający karki przed ówczesnymi właścicielami. Skąd to wiemy? Ano stąd, że już w 1345 r. – wedle kronikarskich zapisków – na Rybną spadła ekskomunika.
Za co mieszkańców obłożono klątwą? Prawdopodobnie chodziło o spór dotyczący dostarczania dziesięciny. - Chłopi nie chcieli jej odwozić do odległego aż o 20 km lipowieckiego zamku, a biskup nie zamierzał po nią przyjeżdżać do Rybnej. Domagali się też zamiany odrabiania pańszczyzny w naturze na opłatę – wyjaśnia Stanisława Malik. Po kilkumiesięcznych pertraktacjach doszło do ugody między biskupem Janem Grotowicem, herbu Rawicz, a rybnianami, co uroczyście poświadczono 29 grudnia 1345 r. w Krakowie.
Nie było to więc usłane płatkami róż współżycie. W wiekach późniejszych lepiej nie było. Jeszcze przed pierwszym rozbiorem lustrator opactwa tynieckiego o. Wiktoryn Zupieniecki tak pisał o mieszkańcach Rybnej – co przypomina Kinga Kurlit-Heller – „odebranie danin i należności od tej wsi jest bardzo trudne”.
Kolejna ekskomunika, już w czasie Wiosny Ludów, również związana była z dziesięciną. Pleban uznał tym razem, że chłopi go oszukują, dostarczając zbyt małe snopki zboża. – Rybnianie doszli zaś do wniosku, że skoro nie chce ich zboża, to nie. Nawrócili więc wozy. I tyle ich widział – mówi z uśmiechem pani Stanisława. I przypomina jeszcze o pierwszej, legendarnej ekskomunice. Tę na Rybną miano nałożyć za kilkudniowe ukrywanie Bolesława Śmiałego, królewskiego zbiega, zabójcy biskupa Stanisława. Czy jednak tak było? – Któż to wie. Ponoć w każdej legendzie jest odrobina prawdy – zaznacza rybnianka z urodzenia.
Po pierwszym rozbiorze Rybna stała się własnością Rzeczpospolitej Polskiej. Dochody z folwarku, który utworzono, zostały przeznaczone na utrzymanie wojska. Później trafiła do rąk prywatnych. To z tych czasów ostał się w niej piękny dwór, dzisiaj własność rodziny Rostworowskich.
I choćby tylko z takich – historycznych – powodów warto odwiedzić Rybną. Wystarczy zjechać z głównej drogi, by zanurzyć się w te barwne opowieści, niespiesznie ruszyć krętą drogą, tak krętą jak historia tej niezwykłej krainy.
To oczywiście nie wszystkie atuty tej uroczo położonej miejscowości… Warto więc podnieść wysoko wieko szkatuły i pobuszować w jej wnętrzu, otwierając kolejne skrytki…
Magiczne Sznury i tajemnicze Konietopy
Mokradła, błoto, trzęsawiska. Cóż w nich pięknego? – To królestwo żurawi i czajek, ostoja bobrów, wspaniały wybieg dla saren i jeleni, ziemia obiecana dla chronionych gatunków roślin i ciche schronienie dla łąkowych duchów – tak pięknie o Sznurach mówi tylko Kinga Kurlit-Heller. I radzi, by pojawić się na nich chwilę po wschodzie słońca, gdy „zatapiają się we mgle”.
A jeśli spóźnimy się na poranny spektakl, nie zdążymy zająć miejsca w loży, którą stworzyła natura? Wtedy warto poczekać na ostatni spektakl dnia.
– Z ziemi, traw, szuwarów zaczną unosić się obłoki pary. Nad łąkami mgła będzie snuła się raz niżej, raz wyżej, tworząc nieziemską scenerię. A do tego te wspaniałe kolory - od różu przez mocny fiolet, po granat i głęboką czerń. Takie są Sznury – kusi rybnianka z wyboru.
Można też ruszyć na Konietopy, tam, gdzie wciąż rządzą mroczne siły, tajemnicze światełka zwodzą z utartej ścieżki, strach przysiada na karku, a ciarki spacerują po plecach. To tam, na mokradłach w niewielkim źródełku – według dawnych opowieści – miał zniknąć uciekający spod Krakowa cały tatarski oddział, jeźdźcy i konie, jasyr, wypełnione po brzegi wozy. Wszyscy przepadli, rozpłynęli się w wodzie.
