Była środa, kilkanaście minut po 21.00, gdy doszło do eksplozji gazu w wieżowcu przy ul. Wyszyńskiego 25. Huk słychać było w promieniu kilku kilometrów. Eksplozja doprowadziła do wyrwania dwóch ścian zewnętrznych budynku. Mieszkanie, w którym doszło do wybuchu, było w tym czasie puste. Ekslozja dotknęła jednak wielu lokatorów.
Z budynku ewakuowano prawie 100 osób. Budynek został wyłączony z eksploatacji. Lokatorzy nie mogli wrócić do mieszkań. Przez całą noc obiektu pilnowała straż miejska i policja. Sześć osób zostało przetransportowanych do bursy przy ul. Botanicznej, trzy przewieziono do szpitala, w tym jedna z zawałem, a dwie podtrute tlenkiem węgla.
Policja potwierdza GL, że poszukuje dwóch lokatorek mieszkania, w którym doszło do wybuchu gazu i pożaru
Wybuch gazu za ścianą
Dla mieszkańców to był koszmar. - Eybuch był na naszym piętrze. Pierwsze drzwi z korytarza do tzw. zabudówki na klatce „wciągnęło” do windy. Na szczęście szyby nam nie poleciały, bo mieliśmy okna otwarte. Futryny są jednak w tak opłakanym stanie, że nawet okien nie można zamknąć. Dobrze, że ściana, która dzieli nasze mieszkanie z tym, gdzie doszło do wybuchu, nie runęła - mówiła GL jedna z lokatorek.
- Kiedy doszło do wybuchu, byłam kilkaset metrów stąd, koło przystanku. Jezu, był taki huk... Byłam pewna, że co najmniej pięć samochodów się zderzyło. Dopiero chwilę później zobaczyliśmy dym wydobywający się z okien i straż pędzącą na sygnale. To było coś okropnego - opowiada inna. Kolejna dodaje:- Blok aż zadrżał.
Czy jestesmy bezpieczni?
Wczoraj w południe przed wieżowcem odbyło się spotkanie z lokatorami. Dowiedzieli się, że prąd, gaz i woda nadal są wyłączone. Na 16.00 planowane badania instalacji. Dopiero po nich inspektor budowlany może wydać np. pozwolenie na włączenie sieci wodociągowej.
- Do zakończenia badań skuteczności zerowania instalacji elektrycznej prosimy mieszkańców o niekorzystanie z odbiorników urządzeń elektrycznych takich jak np. grzałki elektryczne. Windy w budynku są wyłączone do remontu. Nie ma przeciwwskazań do korzystania z piwnic. W godzinach popołudniowych przeprowadzone zostanie badanie szczelności gazowej w obiekcie, które może potrwać kilkadziesiąt godzin. Dzisiaj na pewno gaz nie zostanie doprowadzony do mieszkań - mówił Waldemar Michałowski, dyrektor miejskiego departamentu bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego w Zielonej Górze.
- Ale czy my możemy czuć się bezpiecznie? - zaczęli dopytywać mieszkańcy bloku przy Wyszyńskiego? Jaką gwarancję nam dajecie, że jeśli te kobiety wrócą, to nie dojdzie do kolejnego nieszczęścia - padały w kierunku władz pytania.
- Moja siostra mieszka w tym budynku. Kobiety z mieszkania, gdzie doszło do wybuchu, były widziane tego dnia przez sąsiadów wielokrotnie. Po prostu spakowały się i wyszły dobre 40 minut przed samym wybuchem. To dwie kobiety, matka około 70 lat i jej córka około 40 lat - opowiada nam zielonogórzanka.
W wieżowcu dochodziło do nieprzyjemnych sytuacji.
- One się odgrażały lokatorom. Podpalane były skrzynki na listy, uszkadzane zamki od drzwi wejściowych - mówiła starsza pani.
Policja szuka matki i córki
- Widziałam je 40 minut przed wybuchem. Spakowane - mówi sąsiadka. Mieszkańcy mówili nam, że kobiety, w mieszkaniu których doszło do wybuchu, wielokrotnie groziły, że wysadzą blok. Podkreślali, że bali się obok nich mieszkać, a sprawę „często zgłaszali”.- Mieszkamy na tym samym piętrze, na którym doszło do wybuchu. Ośrodek pomocy społecznej, prokuratura, policja i sądy nie reagowały na nasze apele. Te kobiety się odgrażały, że się wysadzą, że swoje mieszkanie przekażą radykalnym islamistom na dom modlitw. Bagatelizowanie sprawy przez władze przyczyniło się do tragedii - mówi mieszkaniec piętra, gdzie doszło do eksplozji.
Pan Mariusz, którego mama mieszka w bloku, potwierdza:
- Dzieci po prostu się ich bały. Dzwoniły do swoich rodziców, żeby wyszli po nich przed blok, bo bały się wejść na korytarz.
Podinsp. Małgorzata Stanisławska potwierdza, że policja otrzymywała zgłoszenia. - Interwencje były zgłaszane przez sąsiadów, ale również przez te kobiety - powiedziała nam, dodając, że za wcześnie na szczegóły.
Nie wszyscy wrócili do mieszkań
Około 12.30 lokatorzy mogli wejść po raz pierwszy od prawie 12 godzin do swoich mieszkań. Ci z pierwszego, drugiego i trzeciego piętra załamywali ręce. Powybijane szyby, zniszczone drzwi, uszkodzone okna, pełno wody. Niektórzy lokatorzy to mieszkające samotnie osoby starsze. Ciężko im będzie uprzątnąć powstały po wybuchu bałagan. - Przykro się na to patrzy. Serce pęka. Człowiek tu mieszkał tyle lat. Trudno będzie się otrząsnąć... - słyszeliśmy od kobiety otwierającej drzwi swojego mieszkania.
Niestety nie wszyscy wrócili do swoich kątów. Mieszkania nr 6,12,18 i 24 zostały wyłączone z użytkowania. Lokatorce z mieszkania nr 24 na czas remontu zostało przekazane mieszkanie zastępcze. Mieszkania 6 i 12 zabezpieczono przez administratora budynku. Wykonanie ekspertyzy wieżowca zaplanowano na piątek.