Zatrucie Warty: Był przeciek ze śledztwa. Ktoś ostrzegł pracowników Brosa o zatrzymaniach. A potem prokuratura spóźniła się z pismem...
W sprawie wielkiego zatrucia Warty, za co zarzuty usłyszeli pracownicy firmy Bros, doszło do zadziwiających zdarzeń. Najpierw nastąpił przeciek ze śledztwa do pracowników Brosa, którzy mieli wiedzieć o planowanych zatrzymaniach przez policję. Jeden z zatrzymanych pracowników Brosa powiedział policjantom, że czekał na nich i wcześniej zdążył wyjść z psem na spacer. A gdy potem sąd pierwszej instancji zwrócił prokuraturze akt oskarżenia przeciwko szefowi firmy Bros, wskazując na merytoryczne braki w akcie oskarżenia, prokuratura spoźniła się ze złożeniem kluczowego zażalenia. Winą za opóźnienie obarczono pracownicę sekretariatu prokuratury. - Nie znam przypadku, by prokuratura nie złożyła zażalenia na decyzję sądu o merytorycznym zwrocie akcie oskarżenia. To zadziwiająca sprawa – mówi nam jeden z poznańskich prokuratorów.
Dotarliśmy do nowych, nieznanych wcześniej faktów w sprawie zatrucia rzeki Warty. Wskazują na zastanawiające zbiegi okoliczności w tym głośnym śledztwie poznańskiej prokuratury. Prokuratura potwierdza, że najpierw doszło do przecieku ze śledztwa, a potem popełniła niecodzienny błąd, bo spóźniła się z wysłaniem do sądu kluczowego pisma.
Czytaj więcej:Zatrucie Warty: nie wiadomo, kto wylał truciznę, ale to "barbarzyństwo ekologiczne i cywilizacyjne"
Do gigantycznego zatrucia Warty doszło w październiku 2015 roku. W wodzie znalazła się trująca substancja, transflutryna, stosowana jako środek owadobójczy. Zabiła zwierzęta żyjące w Warcie. Doszło do masowego śnięcia ryb. Z rzeki wyłowiono około 3 ton ryb, na odcinku od mostu Lecha w Poznaniu w Poznaniu do Chojna pod Wronkami. Straty Polskiego Związku Wędkarskiego oszacowano na 1,2 mln złotych.
Pracownik Brosa: szef ostrzegł mnie o zatrzymaniu. Dlatego przed wizytą policji wyszedłem z psem na spacer
Wkrótce podejrzenie padło na znaną firmę Bros, produkującą między innymi środki owadobójcze. Prokuratura przekonuje, że to z jej terenu doszło do wylania trucizny, która przez studzienkę kanalizacyjną dostała się do Warty.
Czytaj więcej: Zatrucie Warty w Poznaniu: najpierw zarzuty postawiono czterem pracownikom firmy Bros
Na polecenie śledczych, w sobotni poranek 2 kwietnia 2016 roku, policja zatrzymała czterech pracowników firmy Bros w ich mieszkaniach. Chodziło o element zaskoczenia: w tym samym dniu i godzinie zatrzymać pracowników firmy, by nie uzgadniali wersji wydarzeń i złożyli zgodne z prawdą wyjaśnienia.
Ale pracownicy Brosa sprawiali wrażenie, jakby byli przygotowani na wizytę policjantów. Byli ubrani, a jeden z nich, Arkadiusz S., pochwalił się, że spodziewał się wizyty policjantów. Jak powiedział, szef firmy Piotr M. dwa dni wcześniej uprzedził go o zatrzymaniu. Dlatego Arkadiusz S. w sobotni poranek wyszedł z psem, by przed zatrzymaniem zdążyć z tym obowiązkiem.
Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji:
- Zachowanie zatrzymanych osób było jednoznaczne, to znaczy, że wiedziały o zaplanowanych czynnościach, były na nie przygotowane i spodziewały się wizyty naszych policjantów. My od razu zgłosiliśmy tę sprawę, bo było oczywiste, że doszło do przecieku
- mówi.
Osoba znająca szczegóły sprawy mówi nam, że niektórzy z zatrzymanych początkowo byli rozmowni i podczas pierwszego przesłuchania składali wyjaśnienia ws. zatrucia Warty. Po chwili jednak na przesłuchaniach mieli pojawić się prawnicy dużej poznańskiej kancelarii, którzy ponoć polecili pracownikom Brosa do niczego się nie przyznawać.
- Zatrzymani pracownicy Brosa, po konsultacji z prawnikami, przestali rozmawiać ze śledczymi. Dziwnym trafem ci pracownicy Brosa niebawem otrzymali podwyżki w firmie
– mówi nam osoba znająca szczegóły sprawy.