Znikali tu również miejscowi, ich zaprzęgi i konie. „Pole gospodarza znajdowało się w pobliżu pięknego, zarośniętego trawą źródełka. To z niego gospodarz brał wodę, by napoić konie. W tym czasie przywiązywał je, aby nie uciekły. Tym razem o tym zapomniał. Gdy nabierał wodę do wiadra, zobaczył konie biegnące jak opętane w stronę źródełka. Szybko uskoczył w bok, a konie wraz z wozem wpadły do źródełka…” – taką zaś opowieść o tym niezwykłym miejscu przypomina Ania Palus na rybnamalopolska.blogspot.com
Czy tutaj wciąż czyha zło? Postanowiła to sprawdzić Kinga Kurlit-Heller. - Truchleję, mam wrażenie jakby moim krokom towarzyszyły obce oczy. Same oczy. W liściach coś furkocze, a mnie serce podskakuje do gardła. Z łąk odzywają się głosy, szepty, piski, z oddali słychać psy. Jest coraz ciemniej, więc wracam. Co chwilę odwracam się, by sprawdzić teren za sobą. Ciarki chodzą mi po plecach. Czy ta ścieżka nigdy się nie skończy? – tak wspomina jedną z wypraw.
Nowy Świat
Rybna ma też swój wspaniały Nowy Świat. Rozłożony malowniczo, szeroko na Garbie Tenczyńskim. Jego legendarnym XVII-wiecznym założycielem był węgierski książę - Tekieli. Wydaje się jednak, że nasi „bratankowie” na terenie Rybnej pojawili się dużo, dużo wcześniej.
Opowieść zaczyna się na Węgrzech… Według legendy miał na imię Konstanty i – chcąc ratować majątek i głowę - sprzymierzył się z Turkami. - Gdy prawda wyszła na jaw, rodacy uznali go za zdrajcę, uwięzili i skazali na powieszenie. Po pewnym czasie księciu udało się zbiec do Polski – wspominają rybnianie.
„Będąc bogatym zakupił duży obszar ziemi, pokrytej lasami, w okolicy Rybnej. Wynajęci chłopi karczowali lasy, ogromne pnie drzew wieźli ku Wiśle, gdzie zbijano je w tratwy i spławiano Wisłą aż do Gdańska. Książę wybudował dla siebie wspaniały dwór i ożenił się z kobietą z Przegini Narodowej z rodu Rakoczych” – tak brzmi fragment barwnej opowieści – przekazanej bibliotece Szkoły Podstawowej w Rybnej - Rozalii Kierzek, spisanej, gdy miała 92 lata.
Książę nadał ziemię tym, których sprowadził, a osadę nazwał proroczo Nowym Światem. Osadził tu nie tylko chłopów, ale także rzemieślników, którzy wyrabiali m.in. beczki na wino. - I w ten sposób narodził się przysiółek Bednarze – przypominają miejscowi.
Legenda jest piękna, choć prawda nieco inna. Dodajmy jednak - równie pasjonująca. Emeryk, a nie Konstanty, Tekieli rzeczywiście gościł jakiś czas w Rybnej. Tu bowiem schronienie znaleźli – uchodzący nie przed rodakami, a Habsburgami, nie z serca węgierskiej ziemi, a z Orawy – przyjaciele jego ojca. Był młody, gorącej krwi…
„W Polsce spłodził z jakąś młodą dziewczyną nieślubnego syna, któremu pozostawił nazwisko i kilka włók zalesionej ziemi, ciągnącej się w prostej linii od Bednarzy przez Brzezinę i późniejszy Nowy Świat, aż niemalże po same Morgi. Po wykarczowaniu lasu na części ziemi pobudowali się głównie potomkowie księcia” – tak zaś powstanie Nowego Świata wyjaśnia Eugeniusz Wędzicha w swoich „Wspomnieniach” (dodajemy to nie jedyne jego dzieło dotyczące Rybnej). I owi potomkowie, w wielu przypadkach, dalej trwają na ziemi ojców.
Cuda na Bednarzach
To bajkowa kraina, raj, idealna sceneria dla filmów fantasy… Bednarze to jedno z najbardziej malowniczych, a zarazem tajemniczych miejsc w Rybnej. Stąd, ze szczytu potężnej skały, roztacza się najpiękniejsza panorama Rybnej, a widoki sięgają nawet postrzępionych tatrzańskich grani.
