Zgwałcił i molestował studentki. Fałszywy profesor przed sądem
Janusz K. z Poznania usłyszał 14 zarzutów. Najpoważniejszy dotyczy gwałtu studentki. Mężczyzna podczas śledztwa nie przyznał się do winy. Teraz grozi mu 12 lat więzienia
Przez lata wykorzystywał, molestował, a nawet gwałcił studentki poznańskich uczelni i szkół wyższych. 70-letni Janusz K. z Poznania znany jako „fałszywy profesor UAM” stanie we wtorek przed sądem. Czy jego proces będzie toczyć się za zamkniętymi drzwiami? Na razie nie wpłynęły żadne wnioski o wyłączenie jawności sprawy, jednak wszystko rozstrzygnie się na sali sądowej. Zeznania złoży pięciu świadków.
Badanie antropologiczne
1 października 2015 roku jedną ze studentek Wydziału Filologii Polskiej i Klasycznej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu zaczepił starszy mężczyzna w kitlu. To był jej pierwszy dzień na uczelni – dziewczyna nie znała wykładowców i budynku. Janusz K. podał się za pracownika naukowego i poprosił o pomoc w „badaniu antropologicznym”. W zamian za to, zagwarantował opiekę podczas studiów i zaliczenie egzaminu.
Po zdarzeniu kobieta zgłosiła sprawę na policję. Ze szczegółami opisała, jak wyglądało rzekome badanie i dała impuls do wszczęcia postępowania przeciwko K. W czasie śledztwa wyszło na jaw, że mężczyzna grasował od 40 lat, a jego ofiarą padło ponad 400 kobiet.
Na czym polegało rzekome badanie naukowe? W pierwszej kolejności studentki wypełniały ankietę. Następnie Janusz K. dokonywał „pomiarów”. Na nagie ciała kobiet – w okolicy rąk, ud i twarzy – przyklejał centymetrowe karteczki nasączone wodą. W tym czasie mierzył im puls, tłumacząc, że zabieg ten ma na celu sprawdzenie z jaką szybkością wysychają kartki. Następnie nakłaniał je do różnego rodzaju czynności o charakterze seksualnym.
Janusz K. został zatrzymany zaledwie kilka dni po tym, jak zaatakował studentkę, która jako pierwsza z ofiar zgłosiła się na policję. K. wrócił bowiem do gmachu przy ulicy Fredry w Poznaniu. Tam rozpoznał go jeden z pracowników WFPiK, który wcześniej zgrywał dla policji monitoring. Ochroniarz śledził go, aż do przyjazdu policji.
– Podczas zatrzymania przy mężczyźnie ujawniono 94 ankiety i kitel lekarski. W jego domu zabezpieczyliśmy kolejne 184 wypełnione ankiety oraz pamiętniki, albumy, 300 zdjęć nagich kobiet oraz wycinki z gazet o charakterze erotycznym – powiedziała „Głosowi” Agata Smiatacz, która prowadziła to postępowanie.
14 zarzutów
Śledztwo w sprawie molestowania poznańskich studentek trwało półtora roku. Na początku policja podejrzewała że mężczyzna mógł wykorzystać nawet 300 kobiet. Po nagłośnieniu sprawy m.in. przez Głos Wielkopolski rozdzwoniły się telefony, a na komisariaty w całej Polsce zgłaszały się kobiety, których danych nie było w ankietach. Według ustaleń śledczych ofiar, które miały do czynienia z Januszem K. jest około 420. Wszystkie przesłuchane kobiety wskazały oskarżonego jako sprawcę przestępstwa.
Mimo tak wielu nazwisk ujętych w akcie oskarżenia, mężczyzna usłyszał tylko 14 zarzutów. Śledczy zarzucają mu, że siedem razy doprowadził do innej czynności seksualnej, sześć razy usiłował doprowadzić do innej czynności seksualnej, w jednym przypadku dopuścił się gwałtu. Z naszych informacji wynika, że tego najpoważniejszego czynu dopuścił się w 2015 roku. Według ustaleń policji wiele pokrzywdzonych przerywało badanie, co krzyżowało plany Janusza K.
Powód tego, że zarzutów jest „tylko” lub aż 14 jest jeszcze jeden: – W większości przypadków nastąpiło przedawnienie. W ciągu ostatnich 15 lat takie sytuacje także miały miejsce, ale podczas spotkań między studentkami, a oskarżonym nie dochodziło do kontaktu fizycznego. To oznacza, że te sytuacje nie wyczerpywały kodeksowych znamion przestępstwa – powiedział nam Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.
Przypomnijmy, że choć molestowanie studentek wyszło na jaw dopiero w 2015 roku, to mężczyzna grasował od kilkudziesięciu lat. W trakcie postępowania przygotowawczego na policję zgłosiła się kobieta, która padła jego ofiarą w 1977 roku. Przez wszystkie te lata pokrzywdzone milczały.