„Zbierałem mózg z podłogi, zeskrobywałem kości wbite w ścianę”. Jak wygląda sprzątanie po zwłokach?
Pracują w nieprzyjemnym i niebezpiecznym środowisku. Muszą mieć mocne nerwy i żołądki, by sprostać wyzwaniom, jakie czekają na nich za drzwiami domów, czy mieszkań. Tam, gdzie umiera człowiek pojawiają się oni – „czyściciele”. Firma Bio-Clean od 12 lat sprząta po zmarłych.
Sprzątanie po zgonach to wciąż mało znana, ale rozwijająca się branża, z której korzysta coraz więcej osób. Jedną z firm, która prężnie działa w tym biznesie jest Bio-Clean.
– Firma powstała 12 lat temu, kiedy zaczynałem miałem 20 lat. Dziś mam 32, żonę i dwójkę dzieci. To rodzinny biznes. Sprzątaniem zajmuję się ja, moi rodzice, w przyszłości może także moje dzieci. Do tego zatrudniamy obecnie około 20 pracowników
– mówi Mateusz Węgorowski i dodaje, że firma powstała z potrzeby rynku.
– Jeszcze 12 lat temu temat sprzątania po zgonach był tematem tabu. Nikt o tym nie mówił, nikt nie wiedział, że takie usługi w ogóle istnieją. Myślę, że wyczuliśmy potrzebę rynku i zaczęliśmy świadczyć takie usługi. Na początku spotykałem się z politowaniem ze strony znajomych, którzy pukali się w czoło, pytając z niedowierzaniem, czym się zajmuję.
Choć sprzątanie po zgonach w Polsce nadal pozostaje czymś nowym i poniekąd kontrowersyjnym, to na świecie takie usługi są czymś zupełnie oczywistym.
– Zainspirowałem się tym tematem po tym, jak zobaczyłem w Internecie dokument o mężczyźnie ze Stanów Zjednoczonych, który na co dzień zajmował się sprzątaniem po zmarłych. Byłem ciekaw, jak to wygląda w Polsce. Kiedy zaczynałem, były w naszym kraju dwie firmy, które się tym zajmowały. Zależało mi, by standard naszych usług był na wysokim poziomie, tak jak jest w Niemczech, czy Stanach Zjednoczonych. I wydaje mi się, że udało się to osiągnąć
– wyjaśnia Mateusz Węgorowski, szef Bio-Clean
I dodaje: – Cały czas działamy, rozwijamy się, prowadzimy szkolenia z zakresu sprzątania i uczymy nowe osoby, które chciałyby rozpocząć przygodę z takimi usługami. Przez te 12 lat zdobyliśmy mnóstwo doświadczenia i podwyższyliśmy jakość naszych usług.
Firma Bio-Clean działa na terenie całej Polski. Zaczynała od usług sprzątania po zgonach i pożarach. Teraz zakres działań jest o wiele szerszy. Doszło usuwanie szkód po kataklizmach, czy zdarzeniach losowych, takich jak np. pożar. Firma oferuje również usuwanie wszelkiego typu skażeń chemicznych, których nikt nie chce się podjąć, czyszczenie przemysłowe.
– Sprzątamy też po gołębiach. To może brzmieć banalnie, ale jest to bardzo specjalistyczna usługa. Uważam, że obecnie bardziej niebezpieczne są usługi sprzątania po gołębiach niż po zmarłych. Wynika to ze środowiska, w którym przebywamy. Jest to bardzo toksyczne środowisko, gdzie mamy do czynienia np. z pyłami. Można sobie zaszkodzić przez duże zapylenie, materiał biologiczny, czy inne materiały, np. metale ciężkie, które znajdują się chociażby w odchodach gołębi. Mamy tutaj kilkanaście takich zagrożeń, z którymi musimy się borykać. Do tego często dochodzi praca na wysokości, w miejscach trudno dostępnych. Musimy zadbać przede wszystkim o bezpieczeństwo pracownika. Jest to więc dużo większe wyzwanie logistyczne niż sprzątanie po zmarłych
– wyjaśnia Mateusz.
"Widziałem już wszystko"
Początki, jak to zazwyczaj bywa, są najtrudniejsze. Choć minęło już 12 lat, Mateusz nadal pamięta swoje pierwsze zlecenia.
– Pamiętam swój pierwszy raz. Zaczynałem od sprzątania po samobójstwie. Było bardzo dużo krwi. W pamięci utkwił mi jej metaliczny zapach. Trzeba było zagryźć zęby i po prostu robić swoje. Nie można było dać po sobie znać, że robi się to po raz pierwszy
– wspomina.
I dodaje: – Nie czułem strachu, nie boję się takich rzeczy, które wymagają dużego zaangażowania psychicznego. Czułem dużą ciekawość i swego rodzaju podekscytowanie, jakby szło się do szkoły pierwszy raz. Nigdy nie miałem złego podejścia.