Nieliczne domy kryją się w malowniczych wąwozach, przytulają do ogromnych wapiennych skał i ostańców. Jedne mają troskliwych gospodarzy, inne - mocno już ciążące ku ziemi - dożywają ostatnich dni w gęstej zieleni, z dala od ludzkich oczu. O ich wiekowym trwaniu świadczy już tylko - od czasu do czasu –delikatne skrzypienie omszałych belek. Umierają cicho...
Pełno tu jarów, jam, uskoków, pęknięć, jest osiem jaskiń (w Rybnej doliczono się ich w sumie od 11 do nawet 14) – większych i mniejszych – są malownicze wodospady i urocze kaskady, jest też tajemnicze wywierzysko…
- Woda wpływa do jednej jaskini, a wypływa z drugiej. Najprawdopodobniej więc są połączone. Zwykle w wywierzysku jest około 30, 40 centymetrów wody – Kinga Kurit-Heller zbacza z wąskiej dróżki i prowadzi pod potężną skalną ścianę. – Woda jest tu krystalicznie czysta, świeża i cudownie chłodna.
Trzy jaskinie można zwiedzać, ale z zachowaniem najwyższych środków ostrożności – przypomina moja przewodniczka. Przyda się dobra latarka, kask, ciepłe ubranie. - W paru jaskiniach odnaleziono ślady sięgające epoki kamienia, dalekich przodków rybnian – dodaje. Jedną z jaskiń – Sobotnią – kilkanaście lat temu odkryli tu Dominika i Piotr Gratkowscy. Dlaczego ją tak nazwali? – Bo tylko w soboty mogliśmy ją badać – wyjaśniali.
Nie można też zapomnieć o niezwykłej Drodze Krzyżowej, a także kilku kapliczkach owianych pięknymi opowieściami. Na Bednarzach ścieżki poprowadzą nas w nieznany świat, każda ku innej historii, innej opowieści… Bednarze to cud, cud nie tylko natury.
Lipa. Czy samotna?
Lipa. Stoi tu od lat. Nie pierwsza i zapewne nie ostatnia. Jeśli któraś ugnie się pod wpływem wieku, uschnie, powali ja niespodziewany cios ognistego pioruna, zawsze znajdzie się dobra ręka, która zadba o jej następcę. I tak jest od wieków.
- To pod nią odpoczywali pątnicy, wędrujący od strony Olkusza, Sanki, Tenczynka. Tu był ich ostatni przystanek, popas, niekiedy ostatni nocleg w drodze do Kalwarii Zebrzydowskiej. Pod lipą mieściła się cała tzw. kompania - wspomina Stanisława Malik. – Stąd widać nie tylko klasztor w Kalwarii, Tatry, Babią Górę, ale także klasztor na krakowskich Bielanach.
Na lipie, przodem do Kalwarii, jest niewielka kapliczka. - Ze słowami modlitwy, i obrazkiem Matki Bożej. A lipa, choć niszczona od uderzeń piorunów, co roku wypuszcza nowe liście. Trwa – mówi Kinga Kurlit-Heller. Stanisława Malik zaś przypomina, że pierwsza kapliczka wisiała przodem do klasztoru na Bielanach.
Były trzy sosny
„I ona stoi samotnie, poszarpana od wiatru, a przywieszona na niej kapliczka „wyrosła” już wysoką nad ziemię. Mimo to widać pięknie wyrzeźbioną figurę Jezusa Frasobliwego. Na ziemi, pod kapliczką, bukiet świeżych kwiatów” – tak kolejne ważne drzewo Rybnej opisuje Kinga Kurlit-Heller.
Samotna – teraz. Dawniej miała dwie siostry. Wyznaczały granicę, do której sięgał las. Były drogowskazem, przystankiem, punktem odniesienia. Nie tylko dla miejscowych. I za nimi stoi wzruszająca opowieść. Opowieść o ojcu, który „Pod sosenką” żegnał trzech synów idących na I wojnę światową.
„W pewnej rodzinie mieszkającej w Rybnej, było trzech synów i wszyscy dostali powołanie do wojska. Rodzice byli zrozpaczeni. Prosili Boga o szczęśliwy los dla synów. Ojciec zamówił figurę Chrystusa Frasobliwego, przygotował kapliczkę i poszedł odprowadzić synów w stronę stacji kolejowej Krzeszowice. Pożegnał się z nimi na rozstajnych drogach, gdzie rosły trzy sosny. Na jednej z nich ojciec zawiesił kapliczkę z Chrystusem Frasobliwym, prosząc Go o opiekę nad synami i ich szczęśliwy powrót do domu” – taką oto wspaniałą opowieść o tym niezwykłym miejscu pozostawiła babcia Stanisławy Malik.
