Zaszyfrowany obraz kochanków. Jakie miłosne tajemnice skrywa słynna "Dama z gronostajem"?
Ona ma siedemnaście lat, za kilka miesięcy urodzi dziecko - potomka mężczyzny, który zlecił namalowanie jej portretu. Jednak nigdy nie zostanie jego żoną. On - jeden z najważniejszych ludzi włoskiego renesansu - poślubi kobietę, którą wskaże nie serce, ale racja stanu. Lada chwila ślub, więc malarz nie może kochanków sportretować razem, ale malarzem jest Leonardo - na portrecie są więc oboje, choć on ukryty za symbolem. Rozmowa z Katarzyną Bik, historyczką sztuki, autorką książki „Najdroższa. Podwójne życie Damy z gronostajem”.
Zacznijmy od niej: kogo sportretował Leonardo?
Modelką jest Cecylia Gallerani, ale długo nie było pewności, kim jest kobieta z portretu. Po raz pierwszy tezę, że to właśnie Cecylia jest „Damą z gronostajem” postawił w 1900 roku lwowski uczony Jan Bołoz Antoniewicz. Mało kto w to wierzył - według znanych wtedy dokumentów w momencie, gdy Leonardo malował obraz, Cecylia miała ok. 27 lat - czyli dużo więcej niż modelka na obrazie. Dlatego prawdziwą sensacją było odkrycie pod koniec XX wieku oryginału dokumentu, z którego wynikało, że Cecylia urodziła się w 1473 roku! Ktoś dodał „X” (datę napisano rzymskimi cyframi), postarzając dziewczynę.
Co wiemy o pięknej Cecylii?
Pochodziła z inteligenckiej rodziny sieneńskich uchodźców, raczej niezbyt zamożnej, ale z dobrymi tradycjami. Ojciec był urzędnikiem i właścicielem majątku ziemskiego, matka pochodziła ze znanej rodziny prawniczej. Cecylia urodziła się w Mediolanie, miała sześciu braci i jedną siostrę, była przedostatnim z rodzeństwa. Ojciec zmarł, gdy miała 8 lat, zostawił dziewczynom po 1000 dukatów posagu - chyba nie była najlepszą partią, ponieważ zaręczono ją, gdy miała 10 lat z przedstawicielem rodu Viscontich (zbieżność nazwiska z władcami Mediolanu przypadkowa), lecz do ślubu nie doszło. Prawdopodobnie rodzina Cecylii nie wypłaciła posagu przyszłemu małżonkowi, zaczęły się kłopoty finansowe. Władza skonfiskowała majątek Galleranich. I tak w roku 1489 Cecylia z braćmi stawiła się na dworze u Lodovica Sforzy, przyszłego księcia Mediolanu, jednego z najpotężniejszych ludzi renesansowych Włoch - prawdopodobnie, żeby zawalczyć o pieniądze. Była śliczna, elokwentna i inteligentna, pisała wiersze, grała na instrumentach, śpiewała - musiała zawrócić w głowie dwa razy starszemu władcy, ponieważ jeszcze tamtego roku okazało się, że nie mieszka w rodzinnym domu.
Ile ma lat dziewczyna z portretu?
Niespełna 17. Według prawa jest już zdolna do małżeństwa.
Ale małżeństwa nie będzie, choć, kiedy Cecylia pozuje Leonardowi, jest już w ciąży.
Racja stanu wymagała, by on poślubił dawno obiecaną Beatrice d’Este, córką księcia Ferrary. Wprawdzie Beatrice nie była ani ładna, ani mądra - raczej imprezowiczka lubująca się w kosztownych strojach - z czasem Lodovico il Moro ją pokochał. Najprawdopodobniej obraz został namalowany jako dar dla Cecylii za urodzenie Lodovicowi syna w maju 1491 roku. A może to był pożegnalny prezent?
Lodovico żeni się więc z Beatrice, a Cecylia rodzi mu dziecko. Jak potoczyły się ich losy?
W styczniu tego samego roku - kilka miesięcy zanim Cecylia urodziła syna - Sforza poślubił Beatrycze. Przez jakiś czas mieszkali wszyscy troje na zamku, a właściwie czworo - Lodovico, jego żona i Cecylia z ich synem. Beatrice była wściekła, naciskała, żeby mąż oddalił kochankę. Wszystko jednak udawało się jakoś pogodzić, aż do czasu, kiedy il Moro postanowił obdarować obie kobiety bardzo podobnymi albo nawet takimi samymi sukienkami. Najpierw Beatrice zażądała kategorycznie, żeby Cecylia nie nosiła swojej, a następnie kazała ją oddalić. Il Moro miał już najprawdopodobniej dość tej sytuacji, więc znalazł Cecylii męża - szlachcica Lodovica Carminatiego de Brambillę, właściciela ziemskiego. Dla niej ta historia skończyła się dobrze - miała się świetnie, żyła pełnią życia, rodziła kolejne dzieci, prowadziła życie towarzyskie we własnym salonie poetycko-literackim. Lodovico podarował jej piękny pałac, a synowi - posiadłość. Cecylia zmarła w 1536 roku, miała dobre życie.
