Po 3 dniach zmagań zwyciężył rotmistrz Brodzki na Wikingu
W przedwojennym Białymstoku organizowane były niekiedy latem zawody wojskowe z udziałem reprezentantów różnych pułków kawalerii i artylerii konnej z całego kraju. Nazywano je dźwięcznie „Militari Armii”. Zjeżdżali ułani ze swoimi wypielęgnowanymi rumakami. Tak było w 1937 r.
Zawody rozpoczęły się 29 lipca. Zgłosiło się blisko 80 jeźdźców. M. in. pojawił się rotmistrz Rojcewicz cieszący się międzynarodową sławą hipodromową. Anonsowano także udział gen. Władysława Andersa. Na przyjazd gości miasto nabrało uroczystego charakteru. W śródmieściu ustawiono trzy bramy triumfalne. W kilku miejscach w godzinach wieczornych koncert dawali trębacze z pułku ułanów. Wszędzie gromadzili się białostoczanie, ażeby podziwiać szyk i elegancję żołnierzy. W hotelach brakowało miejsc. Nawet w najdroższym Ritzu. Rozeszła się pogłoska, że zawody zaszczyci marszałek Edward Śmigły Rydz.
Pierwsze dwa dni to były pokazy we władaniu bronią białą (szabla, lanca) i palną (pistolety). Przeprowadzono również próby na czworoboku ujeżdżania konia. Najlepiej zaprezentował się rotmistrz Brodzki, drugie miejsce zajął por. Łukowski, a trzeci był rtm. Kulik. Kolejny dzień wypełnił szczególnie ciężki bieg na przełaj w terenie. Trasa liczyła 30 km. Kiedy podsumowano wszystkie wyniki, okazało się, że po 3 dniach prowadzi zespołowo ekipa KOP-u przed ułanami wielkopolskimi i ułanami z Poznania. Indywidualnie na pierwsze miejsce wysunął się rtm. Kulik na koniu Atom, drugi był rtm. Brodzki dosiadający Wikinga, a trzeci por. Salomon na Tonnym. Wieczorem 31 lipca wojewoda białostocki Stefan Kirtiklis wraz z małżonką urządzili w pałacu Branickich raut dla uczestników zawodów. Przybyło 500 zaproszonych osób. Obok szarż wojskowych (gen. F. Kleeberg) stawiły się osoby duchowne, choćby ks. biskup Łukomski z Łomży. Nie obyło się bez przedstawicieli lokalnej administracji i sfer obywatelskich z całego województwa. Gremialnie wmaszerowali na salę oficerowie biorący udział w zawodach. Orkiestra powitała ich marszem fanfarowym. Ponieważ raut zaszczyciło wiele pań, rozpoczęły się niebawem tańce. Zabawa trwała do późnej nocy.
A 1 sierpnia, w ostatnim dniu zawodów, odbył się szczególnie widowiskowy konkurs hippiczny. Plac do jego przeprowadzenia przygotowany został na terenie koszar im. gen. Sowińskiego w Zwierzyńcu. Wokół placu wzniesiono kryte loże dla oficjeli i ustawiono długie ławy dla publiczności. W lożach zasiedli m.in. generałowie Anders i Kleeberg pospołu z wojewodą Kirtiklisem i prezydentem białostockim Sewerynem Nowakowskim. Na ławach zmieściło się ok. 10 tys. widowni. Bilety na to wyjątkowe w mieście wydarzenie rozeszły się błyskawicznie. Od godz. 14 jeźdźcy pokonywali tor złożony z 10 przeszkód. Były to rozmaite bariery, nasypy i rowy. Konie, zmęczone poprzednimi dniami, myliły się często. Tylko 7 z nich, na 70, pokonało parkur bezbłędnie. I znowu wśród najpierwszych znalazł się rtm. Brodzki na Wikingu. On też zwyciężył w ostatecznej klasyfikacji. Prowadzący dotąd rtm. Kulik na Atomie spadł na niższe miejsce. Może na jego formę miał wpływ ów raut i absorbujące tańce. Kto wie! Zespołowo I miejsce utrzymywała drużyna jeźdźców z KOP-u. No i nastąpiło zakończenie imprezy. Zwycięskie ekipy przy dźwiękach orkiestry i w asyście szwadronu ułanów przedefilowały dookoła placu. Generał Kleeberg wręczył cenne nagrody. Entuzjazm wśród publiczności był ogromny. Długo nie milkły oklaski i okrzyki. Takiego widowiska dawno w Białymstoku nie było. Marszałek Śmigły Rydz na zawody jednak nie dotarł. Przyjazd został odwołany za pomocą telegrafu. Powinien żałować. Ułani i ich konie prezentowali się z właściwą dla siebie fantazją.