Czy prośba ojca została wysłuchana. – Tak. Synowie szczęśliwie wrócili do domu, w wolnej już Polsce. A Chrystus Frasobliwy na rozstajnych drogach wciąż czeka na tych, którzy zechcą go odwiedzić – kończy Stanisława Malik.
Wejść do Piekła
Mroczne jary, głębokie rozpadliska, jamy, strome stoki, powalone, omszałe drzewa, zbita zieleń, jeżyny czepiające się nóg - tak prezentuje się Piekło w Rybnej. Teraz jest zielone, ale w minionych czasach ziemia tu drżała, wąwozami płynęła lawa, a z głębin dobywały się „piekielne” płomienie.
Czy to tylko legendy, czy może ślady działalności wulkanicznej? Naukowcy tego drugiego nie wykluczają.
– Aby dostać się do Piekła, przedzierałam się przez gąszcz jeżyn i pokrzyw. Szybko więc pojawiły się bąble i rany – z uśmiechem wtrąca Kinga Kurlit-Heller. Okazuje się, że jest też całkiem normalna droga do Piekła…
I od razu kusi: - Już z dala nad krawędzią wąwozu zobaczyłam białe opary. Dym z ogniska, pył z pól, mgła, opary? Nie. Bez sensu. Aż wyobraźnia podsunęła mi na myśl wielki, piekielny kocioł… Też bez sensu? Kto wie? To przecież Piekło. Gdy podeszłam bliżej, wszystko zniknęło.
Takie to Piekło mają rybnianie. Każdy może do niego wejść, ale i z niego bezpiecznie wyjść. Droga jest jednak wymagająca.
Gregoryceras: Jestem z Rybnej
W Rybnej nie tylko ziemia drżała, ale – znacznie wcześniej – pokrywało ją płytkie, ciepłe morze. Pamiątką po tym są zaś liczne skamieniałości. Ciekawe, ale przede wszystkim uważne, oko, może je dostrzec w okolicznych skarpach, jarach i wąwozach, a nawet na ścieżce, po której niespiesznie wędrujemy.
- Leżał na końcu wąwozu. Miał około 15 centymetrów. Był piękny, wyjątkowy, przyciągał wzrok. Coś mi w nim nie pasowało, ale wtedy nie umiałam sobie odpowiedzieć, dlaczego jest inny od tych, które wcześniej widziałam – tak Kinga Kurlit-Heller opisuje pierwsze spotkanie z pięknym „nieznajomym”.
Po jakimś czasie samotnych poszukiwań postanowiła poprosić o radę znajomego paleontologa. I on wtedy stwierdził, że jej tajemniczy amonit, to bardzo rzadki Gregoryceras. Teraz ów niezwykły okaz znajduje się pod opiekuńczymi skrzydłami Muzeum Geologicznego na AGH. Można jeszcze wspomnieć, że w Polsce odnaleziono kilka takich amonitów, w Europie kilkanaście!
Ostatni Krzyk
Każda miejscowość ma swoje tajemnice, także te straszne, mroczne, chwytające za serce, rozdzierające dusze. I nie inaczej jest w Rybnej.
Zapadlisko jak zapadlisko. Niewielkie, urocze. Stoki pokrywa soczysta zieleń, a na liściach skrzą się jeszcze kropelki rosy. Ciszę przerywają tylko słowicze trele i wiatr szumiący w gałęziach.
A był taki czas, gdy z tego miejsca słychać było tylko rozdzierające serce jęki, a powietrze drżało od rozpaczliwego krzyku chorych i konających. Ziemia ta nasiąkła potwornym bólem i rozpaczą.
- Według legendy do takiego zapadliska znoszono chorych na choroby zakaźne, izolując ich w ten sposób od reszty mieszkańców. Jedzenie, aby się nie zarazić, zsuwano im na długich kijach. Z tego niewielkiego dołu przez wiele dni wydobywał się tylko straszliwy jęk cierpiących. Słychać było tylko krzyk, krzyk, krzyk – to jeden z najbardziej przejmujących opisów Kingi Kurlit-Heller.
