Zbliża się 75 rocznica spektakularnej ucieczki z Auschwitz
Pochodzący z Pomorza 98-letni Kazimierz Piechowski (numer obozowy 918) jest jednym z nielicznych, żyjących, byłych więźniów Auschwitz. 20 czerwca minie 75 lat, jak udało mu się zbiec z tego obozu śmierci wraz z trzema innymi więźniami. Losy pana Kazimierza związane są też z ziemią włoszczowską.
W KL Auschwitz Kazimierz Piechowski spędził 2 lata (od 20 czerwca 1940 do 20 czerwca 1942 roku). Wcześniej, przez ponad pół roku był więziony i torturowany w niemieckich więzieniach.
– Z obozu uciekł w niezwykły sposób. Przebrany w niemiecki mundur zbiegł razem z trzema innymi więźniami samochodem… komendanta obozu. Ucieczka była wyjątkowa, bowiem została dokonana z obozu wewnętrznego, który był najbardziej strzeżoną częścią KL Auschwitz – opowiada doktor Tomasz Łączek z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, który napisał kilka artykułów naukowych poświęconych osobie Kazimierza Piechowskiego.
- Genialny plan ucieczki obejmował również uchronienie pozostałych w obozie więźniów przed zemstą Niemców, którzy w podobnych sytuacjach stosowali zasadę odpowiedzialności zbiorowej i w odwecie za jednego uciekiniera zabijali dziesięciu innych więźniów z bloku lub z komanda, z którego dokonano ucieczki. W tym przypadku zasady tej nie zastosowano – twierdzi doktor Łączek.
- Piechowski wraz z trzema innymi więźniami wymyślili i stworzyli czteroosobowe Rollwagenkommando (speckomando transportowe), którego wszyscy członkowie uciekli. W związku z tym, Niemcy po ucieczce nie mieli kogo ukarać. To był mistrzowski plan, dopracowany w każdym szczególe – dodaje pracownik naukowy Uniwesytetu Jana Kochanowskiegio w Kielcach.
Zdaniem Tomasza Łączka, była to najsłynniejsza, a z pewnością jedna z najbardziej brawurowych ucieczek w historii tego hitlerowskiego obozu zagłady, który funkcjonował w Oświęcimiu w latach 1940-1945.
Warto nadmienić, że o ucieczce czwórki więźniów wiedział jeden z przywódców obozowego ruchu oporu, rotmistrz Witold Pilecki, od ubiegłego roku patron krasocińskiej szkoły, który poinformował o tym fakcie Komendę Główną Armii Krajowej w Warszawie.
Po ucieczce Kazimierz Piechowski razem z mieszkającym przed wojną w Przedborzu Eugeniuszem Benderą schronili się na kilka tygodni w przysiółku Lasek, niedaleko Łopuszna (obecnie gmina Krasocin). Schronienie znalazł w młynie i tartaku Zygmunta Słupczyńskiego.
Potem pan Kazimierz trafił do Mnina (gmina Słupia). Tam uzyskał fałszywe dokumenty na nazwisko Władysław Sikora. Następnie wstąpił w szeregi Armii Krajowej i walczył w oddziale partyzanckim. Po zakończeniu II wojny światowej Kazimierz Piechowski wrócił na Pomorze. Obecnie mieszka w Gdańsku.
Ciekawostką jest fakt, że w czasie swojego pobytu w Auschwitz, Piechowski był uczestnikiem obozowego apelu i naocznym świadkiem sceny z lipca 1941 roku, kiedy to franciszkanin ojciec Maksymilian Maria Kolbe (od 35 lat święty kościoła katolickiego) oddał swoje życie za darowanie życia innemu więźniowi.
Dzisiaj jest prawdopodobnie jedynym żyjącym świadkiem tej sceny. Co ciekawe, pan Kazimierz mieszkał z ojcem Kolbe w jednym bloku obozowym. Swoje wspomnienia obozowe opisał w książce pod tytułem „Byłem numerem… świadectwa z Auschwitz”.