Prokuratura bada, czy w celi wadowickiego więzienia doszło do brutalnej napaści seksualnej. Siostra mężczyzny, który twierdzi, że został skrzywdzony, obawia się teraz o jego życie.
Ci, którzy przekraczają mury więzienia w Wadowicach, mają powody, by czuć się zagrożeni. Tak twierdzi przynajmniej Karoliny Kowalczyk. Kobieta przekonuje, że jej brat miał zostać brutalnie zgwałcony w celi. Trwa prokuratorskie śledztwo, które ma wyjaśnić tę sprawę.
Do zdarzenia miało dojść ponad dwa tygodnie temu, w czwartek, 9 lutego. Ofiarą miał być Marcin, brat Karoliny Kowalczyk, 35-letni mieszkaniec niewielkiej wsi na Opolszczyźnie, odsiadujący kilkuletni wyrok więzienia.
- Brat miał często konflikty z prawem, ale nie był typowym zbirem. Jakieś kradzieże, włamania, nigdy nikomu krzywdy by nie zrobił. W końcu uzbierało mu się na recydywę i trafił za kratki - opowiada pani Karolina.
Marcin wcześniej przebywał w Zakładzie Karnym w Sztumie. Trafiają tam właśnie głównie recydywiści. Placówka ta nie cieszy się wśród osadzonych dobrą opinią, odkąd w 2011 r. ówczesny dyrektor zasztyletował tam jednego z osadzonych.
- Dlatego z początku ucieszyłam się, że przenoszą go do Wadowic. Tu miało być znacznie lepiej. Brat od razu miał jednak złe przeczucia - opowiada kobieta.
Marcin do Zakładu Karnego w Wadowicach został przetransportowany dzień przed feralnym zdarzeniem, w środę 8 lutego. Niecałą dobę później poprosił oddziałowego o możliwość wykonania telefonu do rodziny. Zadzwonił do siostry, z którą ma najlepszy kontakt i opowiedział jej ze szczegółami, co go tam spotkało tej pierwszej nocy.
- Do dzisiaj nie mogę się z tego otrząsnąć. Drżącym, ściszonym głosem wyznał, że został zgwałcony. Nie chciał powiedzieć czy przez jednego, czy inni mu w tym pomagali, czy go trzymali. Mówił mi, że wszystko go boli i że już nie czuje się człowiekiem. Jest heteroseksualny, musiał więc bardzo to przeżyć - mówi mieszkanka Opolszczyzny.
Jej brat początkowo chciał wszystko zostawić w tajemnicy.
- Namówiłam go, żeby powiedział o tym strażnikom. Tłumaczył, że jak się wyda, że jest konfidentem, to go zabiją, ale wiedziałam, że jeśli dojdzie do kolejnych gwałtów, to on sam sobie coś zrobi - mówi pani Karolina. - Był jak zranione, przerażone zwierzę. Teraz nie wiem, czy ma tam potrzebną pomoc i ochronę. Powinno się go też natychmiast wywieźć z Wadowic, bo tam teraz każdy dzień może być dla brata ostatnim. Nie wiem, co robić! - rozpacza kobieta, która po tym, jak brat opowiedział jej, co go spotkało, na posterunku policji w swojej miejscowości złożyła oficjalne zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa.
- Chciałam mieć pewność, że tamtejsza administracja więzienia oraz policja nie zamiecie tej sprawy pod dywan z obawy przed skandalem - wyjaśnia kobieta.
Dyrekcja wadowickiego zakładu karnego zapewnia jednak, że o wszystkim już wie.
- Potwierdzam, iż jeden z osadzonych zgłosił fakt dokonania na nim czynu noszącego znamiona przestępstwa - przyznaje młodszy chorąży Tomasz Daniec, rzecznik Zakładu Karnego w Wadowicach. - W grę wchodzi paragraf, który mówi, że kto przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza inną osobę do obcowania płciowego, podlega karze pozbawienia wolności od lat dwóch do dwunastu - precyzuje.
Dodaje, że sprawa trafiła na policję. - Jest to standardowa procedura w przypadku podejrzenia popełnienia jakiegokolwiek przestępstwa na terenie zakładu karnego - wyjaśnia Tomasz Daniec.
Niezależenie od tego administracja zakładu karnego bada, czy w ogóle doszło do takiego zdarzenia, a jeśli tak, to czy nie przyczyniły się do tego np. ewentualne zaniedbania ze strony strażników, którzy mogli nie dopilnować więźniów. Na więcej pytań naszych dziennikarzy rzecznik więzienia nie odpowiedział. Np. jaką karę odsiaduje podejrzany o gwałt na Marcinie K. i czy nadal przebywa w jednej celi z pokrzywdzonym.
- Na pozostałe pytania będziemy mogli udzielić informacji po zakończeniu przez nas czynności, które będą trwały co najmniej 14 dni, ale musimy też brać pod uwagę pracę policji i prokuratury - twierdzi rzecznik.
Siostra pokrzywdzonego zapewnia, że nie odpuści.
- Chcę, aby zostały wyciągnięte konsekwencje i sprawca został ukarany, a jeśli były zaniedbania po stronie administracji, to także dyrekcja powinna za nie odpowiedzieć - mówi twardo Karolina Kowalczyk. Zwyczajnie boi się o brata. Od kilku dni nie ma z nim kontaktu.
Zdaniem ekspertów wielu więźniów w ogóle się nie przyznaje do tego, że byli ofiarami gwałtów. - To dla nich poniżenie i wstyd. Ci, którzy zostali zgwałceni, są traktowani jako osoby niższej kategorii. Ujawnienie sprawy to akt ogromnej odwagi i desperacji - mówi Michał Niechaj z warszawskiej Fundacji Profilaktyki i Resocjalizacji „Szansa”.
(Personalia bohaterów tekstu zostały zmienione)
Informacje
- Gwałty w więzieniach
Zgłasza się je niezwykle rzadko. Zazwyczaj nie więcej niż trzy lub cztery w ciągu roku w skali całego kraju. Były też lata, że wcale nie odnotowywano takich zdarzeń. - Ilu mamy więźniów?
W tej chwili w polskich zakładach karnych osadzonych jest ponad 86 tysięcy osób. Prawie drugie tyle czeka dopiero na odbycie kary. - Zakład Karny w Wadowicach
Przebywa tu około 300 osadzonych. To zakład karny typu zamkniętego, wyłącznie dla mężczyzn, dla tzw. recydywistów penitencjarnych, czyli dla odbywających kary po raz któryś za przestępstwa podobne oraz za przestępstwa z innych paragrafów. W budynku mieści się też areszt śledczy.