„Zieleniec” bez prezesa. Mimo konkursu i poinformowania kandydatów o wynikach
Do konkurs zgłosiło się 6 kandydatów. Czego od nich oczekiwano? Tego dokładnie nie sprecyzowano. Trzy godziny po czasie przyjmowania zgłoszeń, kandydaci usłyszeli, że nie spełniają kryteriów.
„Rada Nadzorcza Spółdzielni Mieszkaniowej Zieleniec w Toruniu ogłasza konkurs na kandydata na prezesa zarządu. Aplikacje zawierające wniosek z uzasadnieniem, CV i list motywacyjny proszę składać w siedzibie spółdzielni do dn. 28 grudnia 2015 r., do godz. 15.00, w zamkniętej kopercie z dopiskiem „Konkurs” - ogłoszenie tej treści dostępne było na stronie internetowej spółdzielni jeszcze 31 grudnia 2015 roku.
- I tyle. Żadnych wymagań, oczekiwań, warunków dotyczących wykształcenia, doświadczenia zawodowego, niekaralności. Prawda, że nadzwyczaj lakoniczne ogłoszenie konkursowe? - pyta Andrzej Bachnij, jeden z sześciu kandydatów, którzy do konkursu się zgłosili.
Jak relacjonuje kandydat, jeszcze wspomnianego 28 grudnia, tyle że około godziny 18, podobnie jak inni zainteresowani, odebrał telefon ze spółdzielni z informacją o tym, że „Dziękujemy, konkurs już został rozstrzygnięty”. Zapewnia, że połączenie wykonano z numeru telefonu komórkowego Wiesławy Juszczyk, wiceprezes spółdzielni.
Andrzej Bachnij przypadkowo był świadkiem, jak w spółdzielni już per „panie prezesie” zwracano się do Jerzego Klugiewicza, przewodniczącego Rady Nadzorczej SM „Zielenic”.
Fakt kandydowania Klugiewicza potwierdziło kilka osób, w tym eksprezes Waldemar Przybyszewski. Sam przewodniczący rady nadzorczej nie chciał jednak ustosunkować się do tego tematu.
- Czy kandydowałem na prezesa? Nie zostałem upoważniony przez komisję konkursową do udzielania takich informacji. Procedura konkursowa jest jeszcze w toku, prezesa nie wybrano. Tyle tylko mogę przekazać - powiedział we wtorek przez telefon Jerzy Klugiewicz. I po chwili jeszcze: - Pierwszy raz słyszę o moim kandydowaniu.
W poniedziałek wystosowaliśmy do rady nadzorczej spółdzielni pytania dotyczące konkursu. Odpowiedzi pocztą elektroniczną nie doczekaliśmy się.
Co ciekawe, 31 grudnia ze strony internetowej spółdzielni zniknęło i ogłoszenie konkursowe, i tekst pożegnania ze spółdzielcami ustępującego prezesa Waldemara Przybyszewskiego. Dlaczego? - Oba teksty usunięte zostały na polecenie pani Wiesławy Juszczyk, wiceprezes spółdzielni - usłyszeliśmy od pracownic administracji „Zieleńca”.
Aby poznać kulisy konkursu, Andrzej Bachnij w poniedziałek, 4 stycznia, pofatygował się osobiście do siedziby spółdzielni. Tutaj usłyszał, że dokumentacji konkursu nie ma w spółdzielni. Wgląd obiecano mu dopiero na dziś.
- Wszystko to wygląda tak dziwnie, najłagodniej mówiąc, że aż trudno komentować. Wraz z innymi kandydatami poważnie rozważamy zawiadomienie prokuratury o pełnieniu przestępstwa, polegającego na ustawieniu konkursu - zapowiada Andrzej Bachnij.
Waldemar Przybyszewski, radny wojewódzki PO, wcześniej radny miejski i przewodniczący Rady Miasta, był prezesem SM „Zieleniec” od samego jej powstania, czyli od 1992 roku. Gdy latem ubiegłego roku do rady nadzorczej dostały się nowe osoby, głoszące plan zmian, postanowił złożyć rezygnację z funkcji pod koniec roku. I tak uczynił.
- Wiedziałem, że nowa rada nadzorcza ma zupełnie inną wizję funkcjonowania spółdzielni niż ja - mówi Przybyszewski. - Zawsze stawiałem na rozwój i inwestycje. „Zieleniec” posiada 2 hektary ziemi w obrębie Torunia pod inwestycje budowlane. Tymczasem już w lipcu, za sprawą nowej rady, wstrzymano inwestycję przy ulicy Gdańskiej 6. To, i nie tylko to, kłóci się z moim pomysłem na spółdzielnię. A poza tym nabyłem uprawnienia emerytalne.
Waldemar Przybyszewski podkreśla, że zostawia Spółdzielnię Mieszkaniową „Zieleniec” w świetnej kondycji. - Nasi mieszkańcy mają jedne z najniższych czynszów w Toruniu, ale - równocześnie - spółdzielnia ma spore środki finansowe na koncie. Rok po roku wypracowywaliśmy nadwyżkę. Uważam, że z moim doświadczeniem w spółdzielczości mogę się jeszcze przydać. Czekam na propozycje - kończy.
Dodajmy, że prezesowanie „Zieleńcowi” przez długie lata oznaczało wysokie uposażenie. Waldemar Przybyszewski w ostatnim oświadczeniu majątkowym (za 2014 rok) wykazał, że zainkasował 302 tysięcy złotych. Na tę imponującą sumę złożyły się i comiesięczne pensje prezesowskie, i nagroda roczna, i odprawa jubileuszowa po 45 latach pracy.
Czy nowy prezes zarabiać będzie tak samo dobrze? To pokaże czas. Na razie 700 członków spółdzielni czeka na informację, kto nim zostanie.
(mo)