Burmistrz Krosna Odrz. Marek Cebula ma uszkodzony wzrok, po tym jak strażacy oblali go wodą z armatki.
W czwartek burmistrz Marek Cebula opuścił mury szpitala wojewódzkiego w Zielonej Górze.
- Okres leczenia szpitalnego minął - opowiada włodarz. - Pani doktor stwierdziła, że nie ma już bezpośredniego zagrożenia pogorszenia stanu zdrowia, a leki mogę stosować w warunkach domowych. Trzeba jeszcze zdjąć szwy i czekać na poprawę stanu lewego, niedowidzącego oka. Obecnie o ośmiu różnych porach doby mam aplikowane medykamenty, lewe oko jest sprawne w 70 proc. Potrzebny jest czas - zaznacza Marek Cebula.
W trakcie pobytu szpitalu wykonano jeszcze badanie tomografem, aby upewnić się, czy nie doszło do jakiś innych uszkodzeń. Szczęśliwie nic nie wykryto, uszkodzone zostały tylko oczy. Burmistrz obecnie przebywa w domu. Lekarze przyznają, że trudno dokładnie określić, czy lewe oko wróci do pełnej sprawności. Mówią, że jest na to szansa, ale nie mają pewności.
A mogło być znacznie gorzej. Do niefortunnego zdarzenia doszło podczas festynu w Radnicy, który odbywał się w miniony weekend. Mieszkańcy zorganizowali obchody Nocy Świętojańskiej, jednak jeszcze przed puszczaniem wianków na wodzie odbywały się inne wydarzenia, w tym turniej siatkarski, w którym burmistrz Marek Cebula wziął udział.
To właśnie po finałowym spotkaniu doszło do wypadku. Strażacy ochotnicy z jednostki w Radnicy skierowali strumień wody z armatki prosto na twarz burmistrza. Jak podkreślali, to miał być żart, a skończyło się wizytą w szpitalu.
- Prawa powieka została zszyta - 3-4 szwy, prawe oko szybko dochodzi do siebie, chociaż boli, z lewym jest gorzej - krwotok wewnętrzny, zwichnięta soczewka, jaskra wtórna i związane z tym niedowidzenie - relacjonował za pośrednictwem Facebooka włodarz. - Bóle głowy jako naturalna konsekwencja silnego urazu oczu, związanego z uderzeniem rozpędzonego strumienia wody z armatki wodnej bojowego wozu strażackiego.
Według specjalistów Cebula miał sporo szczęścia.
- Taka armatka w ciągu jednej minuty wystrzeliwuje prawie 2 tys. litrów wody. To potężne ciśnienie i ogromna siła - podkreśla druh Edward Fedko, szef lubuskich OSP.
Dotarliśmy do strażaków z Radnicy, którzy w sobotę byli na festynie i uczestniczyli w felernym żarcie.
- Jest nam bardzo przykro - nie ukrywa Arkadiusz Nowak, wiceprezes i naczelnik OSP Radnica.
- Był to zbieg nieszczęśliwych okoliczności. Współczujemy głęboko burmistrzowi. W niedzielę próbowałem dodzwonić się do burmistrza. Później wysłałem wiadomość z przeprosinami. Chcieliśmy wybrać się z delegacją do pana burmistrza, jednak odmówił, ponieważ nie czuł się najlepiej.
Nowak przyznaje, że zarówno on sam, jak i inni strażacy przeżywają teraz trudne chwile.
- Czujemy się okropnie. Pan burmistrz jest dla nas osobą bardzo bliską. To niesamowity człowiek i nikt nie chciał mu zrobić krzywdy. Zasłużyliśmy na krytykę. Wielu z nas sobie z tym nie radzi. Osobiście nie mogę spać nocami - zauważa.
- W imieniu burmistrza mogę zapewnić, że jest on daleki od wyciągania konsekwencji wobec strażaków ochotników - zaznacza wiceburmistrz Grzegorz Garczyński i tłumaczy, dlaczego sprawą zajęła się prokuratura. - Był to wypadek w godzinach pracy, więc powołana została komisja powypadkowa, która ma zbadać sprawę. Z automatu powiadamiana jest też prokuratura - zaznacza.
- Prezes i naczelnik OSP Radnica oddali się do dyspozycji zarządu - mówi druh Edward Fedko, szef lubuskich ochotniczych straży pożarnych.
Dodaje, że 28 czerwca w Radnicy miał odbyć się zarząd zwołany w związku z wypadkiem na festynie. Do takiego spotkania jednak nie doszło. Zarząd został przeniesiony na wtorek.