Zatrucie Warty: władze Brosa przesyłają oświadczenie. Do podwyżek się nie odnoszą
Zapytaliśmy firmę Bros o przeciek ze śledztwa, o podwyżki dla zatrzymanych pracowników oraz o komentarz do stawianych zarzutów. Otrzymaliśmy następujące oświadczenie, w którym firma nie odniosła się do niektórych naszych pytań.
- Władze spółki oświadczają, że firma Bros nigdy nie odprowadzała do Warty żadnych szkodliwych substancji. Działania policji w tej sprawie od początku opierają się na zastraszaniu i szykanowaniu naszych pracowników oraz wymuszaniu zeznań niezgodnych z prawdą. Np. tuż przed przesłuchaniami policjanci (w kominiarkach, z długą bronią) przewrócili niepełnosprawnego ochroniarza na ziemię przykładając mu do głowy karabin, zrzucili magazyniera z jadącego wózka widłowego, przez około pół godziny przetrzymywali grupę pracowników pod ścianą, mierząc do nich z karabinów. Innym jaskrawym przykładem było zatrzymanie pracownika, którego po nocy spędzonej w areszcie zmuszono do podpisania oświadczenia, że został on wcześniej poinformowany przez kierownictwo spółki o planowanym zatrzymaniu. Po wyjściu z aresztu pracownik odwołał te zeznania i trzykrotnie bezskutecznie prosił o możliwość zeznawania bezpośrednio przed prokuratorem. Nigdy nie było i do dziś nie ma żadnych dowodów na winę spółki w tej sprawie. Najlepiej świadczy o tym fakt, że policja najpierw postawiła zarzuty czterem naszym pracownikom, a następnie po ponad roku się z nich wycofała. Kolejnym krokiem było oskarżenie w tej sprawie członka zarządu spółki, jednak z powodu braku dowodów, sąd nie przyjął tego aktu oskarżenia i zwrócił go do prokuratury. Opisane wyżej metody działania policji oraz fakt wykorzystywania przez prasę szczegółów ze śledztwa, które aż do jego zakończenia powinny być tajne, budzą nasze oburzenie i rodzą ogromne wątpliwości odnośnie rzetelności działań organów ścigania w tej sprawie - tak brzmi treść oświadczenia firmy Bros.
Zatrucie Warty: prokuratura potwierdza, że doszło do przecieku do Brosa. Ale sprawca jest nieznany
Poznańska prokuratura nie odpuściła kwestii przecieku ze śledztwa. Z głównej sprawy o zatrucie Warty wyłączyła materiały dotyczące przecieku o terminie zatrzymania. Ten wątek przekazano do wyjaśnienia prokuraturze w Koninie. Po kilkumiesięcznym śledztwie umorzyła ona sprawę przecieku. Powód: niewykrycie sprawcy.
- Ustaliliśmy, że doszło do ujawnienia tajemnicy służbowej osobie nieuprawnionej. Ale nie znaleźliśmy osoby, która to zrobiła. Dlatego decyzją z 27 czerwca tego roku umorzyliśmy postępowanie
– mówi nam Aleksandra Marańda, rzecznik konińskiej Prokuratury Okręgowej.
Wspomniany pracownik Brosa Arkadiusz S., którego szef miał ostrzec o zatrzymaniu, twierdził potem, że policjanci znęcali się nad nim psychicznie i fizycznie. Że próbowali wymusić na nim wyjaśnienia. Ale konińska prokuratura umorzyła również ten wątek uznając, że brakuje danych dostatecznie uzasadniających popełnienie przestępstwa przez policjantów.
Obrońca szefa Brosa chce zwrotu aktu oskarżenia. Sąd utajnia sprawę i zgadza się z wnioskiem adwokata
Wobec czterech pracowników Brosa, którym w kwietniu 2016 roku postawiono zarzuty dotyczące zatrucia rzeki, ostatecznie umorzono sprawę. Bo prokuratura uznała, że sprawcą przestępstwa jest szef firmy Bros Piotr M. W kwietniu 2018 roku prokuratura oskarżyła go o to, że polecił nieustalonym osobom wylanie co najmniej 24 kg szkodliwej transflutryny do studzienki. Ale i Piotr M. uniknął procesu. Jak do tego doszło?
Obrońca szefa Brosa adw. Paweł Sowisło złożył do sądu wniosek o zwrócenie sprawy prokuraturze. Wskazywał na poważne braki w akcie oskarżenia wobec szefa Brosa. Z argumentami obrońcy zgodził się sędzia Jan Kozaczuk z Sądu Rejonowego Poznań Stare Miasto, któremu przydzielono sprawę. Na początku stycznia 2019 roku sędzia Kozaczuk zwrócił akta prokuraturze w celu uzupełnienia śledztwa. Motywy decyzji sędziego są nieznane dla opinii publicznej. Choć sprawa zatrucia Warty jest bardzo głośna i ważna społecznie, sędzia Kozaczuk utajnił posiedzenie. Stanowczo domagał się tego obrońca oskarżonego szefa firmy Bros.