Leonardo sportretował ją ze zwierzątkiem. Tu pojawiają się kolejne znaki zapytania. To łasiczka czy gronostaj?
Kiedy obraz trafił do Izabeli Czartoryskiej, napisała ona w katalogu, że nie wie, co to za zwierzę, ale jeśli pies, to bardzo brzydki. Zwierzątko rzeczywiście było problematyczne, uważano, że to gronostaj, łasiczka, a nawet fretka - do tego dochodzą znaczenia, jakie miały te zwierzęta w czasach, gdy powstawał portret. Kiedyś myślano, że to fretka, ale fretka była bardzo brzydkim określeniem niektórych kobiet, co wykluczyło to zwierzę. Później pojawiła się koncepcja, że Cecylia trzyma łasiczkę - tu też mamy problem, bo łasica trochę inaczej wygląda, ma inny kolor sierści. Za łasiczką długo przemawiały właśnie znaczenie, jakie ma to zwierzę - w czasach Leonarda i później łasiczka była patronką dobrego porodu, a Cecylia jest przecież w ciąży. Później pojawiła się koncepcja, że jednak jest to gronostaj należący do tej samej rodziny, co łasica. Za taką interpretacją przemawiało kilka argumentów: gra słów, grecka nazwa gronostaja „gale” nawiązuje do nazwiska Cecylii - Gallerani, z kolei włoska nazwa gronostaja jest aluzją do Lodovica il Moro, nazywanego „Ermellino bianco”, czyli „biały Gronostaj”, ze względu na Order Gronostaja, którego był kawalerem i którym się chlubił. W ten sposób podkreślony też został związek dwojga kochanków, których Leonardo nie mógł przecież wspólnie sportretować. Gronostaj w ramionach Cecylii jest więc zaszyfrowanym portretem kochanków.
Myślę, że gdyby ten obraz trafił na rynek sztuki, byłby najdrożej sprzedanym dziełem w historii świata. Ale jest tu, w Krakowie
Zostajemy więc przy romantycznej wizji dwojga kochanków, czyli gronostaju. Ale współcześnie temat zwierzątka interpretuje się jeszcze inaczej.
Kiedy na wystawie „Leonardo da Vinci. Malarz na dworze w Mediolanie”, która odbyła się dziesięć lat temu w The National Gallery w Londynie, zestawiono szkice Leonarda ukazujące fragmenty rozmaitych zwierząt, okazało się, że artyście nie chodziło o ukazanie realnego zwierzaka. Dlatego głowa gronostaja jest większa niż w rzeczywistości, łapki bardziej umięśnione, proporcje ciała zmienione. Choć Leonardo znał gronostaje - występowały w Lombardii - stworzył hybrydę, która wygląda jak żywa. Bo tak mu się podobało. Bo chodziło mu nie o portret zwierzątka, lecz o rodzaj emblematu miłości dwojga bohaterów obrazu. Zresztą jeśli przyjrzymy się „Ledzie z łabędziem”, to łabędź też nie jest do końca realistycznym ptakiem: ma w sobie coś ludzkiego, drapieżnego, nawet lubieżnego. Leonardo uwielbiał takie hybrydy, w pewnym sensie był surrealistą.
Co stało się z obrazem?
Podejrzewamy, że trafił do Cecylii, ale nie wiemy, co stało się z dziełem po jej śmierci. Zniknął na ponad dwa i pół wieku, do czasu, kiedy trafił do Czartoryskich. Obraz kupił Adam Jerzy Czartoryski dla matki, Izabeli Czartoryskiej tworzącej w Puławach muzeum. Przebywał wówczas we Włoszech i w niewiadomym dziś miejscu, w nieznanych okolicznościach, nie wiadomo za ile - nabył portret i przywiózł do Puław.
Czartoryscy nie wiedzieli, co kupują?
Wówczas bardziej ceniono Rafaela, sztuka Leonarda da Vinci stała się popularna w XIX wieku, a obraz trafił do Puław ok. 1800 roku. Nie wierzę, by Adam Jerzy nie wiedział, co kupuje. I to nie dlatego, że na obrazie, w lewym dolnym narożniku jest fałszywa sygnatura: odwrócone „LV”, którą najprawdopodobniej zostawił ten, kto poprawiał obraz, żeby go „zliftingować” i lepiej sprzedać. Być może to właśnie wtedy, przed sprzedażą, przemalowano tło na czarno, bo dziś wiemy, że było ciemno-szare, jaśniejsze w partiach oświetlonych, wówczas też zostały poprawione inne detale - korale, kolor na ustach. Syn Izabeli Czartoryskiej był osobą wykształconą, chodził po muzeach, sam rysował, miał niezłe oko. Wiedział, że to bardzo dobry obraz, być może nawet, że to Leonardo.
W Puławach "Dama" jednak nie zabawiła długo.
