W czwartek, 25 października w Cinema City w Zielonej Górze odbyła się premiera filmu "Kresy".
Gdy na ekranie Marian Figiel odstawił słoik z ziemią z Podola, zapadła cisza. Później już były tylko oklaski... Za nami premiera naszego filmu „Kresy”. To był pierwszy oficjalny pokaz. Przyszło tylu gości, że największa sala w zielonogórskim CinemaCity pękała w szwach.
Film „Kresy” stanowi jakby ukoronowanie prowadzonego przez „Gazetę Lubuską” cyklu, na który składają się opowieści naszych Czytelników. - Zgadzam się ze zdaniem, ze trudno mówić o historii Polski, nie znając historii Kresów - powiedział przed seansem Grzegorz Widenka, prezes zielonogórskiego oddziału Polska Press Grupy, wydawcy "GL". - Jest nam szczególnie miło, że pokazujemy ten film w setną rocznicę odzyskania niepodległości, bo przecież trudno mówić o niej, jeśli nie przyjrzymy się bliżej historii ziemi lubuskiej - dodał prezes Widenka.
To film o tyle niezwykły, że scenariusz napisało życie, a raczej życiorysy ludzi, którzy chcieli nam swoje, często dramatyczne historie, opowiedzieć. I jak mówili po seansie w tych - czasem fabularyzowanych - zdjęciach odnaleźli siebie.
- Bardzo mi się podobało. Przypominały mi się poszczególne sceny, bo przecież przeżywałem to jako dwuletnie dziecko - mówiła Jadwiga Korcz - Dziadosz, jedna z bohaterek filmu. Podczas seansu myślała o matce. - Ile siły i hartu potrzebowała, aby nami się zajmować. Przecież tato był w niewoli - dodała pani Jadwiga.
W wielu oczach zakręciły się łzy, a ludzie, którzy te czasy znają jedynie z opowieści, nie kryli nawet wstrząsu, który przeżyli, słuchając relacji świadków.
Wyraźnie poruszeni opuszczali kinową salę bracia Henryk i Stanisław Domaradzcy z Bieniowa. - Wspaniały film. Gratulujemy. Jest nam bardzo przyjemnie, że mogliśmy wziąć w nim udział - mówił Henryk Domaradzki.
Obok nas siedzieli młodzi ludzie i jestem zaskoczony, z jaką uwagą oglądali to, co się działo na ekranie. Kolejka ustawiła się po nasz album „Kresy”, może dlatego, aby dokładniej losy bohaterów filmu, a może po to, aby jeszcze raz obejrzeć spokojnie film z gronie rodzinnym. - Brawo! - mówi Wilhelm Skibiński. Wielki dzięki GL, że ten film powstał.
„Kresy” są drugim fabularyzowanym filmem dokumentalnym, który wyprodukowała „Gazeta Lubuska”. Rok temu odbyła się premiera dokumentu „Wydarzenia Zielonogórskie 1960. Bitwa o Dom Katolicki”. 25 października w Cinema City w Zielonej Górze widzowie po raz pierwszy zobaczą "Kresy".
Film „Kresy” powstawał przez kilka miesięcy. Film powstał dzięki ludziom Kresów. Świadkom, którzy zechcieli opowiedzieć nam swoje historie. A często były to niełatwe opowieści pełne dramatów i krwi, bolesnych wspomnień i łez. Ale przecież właśnie takie były losy tej krainy, losy ludzi z tamtych Kresów, którzy przybyli tutaj, na zachodni kres Polski.
Emocjonalne historyczne relacje są podstawą filmu. Za tymi wszystkimi opowieściami pojawia się piękno utraconej ojczyzny oraz niepewność i tymczasowość nowego miejsca życia, które powoli, przez lata stają się nową ojczyzną. Zrujnowane fortuny reprezentuje jedna rodzina, która przechodzi przez całą drogę od Kresów Wschodnich do "Odzyskanych Ziem". Akcja filmu jest pisana w sezonach i tradycyjnych polskich świętach. Najbardziej kolorowe i jasne sceny z filmu, takie jak śluby, Wielkanoc i Wigilia, kontrastują z najbardziej dramatycznymi i przerażającymi aktami II wojny światowej, takimi jak okupacja rosyjska i niemiecka, ludobójstwo na Wołyniu i wreszcie eksmisje i transporty. „KRESY” to film, który upamiętnia tragedię ludzi oddzielonych od korzeni, upokorzonych i zmuszonych do opuszczenia swoich domów. Ten film jest hołdem dla nich i ich bliskich, którzy stracili życie w tym strasznym czasie i zostali na Kresach Wschodnich. Autorami scenariusza są: Dariusz Chajewski i Witold Głowacki, reżyserem Rafał Bryll.