Żeńskie klasztory powoli pustoszeją
Kościół. Brakuje sióstr do prowadzenia sierocińców oraz opieki nad starszymi i śmiertelnie chorymi. Taka droga życia nie jest dziś popularna.
Młode Polki coraz rzadziej wybierają życie zakonne. Klasztory pustoszeją, bo starsze zakonnice umierają, a kandydatek gotowych poświęcić życie Bogu i bliźnim nie ma. Jeśli ten trend się utrzyma, za 20 lat zabraknie sióstr do opieki nad starszymi, sierotami i chorymi.
Zakonnice prowadzą w Polsce samodzielnie 33 szpitale, 244 ambulatoria, 267 domów starców oraz ponad 500 sierocińców. Są również w placówkach samorządowych, ale z każdym rokiem coraz mniej. W Domu Pomocy Społecznej im. Anny i Ludwika Helclów w Krakowie w latach 90. ub. wieku pracowało 48 sióstr. Jeszcze kilka lat było ich 9, dziś - 5. To zakonnice z krakowskiej prowincji Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo, zwane szarytkami. Józefa Grodecka, dyrektor DPS, chętnie przyjęłaby ich więcej. - Życzyliby sobie tego również pensjonariusze. Jeden z nich powiedział mi, że jak przyszedł do naszego DPS-u i zobaczył zakonnice, pomyślał „będzie dobrze”… - wspomina dyrektor Grodecka.
Mniejsza liczba powołań daje się odczuć także w Hospicjum św. Łazarza w Krakowie. Jolanta Stokłosa, szefowa tej placówki, mówi, że w hospicjum zawsze chętnie pracowały zakonnice wolontariuszki. Teraz jest tylko jedna. - To bardzo oddana chorym osoba, ale ma już swoje lata. Z otwartymi rękami przyjęlibyśmy inne, ale to pobożne życzenie. Ponieważ jest coraz mniej kandydatek do zakonów, przełożone sióstr niechętnie pozwalają im na pracę poza klasztorem - mówi dyr. Stokłosa.
Coraz mniej zakonnic pracuje w szpitalach. W województwie małopolskim na 6 tys. pielęgniarek zaledwie 40 stanowią zakonnice. Zazwyczaj opiekują się najciężej chorymi i dziećmi upośledzonymi w rozwoju psychoruchowym.
Siostry zakonne stanowią mniej niż promil osób wierzących, ale ich wkład w życie społeczne i religijne jest ogromny. Prowadzą przedszkola i szkoły. Opiekują się bezdomnymi w przytuliskach. Pomagają samotnym matkom, ludziom uzależnionym, osobom starszym i niedołężnym. Są „promykiem nadziei” dla terminalnie chorych w hospicjach. Niestety, jest ich coraz mniej. Pomimo tego, że zgromadzenia zakonne korzystają z najnowszych metod dotarcia do kandydatek, a większość ma np. strony internetowe i organizuje różne akcje informacyjne. Dlaczego z nikłymi efektami? - Współczesna kultura nie zachęca do tego, aby poświęcać życie innemu celowi niż realizacji własnych planów i ambicji. Aby ofiarować życie Bogu i innym ludziom. Poza tym, w społeczeństwie panuje niezrozumienie istoty życia zakonnego.
Tworzy się sztuczny mur wokół nas. Mówi się, że klasztory to miejsca tajemnicze i zamknięte. Tymczasem nasze mury nie są wcale takie wysokie. Można do nas przyjść, zobaczyć, jak żyjemy, porozmawiać - przedstawia swój punkt widzenia s. Krystiana Chojna-cka, przewodnicząca Komisji Powołaniowej przy Konferencji Wyższych Przełożonych Żeńskich Zgromadzeń Zakonnych w Polsce. - Atmosfera współczesnego świata raczej nie sprzyja życiu, jakie jest prowadzone w zakonach. Młodzież jest zaprogramowana na sukces, wygodę, pieniądze, karierę. Tymczasem w klasztorze o to raczej trudno - dodaje s. Jolanta Olech, rzeczniczka przełożonych zakonów żeńskich. Obie siostry podkreślają, że pozytywnym zjawiskiem jest to, że coraz więcej kandydatek to osoby dojrzałe, po studiach, przygotowane do pracy.
Według kościelnych statystyk, od 1990r. o 70 proc. spadła liczba nowych powołań. Liczba sióstr w klasztorach zmniejszyła się w tym okresie z 25 tys. do 19, 5 tys. obecnie. To tendencja ogólnoświatowa. W większości krajów powoli, ale systematycznie zmniejsza się też liczba profesek, które już złożyły wieczyste śluby czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. W ostatniej dekadzie średnio o ok. 10 tys. rocznie. Jeśli ta tendencja się utrzyma, za 100 lat w Kościele Powszechnym w ogóle nie będzie zakonnic.
WIDEO: Czy świecka szkoła to mit?
Źródło: Dzień Dobry TVN, x-news