Zbigniew Pohrebny z Winnicy Kalina w Sieniawie mówi, że wino co roku ma inny smak. Ważny jest szczep i rocznik!
Uprawa winorośli na ziemi lubuskiej ma swoją długą tradycję. W ostatnich latach winnice powstają jak przysłowiowe grzyby po deszczu. Odwiedziliśmy jedną z nich - Winnicę Kalina w Sieniawie Lubuskiej. - Nadal inwestujemy w to wszystko i, jakby nie patrzeć, to zawsze będzie wyłącznie hobbystyczne zajęcie - mówi Zbigniew Pohrebny.
Lubuskie. Winnica Kalina w Sieniawie Lubuskiej
Sieniawa Lubuska dzieli się na dwie części. Pierwsza z czynną kopalnią węgla brunatnego. Druga z typową zabudową gospodarską. W centrum, obok kościoła i sklepu, niewielki dom z drewnianym szyldem Winnica Kalina. Po plantacji oprowadza nas Zbigniew Pohrebny.
Państwo Teresa i Zbigniew Pohrebni przeprowadzili się do Sieniawy w 2005 roku. - Zastaliśmy kompletny bałagan. Ta ziemia nie była uprawiana chyba od ponad 20 lat. Nie wiedzieliśmy, co z tym zrobić - wspomina gospodarz.
Wówczas nie było jeszcze pomysłu na winnicę. Na początek zrobili porządek na kawałku poletka, usunęli stare drzewa i posadzili ziemniaki. - Posadziliśmy dwa worki a zebraliśmy trzy. Jakiś tam sukces był - śmieje się pan Zbigniew. Ale postanowił oczyścić następną część pola.
Pierwsze winorośle dała córka
Widząc zmagania z ugorem, w 2008 roku córka podrzuciła rodzicom pomysł, że przekaże im sadzonki winorośli. - Wsadziłem i byłem zadowolony. Krótkie rzędy posadziłem, zaczęły rosnąć w miejscu, gdzie teraz siedzimy. Nic się z nimi złego nie działo, więc dosadziliśmy jeszcze trochę. I, oczywiście, czyściliśmy dalej teren - opowiada pan Zbigniew.
Po pierwszym sukcesie przyszła chęć na powiększenie plantacji. Pan Zbigniew zaczął sam kupować szczepione sadzonki. - Zaczęliśmy inwestować w winnicę - podkreśla początkujący winiarz. - Choć mieliśmy świadomość kosztów, uprzedzano nas, żeby założyć hektar winnicy trzeba wyłożyć nawet sto tysięcy złotych.
PRZECZYTAJ: WINOBRANIE 2019 - poznaj szczegółowy program Dni Zielonej Góry
- Nadal inwestujemy w to wszystko i, jakby nie patrzeć, to zawsze będzie wyłącznie hobbystyczne zajęcie. Tu nigdy komercji nie będzie. To zawsze będzie takie miejsce niszowe, z duszą - zaznacza Zbigniew Pohrebny. Za to uzupełnieniem plantacji jest założona przez syna pasieka pszczelarska. Całość wpisuje się więc w lubuski szlak miodu i wina.
Chcieliby uprawiać więcej
Państwo Pohrebni są właścicielami niewielkiego kawałka gruntu. Dysponują zaledwie półhektarową działką, z czego znaczną część już zajmuje plantacja. Trzy lata wstecz adaptowali wyżej położony grunt, piękny południowy stok. - Chciałoby się uprawiać więcej, ale przepisy są takie a nie inne. Sytuacja jest taka, że żeby być rolnikiem trzeba mieć hektar ziemi, ale żeby dokupić tak jak w naszym przypadku pół hektara ziemi, to też trzeba być rolnikiem i koło się zamyka. Absurd kompletny - kwituje gospodarz.
Wino wyłącznie na własne potrzeby
Jednak nawet niecałe 0,5 ha wystarcza, by uprawiać winorośl. Co ze zbiorami? - Robimy wino, ale wyłącznie na własne potrzeby - mówi pan Zbigniew. - Jesteśmy członkami Stowarzyszenia Winiarzy Lubuskich. Pani marszałek Anna Elżbieta Polak zaprasza nas na szkolenia, spotkania. Teraz winnice powstają jak grzyby po deszczu. Trudno się dziwić, gdyż taka była tradycja tych ziem - przypomina nasz rozmówca.
Poświęcił jedną pasję dla drugiej
Pan Zbigniew przyznaje, że poświęcił jedną pasję dla drugiej. - Poświęciłem ryby, które całe życie łowiłem, a od trzech lat w ogóle nie jeżdżę wędkować. Dlaczego? Jest tyle pracy tutaj, do niedawna jeszcze pracowałem zawodowo. Od miesiąca jestem na emeryturze, ale wracam do pracy - zdradza swoje plany.