Po upadku powstania listopadowego Izabela, w obawie przed rekwizycją Rosjan, wywiozła obraz do rodzinnego majątku w Sieniawie, gdzie został zamurowany na osiem lat. Stamtąd trafił do Paryża, do Hotelu Lambert i najprawdopodobniej wisiał w prywatnych pokojach Czartoryskich. W 1882 roku obraz trafił do Krakowa, do otwartego w 1876 roku Muzeum Książąt Czartoryskich. Od tamtego czasu „Dama” zmieniała miejsce około 50 razy. W ostatnich latach obraz podróżował w specjalnej skrzyni, która zabezpieczała przed zmianami wilgotności, temperatury, niwelowała drgania, była ognioodporna i niezatapialna, ale kiedy transportowano go 500 lat temu, najpewniej umocowany był do siodła końskiego, może owinięty w płótno...
W czasie wojny łupem padły najznamienitsze dzieła zgromadzone w polskich zbiorach. Jak potoczyły się losy „Damy”?
Podczas I wojny obraz pojechał do Drezna, Niemcy oddali go dopiero w 1920 roku po licznych interwencjach Czartoryskich. W 1939 roku portret znów trzeba było ewakuować, bo chrapkę na dzieło mieli i Herman Goering, i Adolf Hitler, i Hans Frank. Pojawił się pomysł, by ukryć "Damę" w Sieniawie, ale Niemcy odkryli kryjówkę i zrabowali obraz. Po wojnie udało się go odnaleźć w Monachium.
W kontekście tego dzieła mówi się o nowatorstwie Leonarda.
To pierwszy psychologiczny portret w historii sztuki, w którym wyrażone są emocje przedstawionej osoby: napięcie, niepokój, ciekawość. To obraz kobiety jakby żyjącej i w podobny sposób światłocieniowo i z anatomiczną dokładnością - jak „żywy” - namalowany jest gronostaj. Leonardo jako pierwszy ukazał ruch postaci: dziewczyna odwraca głowę i za jej spojrzeniem idzie gronostaj, po to, by uchwycić moment, gdy ktoś wchodzi do pomieszczenia lub wychodzi i zaciekawiona modelka zwraca się w tamtą stronę. Na jej twarzy zaczyna się pojawiać uśmiech, błysk w oku. Tylko Leonardo - badacz anatomii - potrafił w tamtym czasie ukazać prawdziwy uśmiech, a nie grymas jak inni. Leonardo zna już budowę oka, więc maluje nie umowny jego kształt, lecz oko jako soczewkę. Dzięki tej wiedzy i umiejętnościom mamy wrażenie, że pod jej skórą pulsuje krew, że jest ikoną młodości, wdzięku i elegancji. Dlatego ten obraz tak przykuwa uwagę. Zwrot ciała Cecylii to novum: ówczesne portrety są jeszcze profilowe. „Dama” jest pierwszym „nowoczesnym” obrazem w historii sztuki. Odzwierciedla to, co najbardziej intrygowało artystę: dynamikę czasu, rozkwit i przemianę.
Czyli?
Oto już nie dziecko i dziewczyna, a jeszcze nie matka i dojrzała kobieta. Obraz pobudza wyobraźnię, bo zawiera wiele tropów, ma moc i głos, słychać w nim dźwięki, choć sama bohaterka nie mówi. W porównaniu z Moną Lisą Cecylia ma żywą i inteligentną twarz.
Choć wiele o "Damie" wiemy, nie wszystkie tajemnice jeszcze przed nami odkryła. Najnowsze badania uchyliły kolejnego rąbka tajemnicy.
Dzięki studiom nad "Damą" udało się rozwiać panujące długo przekonanie, że Leonardo był leworęczny. Leonardo był dwuręczny, na co wskazują pociągnięcia pędzla na zwierzątku. Swego czasu Karol Estreicher zarzucił, że Leonardo nie dokończył tego obrazu, ponieważ jedna ręka "Damy" jest niewidoczna, ale Leonardo doskonale wiedział, że jak coś jest w cieniu, niewidoczne dla oka, to nie należy tego malować, użył więc tylko brązowego podkładu, by w ten sposób tylko zasugerować obecność tej dłoni. W 2012 roku odkryto również pewne dramatyczne momenty w historii dzieła: nie wiadomo kiedy odłamał się lewy górny narożnik - przypuszczalnie był to wynik osłabienia deski przez drewnojady. Jednak prawdziwym horrorem było usuwanie ramiaka (drewnianej listwy, rodzaju ramy) doklejonego z tyłu deski nie wiadomo kiedy i z jakiego powodu. No i jeszcze ciekawostka: analiza farb z obrazu dowodzi, że artysta podobnie malował karnację Mony Lizy i innych postaci w swoich dziełach.
"Dama z gronostajem", rzecz jasna, jest bezcenna, ale gdyby jednak ktoś chciał ją wycenić, to ile mogłaby kosztować?
Myślę, że gdyby ten obraz trafił na rynek sztuki, byłoby to najdrożej sprzedane dzieło w historii świata, co pokazała aukcja "Salvatora Mundi", dzieła tego artysty. W 2017 roku został sprzedany za kosmiczną sumę 450 milionów dolarów.
Czyli ile za "Damę z gronostajem"?
Z pewnością znalazłyby się osoby lub instytucja, które zapłaciłyby za "Damę" każdą cenę. Dosłownie każdą cenę.