Mateusz w branży jest od 12 lat i – jak mówi – widział już wszystko.
– Widziałem zabójstwa, samobójstwa, przypadki, kiedy granat rozczłonkował człowieka, kiedy ktoś podciął sobie żyły, kiedy komuś urwało nogę, czy kiedy ktoś strzelił sobie w głowę. Widziałem nawet zabójstwo małych dzieci. Jedynie sprzątanie po zgonach dzieci porusza mnie emocjonalnie
– wyjaśnia.
I dodaje: – Chwilę po tym, jak urodziła mi się córka, dostaliśmy zlecenie na sprzątanie po samobójstwie rozszerzonym. Akurat trafiło na mnie. Matka odebrała życie sobie, 8-letniej córce i usiłowała zabić 5-miesięczną dziewczynkę, którą na szczęście udało się uratować. To było największe wyzwanie, najbardziej męczące psychicznie, bo sam mam dzieci. Pewnie bym tak nie reagował, gdybym ich nie miał. Reszta zleceń nie robi na mnie wrażenia.
Mateusz wskazuje, że na początku zastanawiał się nad historią poszczególnego człowieka, ale szybko to minęło.
– Podchodzę do tego zadaniowo. Nie interesuje mnie kim był zmarły, co robił w życiu. Przewinęło się trochę tych przypadków, również tych bardzo drastycznych, ale nie możemy sobie pozwolić na to, by o nich rozmyślać. Śpimy dobrze, nie mamy koszmarów. Mamy czyste sumienia, wykonujemy swoją pracę
– podkreśla.
Mateusz wspomina także przypadek, kiedy ktoś strzelił sobie w głowę ze sztucera.
– Kiedy z mieszkania wyszła już policja, a ciało zostało zabrane, wzięliśmy się do sprzątania. Za kanapą leżał mózg, którego nie zabrano razem ze zwłokami. Mnie przypadł „zaszczyt” jego zbierania. Wtedy zdałem sobie sprawę, że z tej głowy nic nie zostało...
– mówi.
Przypadki samobójstw to ekstremalne przypadki. Wiąże się z tym duża ilość krwi, czy tkanek porozrzucanych po całym mieszkaniu.
– Zdarzyły się też kości wbite w sufit, czy ścianę, które trzeba było skrobać. Musimy być bardzo dokładni, nie możemy ominąć żadnej plamki, a tych są setki, a nawet tysiące. Trzeba mieć mocne nerwy do tej pracy, być cierpliwym i dokładnym
– dodaje.
Bio-Clean zajmuje się także sprzątaniem po zbieraczach, takich najgorszych, którzy zbierają nieładne przedmioty, czy ubrania, ale odpady, śmieci. Dodatkowo, kiedy dojdzie jeszcze do śmierci takiej osoby, pracownicy firmy muszą mierzyć się nie tylko z przykrym widokiem, ale także uporczywym zapachem. Często dochodzą do tego robaki, czasem myszy, czy szczury, co może być niebezpieczne dla ekipy sprzątającej.
– Kiedy ładujemy te wszystkie rzeczy do worków, to musimy uważać, by nie zaatakował nas szczur. Nikt nie chciałby być ugryziony przez to zwierzę, zwłaszcza w takich warunkach. Na szczęście jeszcze się to nie zdarzyło, ale musimy być bardzo ostrożni
– wskazuje Mateusz Węgorowski.
Samodzielne sprzątanie nie ma sensu
Wielu z nas może sobie zadać pytanie, czy po śmierci najbliższej osoby trzeba wynająć profesjonalną firmę zajmującą się sprzątaniem po zgonach. Przecież można zrobić to samemu lub zadzwonić po pierwszą z brzegu firmę sprzątającą. Okazuje się jednak, że niemożliwe jest doprowadzenie mieszkania do bezpiecznego użytku domowymi sposobami. Nie jesteśmy w stanie samemu pozbyć się krwi, płynów, czy bakterii po zmarłym.
– Nie każdy pewnie stwierdzi, że nasza praca jest potrzebna, bo ze świadomością społeczeństwa jest jeszcze krucho w tej kwestii. Nasze usługi są potrzebne, zgrzeszyłbym, gdybym powiedział, że np. rodzina może posprzątać po swoim zmarłym. Takie samodzielne sprzątanie nie ma sensu
– podkreśla Mateusz.
I dodaje: – Czasem ktoś dzwoni i mówi, że jest do sprzątnięcia mieszkanie, w którym ciało leżało przez dwa tygodnie. Mówię wówczas, że potrzebna jest kompleksowa usługa, czyli całkowite opróżnienie mieszkania, wyrzucenie wszystkich rzeczy i gruntowne sprzątanie. Wtedy klient pyta, czy może zostawić telewizor. Tłumaczę wówczas, dlaczego to nie jest dobry pomysł. Działamy według naszych ustaleń, po każdym sprzątaniu wystawiamy certyfikat, kiedy ktoś chce np. zostawić telewizor, wówczas takiego dokumentu nie możemy wystawić.