Gdy zaraza ustała, a w zapadlisku zamilkły wołania i jęki, miejsce to zasypano wapnem i ziemią. - Jest to legenda. Jeżeli chcielibyśmy ją umieścić w czasie, może dotyczyć średniowiecza – wyjaśnia Stanisława Malik. I od razu przypomina, że Rybną kilkakrotnie dziesiątkowało morowe powietrze.
- W 1847 r. wieś nawiedziła epidemia tyfusu głodowego. Zmarło wtedy 213 osób, a było to 10 procent mieszkańców. W 1855 r. Rybną nawiedziła pierwsza epidemia cholery. Drugi atak był w roku 1873. Zmarło wtedy 120 osób, w tym 42 dzieci. To wtedy utworzono cmentarz choleryczny, na którym grzebano zmarłych. Do dzisiaj znajduje się przy drodze na Wrzosy, na tzw. Skotnicy - tak Stanisława Malik pisze o tych zdarzeniach w książce „Rybna nasza Mała Ojczyzna”. Dzięki niedawnym staraniom Stowarzyszenia Wokół Rybnej, odnowiono cmentarzyk, a z rozsypanych mogił stworzono jedną z krzyżem pośrodku.
- W Krzyku już nie słychać krzyku – mówi z przejęciem Kinga Kurlit-Heller. - Ciszę przerywa jedynie śpiew ptaków i szum drzew. To kołysanka dla tych, którzy wydali tu ostatnie tchnienie, ostatni, niemy krzyk...
Wiele światów, wiele opowieści
Morgi, magiczne Wrzosy (ze strzelistymi ścianami, idealnie nadającymi się do wspinaczki, nie tylko letniej, ale i zimowej) Kanionka, Wołek, Strug, Grabie… Rybna ma tyle niezwykłych szuflad i skrytek w szkatule poznania, ile spojrzeń na nią. Każde miejsce ma swoją historię, mikroświat, opowieść, niezwykłe losy…
Wystarczy ruszyć niezwykłym szlakiem rodziny Rostworowskich, ich gości, a także samego dworu (wciąż w rodzinnych rękach; świetnie utrzymany, tak jak i przyległy do niego park), czy też barwną ścieżką rodziny Romanowskich (twórców m.in. pierwszej na ziemi krakowskiej spółdzielni mleczarskiej). Warto przyjrzeć się niezwykłym losom Mariana i Zofii Jednowskich, a także odszukać drobiny śladów jakie pozostawił po sobie rzeźbiarz Michał Gier.
Jeśli tylko nadstawimy ucho dowiemy się np. od kiedy ponad Rybną wznosi się niewielka świątynia, dlaczego zamiast w dzwony bito - drewnianym sercem – w koła samochodowe, skąd wzięły się bitwy na palmy (czy to tradycja, a może wpływ na to miał ognisty charakter rybnian), ile serc biło w – mocno teraz podupadłej - organistówce i wikarówce, dlaczego w Wielki Piątek chodzi się tu z kołatkami po polach i kto wtyka w ziemię drewniane krzyżyki?
Rybna może pochwalić się nie tylko cudownymi opowieściami i niezwykłymi ścieżkami do niespiesznych spacerów, ale także pięknymi trasami rowerowymi (są łagodne, ale i takie, które potrafią wytoczyć parę kropel potu; więcej na www.trassy.pl), winnicami (tak, tak), pasiekami oraz wspaniałym miodem. Tu organizuje się biegi terenowe (wymagana kondycja, bo niektórzy twierdzą, że mają charakter górski, różnica wzniesień nawet 130 metrów)… Wiele się tu dzieje.
- Wielkim skarbem Rybnej są ludzie, tak niezwykli, jak ta piękna miejscowość – zapewnia Kinga Kurlit-Heller, rybnianka z wyboru. - Chcemy dzielić się tym wszystkim, co mamy najlepszego – dodaje Stanisława Malik, rybnianka z urodzenia.
Wszystkie skarby Rybnej znajdują się ledwie parę kroków od Krakowa. Warto spróbować, choć drobinę, tego niezwykłego świata uszczknąć. Aby to zrobić, nie wystarczy jednak jeden weekendowy wypad.
– Bardzo lubię Rybną. Kocham ją. Mogłabym nawet na czole napisać: Jestem z Rybnej – zapewnia wzruszona Kinga Kurlit-Heller, jedna z najlepszych ambasadorek tego uroczego zakątka na ziemi. Czy podniesiemy wieko szkatuły poznania, zajrzymy do środka, damy się uwieść?