Warto wiedzieć, że pomysł córka nie podrzuciła rodzicom przypadkowo. Marta Pohrebny z mężem prowadzą własną winnicę Miłosz pod Zieloną Górą. - Zięć dużo wcześniej zaczynał z tym wszystkim i do tej pory jest moim mentorem. Ma większe doświadczenie w tej kwestii - podkreśla pan Zbigniew.
Jakie odmiany znajdziemy w Winnicy Kalina? - Tu gdzie siedzimy, wokół rośnie solaris, jest to wdzięczny szczep, bardzo mu tutaj pasuje, a nie w każdym miejscu chce rosnąć. Dokupiłem rondo oraz niemieckie odmiany dornfelder i zweigelt. W ubiegłym roku weszliśmy jeszcze w hibernala i rieslinga, bardzo aromatyczne odmiany.
Pan Zbigniew sam przygotowuje sadzonki
Pracy w winnicę trzeba wkładać bardzo dużo. - Solarisa kupiłem 100 sztuk sadzonek a mam go w tej chwili około 250. Robię sam sadzonki i na tym bazuję - stwierdza pan Zbigniew. - Więcej tutaj odmian nie będzie, to jest za mały areał. Rondo i solaris sprawdzają się tutaj, gorzej jest z dornfelderem, to bardzo trudny szczep. Jeżeli robię w skrzynce sto sadzonek, to docelowo - jak sadzonka zawegetuje i zimę przetrzyma - uzyskuję zaledwie 10-15 proc.
Na udane zbiory składa się wiele czynników. O sadzonki trzeba odpowiednio dbać. - W styczniu tnę łozy na sadzonki, w lutym obcinam to, co w danym roku porosło, zostawiam tylko jedną łozę, którą będę w kwietniu kładł na rusztowanie i wtedy rośnie dalej - tłumaczy winiarz. Dodaje, że praca jest na okrągło. Bardzo ważne są środki ochrony roślin. - Nigdy tutaj nie stosowaliśmy środków systemowych, typowej chemii. Jeżeli już, to bazujemy tylko i wyłącznie na siarczanach, miedzian dajemy. W tym roku podrzucono mi pomysł, żeby spróbować spryskać sodą oczyszczoną. Rewelacyjne efekty i koszty są niskie - cieszy się plantator. Zaznacza, że trzeba być konsekwentnym. - Jest czas oprysków, trzeba to zrobić. Jeżeli się to zaniedba, roślina się zainfekuje, to ciężko z tym później walczyć - uprzedza.
Nie bez znaczenia jest też pogoda. W ubiegłym roku była wyższa temperatura jak w tym roku, ale to był pierwszy rok suszy i wilgotność w ziemi jeszcze była. Choć winogron - jak mówi pan Zbigniew - nie tęskni za wodą. - Krzew winorośli ma dwa systemy korzeniowe, jeden z nich się ścieli zaraz pod ziemią, natomiast ten drugi idzie bardzo głęboko - wyjaśnia.
Niestety, w tym roku nowe nasadzenia na stoku nie dały rady. - Piasek to dobry grunt na wiosenne przymrozki, ale wody w nim nie ma - martwi się gospodarz. Miał już w styczniu nie robić sadzonek, jednak będzie musiał.
Goście mile widziani
Winnica Kalina jest otwarta na gości. W czerwcu i lipcu zainteresowanie jest znikome, za to w sierpniu i we wrześniu bardzo często są tutaj turyści. - Wystarczy telefon, przygotujemy jakiś drobny poczęstunek, posiedzimy i porozmawiamy, oprowadzimy po winnicy.
O co przeważnie pytają odwiedzający? - Jest grupa entuzjastów z Poznańskiego, którzy dopiero zaczynają winiarską przygodę. Dowiadują się od nas, ile to pracy wymaga. No i, że przyjdą lata słabsze, nie każdy wytrzyma... Ja się cały czas uczę. Ktoś powiedział, że dzisiaj jak ktoś zakłada winnicę, nie zakłada dla siebie, ani nawet nie dla dzieci, tylko dla wnuków.
Ludzie opowiadają, że byli w winnicy w ubiegłym roku i było bardzo dobre wino, przyjeżdżają za rok jest inne. I bardzo dobrze, bo wino z winnicy rok do roku nie jest podobne. Dlatego znawcy tego trunku zamawiając go podają szczep i rocznik.
Gdzie następne wizyty?
Niewielka Winnica Kalina w Sieniawie jest pierwszą, jaką odwiedziliśmy szukając atrakcji i smaków naszego regionu.
Na terenie powiatu świebodzińskiego odwiedziliśmy jeszcze „Winnicę Łukasz” w Wityniu oraz „Pod Lubuskim Słońcem” w Laskach k/Przełaz. Zapraszamy na szlak wina i miodu!