Sprawdź:Dlaczego sędzia Jan Kozaczuk, w sprawie zatrucia Warty, wyprosił dziennikarzy z sali?
Zatrucie Warty: prokuratura spóźnia się z wysłaniem zażalenia ws. szefa Brosa
Każda decyzja sędziego o zwrocie aktu oskarżenia z powodów merytorycznych, jest odbierana przez prokuraturę jako porażka.
- W swojej karierze nie znam przypadku, by prokuratura nie składała zażalenia na merytoryczny zwrot aktu oskarżenia. Tym bardziej, że sądy drugiej instancji dość często zmieniają decyzję na korzyść prokuratury i proces się rozpoczyna – mówi nam prokurator z długim stażem na kierowniczych stanowiskach.
Czytaj więcej:Zatrucie Warty: sąd zwraca akt oskarżenia ws. szefa firmy Bros
Zajmująca się sprawą Brosa prokurator Anna Bręk szybko zapowiedziała, że śledczy złożą zażalenie na decyzję sędziego i odwołają się do Sądu Okręgowego. I jak się dowiedzieliśmy, prokurator Bręk rzeczywiście sporządziła zażalenie na decyzję sądu pierwszej instancji.
Wtedy, jak mówią nasi rozmówcy z prokuratury, o zapoznanie się z treścią jej zażalenia poprosił prokurator Łukasz Biela, wiceszef poznańskiej Prokuratury Okręgowej. To, że przełożony czyta pisma podwładnych, nie jest niczym dziwnym. Z drugiej strony, jak twierdzi jedno z naszych źródeł, to rzadka praktyka, by czytać akurat treść zażaleń innych prokuratorów. W każdym razie skończyło się tym, że zażalenie zbyt długo leżało w prokuraturze i po terminie zostało wysłane do sądu. W efekcie prokuratura musiała wznowić śledztwo ws. zatrucia Warty.
Zatrucie Warty: prokuratura przekonuje, że spóźniła się pracownica sekretariatu
Prokurator Michał Smętkowski, rzecznik poznańskiej Prokuratury Okręgowej, nie chciał nam powiedzieć, że to właśnie prokurator Łukasz Biela osobiście zapoznawał się z treścią zażalenia ws. szefa Brosa. Stwierdził jedynie, że zrobił to – niewskazany przez niego z nazwiska – jeden z zastępców Prokuratora Okręgowego (jest dwóch zastępców).
I jak wynika z wypowiedzi rzecznika prokuratury, za opóźnienie nie odpowiada żaden z prokuratorów.
- Było to wynikiem błędu pracownika sekretariatu Wydziału II Śledczego Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, który złożył zażalenie dzień później niż przewidziany w przepisach termin na jego wniesienie. Temu pracownikowi wymierzono karę upomnienia – informuje prokurator Michał Smętkowski, rzecznik prokuratury.
Skontaktowaliśmy się z prokuratorem Łukaszem Bielem.
- Rzeczywiście zapoznawałem się z treścią zażalenia, a właściwie z projektem tego pisma. Nie leżało ono zbyt długo na moim biurku, ani na biurku prokuratora prowadzącego sprawę. Doszło niestety do opóźnienia sekretariatu w wysłaniu do sądu tego zażalenia. Wobec jednej z pracownic sekratariatu wyciągnięto już za to konsekwencje
- mówi prokurator Łukasz Biela, zastępca Prokuratora Okręgowego w Poznaniu.
Prokurator Biela potwierdza, że prokuratorzy zawsze wysyłają zażalenia na decyzje sądu pierwszej instancji, jeśli dochodzi do tzw. merytorycznego zwrotu aktu oskarżenia.
- To z jednej strony kwestia honorowa, a poza tym, jeśli wysyłamy do sądu akt oskarżenia, to uważamy, że jest on słuszny. W swojej 20-letniej praktyce prokuratora nie spotkałem się z sytuacją, by nie zaskarżać decyzji sądu o merytorycznym zwrocie sprawy
- przyznaje prokurator Łukasz Biela.
Obecnie śledztwo ws. zatrucia Warty nadal toczy się w prokuraturze. Występuje w nim jeden podejrzany, czyli szef Brosa Piotr M. Prokuratura zapowiada, że do końca roku powinna zakończyć sprawę ponownym aktem oskarżenia. Chyba że dojdzie do jakichś zdarzeń, które wydłużą śledztwo o kolejne miesiące.