Ceny usług firmy Bio-Clean wahają się w granicach od kilku do kilkunastu tysięcy złotych. Często zdarza się, że kompleksowość odstrasza klientów, którzy wolą zrobić coś we własnym zakresie, by nie narażać się na koszty. Wówczas ktoś wyrzuca kanapę, materac albo kawałek wykładziny, gdzie doszło do zgonu, ale to nie wystarczy.
– Czasem bywa tak, że płyny ustrojowe zmarłego przenikają przez podłogę, warstwy izolacyjne, stropy i zatrzymują się, np. u sąsiada na stole. Nasza praca jest wówczas uzależniona od tego, czy sąsiad wyrazi zgodę na to, żebyśmy wykonali pracę na suficie w jego mieszkaniu. To się wiąże z tym, że musiałby on później wyremontować to miejsce. Wtedy pojawia się opór
– wyjaśnia Mateusz.
I dodaje: – Już nie wspomnę, że po rozkładzie zwłok w mieszkaniu w bloku, usługę dezynfekcji powinno wykonać się w całym budynku: we wszystkich mieszkaniach, klatkach schodowych. Nie jest to w ogóle praktykowane przez spółdzielnie, czy wspólnoty mieszkaniowe. W Stanach Zjednoczonych prawo nakazuje dezynfekcję całego budynku.
– Jak ktoś słyszy, że zajmujemy się sprzątaniem po osobach zmarłych, to myśli: „dobra, pewnie przyjeżdża na miejsce, popsika jakimś preparatem, i to wszystko.” To tak nie wygląda
– wyjaśnia.
Jak wygląda sprzątanie?
Ekipa zaczyna pracę od pierwszej dezynfekcji. Jeśli w mieszkaniu jest robactwo, latają muchy, wówczas konieczna jest dezynsekcja. Dalsze działania zależą już od danego przypadku.
– Weźmy na przykład mieszkanie, w którym mamy kilkutygodniowy rozkład zwłok. Wówczas trzeba podejść do zadania kompleksowo, czyli wykonać dezynfekcję, dezynsekcję, usunąć materiał biologiczny. Trzeba np. zabezpieczyć kanapę, na której leżało ciało, ofoliować ją, wynieść i oddać do spalarni. Pozostałe rzeczy, które nie są skażone materiałem biologicznym są poddawane dezynfekcji i utylizowane jako odpad komunalny. Później czyścimy mieszkanie. Sufity, ściany, często zrywamy podłogi, jeśli jest taka konieczność. Dalej wykonujemy ozonowanie, dezynfekcję i oczyszczamy powietrze. Taka usługa trwa zazwyczaj 2-3 dni robocze
– mówi właściciel Bio-Clean.
Praca czyściciela jest wymagająca i nie należy do przyjemnych, więc pozyskanie pracowników nie jest łatwe. Sprzątanie wiąże się z delegacjami, co dla wielu może stanowić przeszkodę. Nie trzeba mieć jednak szczególnych kompetencji, by wykonywać tę pracę.
– Generalnie chodzi o to, żeby ktoś nadawał się do tej pracy. Żeby nie miał problemu z wyjazdami po całym kraju, aby lubił to, co robi i nie męczył się
– mówi Mateusz.
Ważny jest także mocny żołądek i odporność psychiczna. Ekipa sprzątająca zanim wejdzie do mieszkania, w którym ma posprzątać, musi zadbać przede wszystkim o swoje bezpieczeństwo. Pracownicy zakładają kombinezony, maski, zakładają ochraniacze na buty. Każdy centymetr ciała musi być zakryty. Nie da się jednak nie czuć zapachów.
– Czasem namawiamy naszych pracowników do zdjęcia maski, by mogli poczuć zapach, nauczyć się go, bo każdy zgon pachnie inaczej. Każdy czas rozkładu i każde mieszkanie też może pachnieć inaczej. Znajomość tych zapachów jest istotna. Oczywiście nie polecam chodzenia bez maski przez dłuższy czas, bo woń może być drażniąca, ale czasem trzeba odczuć coś na własnej skórze, by to poznać
– wyjaśnia Mateusz.
I dodaje: – Mamy też czasem przypadki zgonów, kiedy są np. ludzkie odchody lub mocz w jakichś wiaderkach, i czuć to bardziej intensywnie niż zapachy porozkładowe. Naprawdę można zwymiotować, czy poczuć się źle na sam widok, ale do wszystkiego można się przyzwyczaić. Widziałem już wszystko, ale czasem i mnie poszczególne widoki ruszają. Mimo to czerpię z tej pracy mnóstwo satysfakcji.
---------------------------
Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?
Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus
Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe.
Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień