Zatańcz w kostiumie z "Wesołej wdówki", zostań Wenus lub załóż kryzę Don Carlosa
Zajrzeliśmy do magazynów kostiumów i pracowni krawieckich w Operze Śląskiej w Bytomiu. Na wieszakach wisi prawie 35 tysięcy strojów! Do teledysku wypożyczył je nawet zespół Oberschlesien.
Tiule, falbany, kryzy i szyfony. Ale także uzda końska, wąż ogrodowy, ogrodowa siatka. Często gąbka i metalowe stelaże. Te i wiele innych elementów tworzą zapierające dech w piersiach kostiumy, które widzimy podczas przedstawień w bytomskiej Operze Śląskiej.
Ale kostiumy z przepastnych magazynów Opery, są wypożyczane także innym teatrom, domom kultury, fundacjom, szkołom czy prywatnym osobom. Do filmów i koncertów. Ostatnio poprosiła o nie Filharmonia Śląska, do przygotowywanego kalendarza. To zbiór, który chyba nie ma sobie równych w Polsce. Są tu kostiumy nawet sprzed 30 lat. Bo tu się nic nie wyrzuca. Nawet, jak spektakl od dawna zszedł z afisza. A strojów jest w sumie, bagatela - około 35 tysięcy.
Po kostiumy ustawiają się kolejki. Bo projektują je same gwiazdy
Łukasz Goik, zastępca dyrektora Opery Śląskiej, razem z Grażyną Kądzielą, kierowniczką magazynu kostiumów, otwiera drzwi przepastnych magazynów przy ulicy Łużyckiej. Wyglądają jak garaże, ale kryją w sobie prawdziwe skarby. To tutaj znajduje się część najstarszych kostiumów, te na potrzeby bieżące do spektakli są w budynku Opery na placu Sikorskiego.
- To jest jeden ze starszych kostiumów, ma na pewno z trzydzieści lat , był używany do opery „Wit Stwosz” - Grażyna Kądziela pokazuje długą, błękitną tunikę z aksamitu z wykładanym, popielatym kołnierzem, ręcznie haftowanym. Chociaż nie wygląda wyjątkowo, na pewno pod względem swojego wieku, jest wśród tych top nr 1.
Obok wiszą ozdobne kontusze - to jedne z najcięższych kostiumów. Artyści noszą na sobie czasem nawet kilka dodatkowych kilogramów. Kolejny wyjątkowy kostium, to rodzaj długiego płaszcza -tuniki. Czarna góra i metalowe elementy przypominające zbroję. Też jeden z najstarszych kostiumów. Pani Grażyna nie pamięta dokładnie z jakiej był sztuki, ale ostatnio można go było zobaczyć... w teledysku zespołu „Oberschlesien”. Nasz top nr 2. Przy większości jest jednak informacja z jakich spektakli pochodzą, a nawet kto w nich występował. Ostatnio jeden z łódzkich tenorów, który pożyczał strój właśnie z bytomskiej Opery, napisał na Facebooku, że śpiewał w kostiumie samego Bogdana Paprockiego i było to dla niego wyjątkowe przeżycie.
- Jeśli przygotowujemy koncerty, wtedy najczęściej sięgamy właśnie do tych dawnych strojów. Te nowoczesne są bardziej ascetyczne - przyznaje pani Grażyna. Wszystkie kostiumy są w specjalnym rejestrze. Oczywiście ze zdjęciami. - W sumie mamy obecnie ponad 15 tysięcy damskich kostiumów i niecałe 20 tysięcy męskich. W przypadku tych dla panów, mamy wszystko osobno wszystko zewidencjonowane, marynarki, spodnie, kamizelki - wylicza kierowniczka magazynu kostiumów.
Po kostiumy ustawiają się do nich kolejki. Nic dziwnego, projektowali i projektują je najlepsi, sama czołówka: Barbara Ptak (m.in. kostiumy do operetki „Studenta żebraka”), Maria Balcerek, Małgorzata Słoniowska, Barbara Kędzierska czy Zofia de Ines. Czuwali nad doborem strojów tacy scenografowie jak Marcel Sławiński.
- To nie tylko czołówka polska, ale i światowa. Nic więc dziwnego, że nasze kostiumy cieszą się takim powodzeniem. Nasze stroje widać w filmie „Miłość w mieście ogrodów” czy w musicalu „Jonasz”, który można było zobaczyć w katowickim Spodku. Także w produkcjach Lecha Majewskiego - wylicza dyrektor Goik. - Wypożycza je policja do rekonstrukcji zdarzeń.
16 metrów falban na kostium do kankana. I suknia drag queen
Najwięcej sekretów związanych z kostiumami znają oczywiście w pracowniach krawieckich. Męską kieruje Henryk Krawczyk, damską - Małgorzata Zaręba. W każdej pracują 4 krawcowe. Mało. Kiedyś było ich 10. Ale dają radę. Jak same mówią, zdarza się, że artyści wyrywają im z rąk kostiumy tuż przed premierą. Ale przymiarki muszą być. Zdarza się bowiem, że strój wygląda pięknie, ale po włożeniu artysta nie może w nim wykonywać wymaganych na scenie ruchów.
Do poprawki. Kostium top nr 3 - do głównej roli w „Wesołej wdówce” szyły tydzień. Ręcznie! - Podwójne szyfony, koronka, tiule i plisy - pokazują. Ile czasu zajmuje uszycie kostiumów do jednej premiery? Zwykle jest ich ok. 100. One dają radę je uszyć... w dwa miesiące. - Przy „Wdówce” to szło prosto spod maszyny. Siedziało się nawet po 16 godzin - przyznają. Jak dają radę? - Im bliżej premiery, tym większa adrenalina i to pomaga - śmieją się krawcowe.
Czas to jedno, a materiały? Trzeba pojeździć z projektantem po hurtowniach. Oszczędzać za bardzo nie można, bo traci się efekt. Na przepiękną, granatowo-zieloną suknię z turkusowymi aplikacjami (nasz top nr 4) poszło 20 metrów materiału. Plus kamyczki z Jabloneksu. W niej wystąpiła artystka grająca Wenus w operze Ryszarda Wagnera „ Tannhäuser”. Czasem muszą być nawet kryształki Swarovskiego (każdy przyklejany oddzielnie). Pracochłonne są kostiumy tancerek kankana. Sukienek było 12, a do każdej na same falbany poszło...16 metrów!
Ile czasu? Na wykonanie czterech? - Jak będziemy siedziały od rana do nocy to w tydzień się wyrobimy - deklarują panie. Falbanki obszywane żyłką, wykrojone kółeczka. - Sprzątaczki rano po prostu brnęły w ścinkach - śmieją się krawcowe. Ale efekt jest i to nasz top nr 5. - Materiały do „Giocondy” były ręcznie tkane, co podnosi koszt, ale inaczej się nie dało - opowiadają.
Ile kosztuje jeden kostium?
Trudno powiedzieć. Za jeden metr materiału płaci się nawet 200 złotych. A jak jest ich 20...plus dodatki... - Dekoracja i kostiumy to 70 procent kosztów premiery - przyznaje Łukasz Goik.- Im więcej materiału, tym kostium jest cięższy. Ale ciężaru dodają też specjalne stelaże - mówią krawcowe. I pokazują suknię do opery „Don Carlos” Giuseppe Verdiego ( top nr 6). Dół składa się ze stelaża, halki i spódnicy. Sama szerokość stelaża to - uwaga - 1 metr i 50 cm. Przez drzwi trzeba przechodzić bokiem. Z tej samej opery są też ciekawe, męskie kostiumy.
- Warto zwrócić uwagę na atłasową kryzę - mówi szef pracowni Henryk Krawczyk. - Zwykła krawcowa nie dałaby rady jej uszyć. Na tę jedną pracownica Opery Śląskiej musiała przeznaczyć aż osiem godzin. A nie jest jeszcze największa, porównując z tymi do baletów „Kopciuszek” czy „Arlekin”. Kurteczka nabijana ćwiekami i czerwony suknia to kostium do „Orfeusza i Eurydyki”. - To dość frywolne kostiumy, nikt by nie przypuszczał, że ta czerwona suknia to kostium dla mężczyzny. A to będzie prawdziwa drag queen - pokazuje nasz top nr 7, Henryk Krawczyk. A nosi ją tancerz Daniel Aleksandrow. - Ma około 1,90 cm wzrostu, plus buty i wygląda w tym kostiumie świetnie - zapewnia szef męskiej pracowni.
Do kostiumu mrówki krawcowe wykorzystały gąbkę. Do stroju w „My fair lady” - końską uzdę. - To nie są zwykłe krawcowe - mówi Łukasz Goik. - Tu trzeba nie tylko biegłości w szyciu, ale finezji, smaku, zmysłu artystycznego. No i zimnej krwi, opanowania, bo pracuje się w tempie - przyznaje zastępca dyrektora. Efekty możemy ocenić na scenie. Albo sprawdzić samemu.
Na święta w Śląsku Plus mamy dla Was świąteczną promocję. Cały rok za pół ceny. Zapraszamy!