Zawracanie Polski kijem [komentarz]
Pewnie już zdążyliśmy zapomnieć, że przed wypadkiem premier Szydło dokonała przeglądu resortów. Ministrowie, po kolei, ustawiali się „na dywaniku” i raportowali o swoich sukcesach.
Na pogrożenie palcem zasłużył wtedy chyba tylko minister zdrowia, który - w ramach rehabilitacji - zaordynował wszystkich Polakom specjalną sieć szpitali, która już jest krytykowana.
Próbuję sobie wyobrazić, jak wyglądał meldunek ministra ochrony środowiska. - No i jak tam - zagaiła pani premier - drzewa rosną? - Rosną, rosną - uroczyście zameldował minister Szyszko, kiedy - przypomnijmy - odbywała się największa rzeź drzew rosnących na prywatnych gruntach. Potępił ją niedawno zwykły poseł Jarosław Kaczyński. I wystarczyło jego jedno słowo, by zastępy PiS z zacięciem drwali rzuciły się zmieniać ustawę, za którą głosowały dwa miesiące wcześniej.
I czego się czepiam jak jemioła drzewa, że ten cały przegląd resortów dokonany przez panią premier był wart funta kłaków? Ministrowie powinni od razu jechać z raportem do gabinetu prezesa PiS, a on już czujnym okiem przejrzałby każdy potencjalny lobbing. Szkoda tylko, że przejrzałby po zmianie prawa, a nie przed. Gdyby jedyny ważny głos w partii rządzącej odezwał się przed głosowaniem, to ileż pięknych drzew przetrwałoby w naszych zatrutych smogiem miastach?
Kto zauważy błędy w reformie oświaty cofającej dzieci do czasów PRL, reformie prokuratury i sądownictwa - cofającej te instytucje do PRL, reformie dowodzenia armią - cofającej wojsko do czasów Układu Warszawskiego, ale - jak mówi klasyk - najbardziej lubimy to, co sami znamy. Jeśli ten eksperyment zawracania Wisły kijem się uda, to prezes PiS powinien zgarnąć Oscary we wszystkich kategoriach.
Nauka z tego płynie jeszcze jedna - w monarchii absolutnej stanowisko premiera i prezydenta z armią urzędników jest zbędną fanaberią. Wystarczy jeden poseł.