Zaraza demokratyczna, czyli dziwny jest ten świat
Nukowcy opisują zjawisko tzw. mgły mózgowej, która doskwiera miesiącami ludziom, którzy przeszli przez zarażenie koronawirusem.
Objawia się ona problemami z koncentracją, zapamiętywaniem oraz poczuciem dezorientacji. Podobno problem dotyczy jedynie tych osób, które ciężko przeszły przez chorobę, ale ja mam wrażenie, że zjawisko to jest znacznie szersze. Wystarczy spojrzeć na naszych polityków. Kłopoty z pamięcią i przejawy dezorientacji czasowo - przestrzennej wykazują nie tylko ci ostro dotknięci pandemią, ale też ci z lekkim przebiegiem zakażenia, a także ci, którym na razie dane jest co najwyżej przebywać w okolicy kolegów i koleżanek emitujących wirusa. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć kogoś, kto po pół roku od początku pandemii dopiero teraz zastanawia się chaotycznie, gdzie tworzyć tymczasowe szpitale? I jak wytłumaczyć kogoś, kto chce karać nas surowymi grzywnami za brak maseczek, choć sam nie zawsze widzi sens je nosić? Ja naprawdę staram się być życzliwy, więc interpretuję te fakty jako postcovidową dezorientację i problemy z komunikacją, a nie jako dowód na to, że do niczego się ci państwo nie nadają.
Wspomiane na wstępie zaburzenia pamięci nie dotyczą oczywiście tylko władzy. Opozycja również jakby zapomniała, że przez lata likwidowała laboratoria sanepidów lub utrzymywała stacje w stanie „jak za króla świeczka”, z pisaniem przez kalkę zamiast kopiowaniem przez skaner. Albo że godziła się na likwidację oddziałów zakaźnych w szpitalach, bo były „nierentowne”.
No cóż, dosyć tego dowodzenia. Wniosek przecież jest oczywisty. Choroba jest zawsze demokratyczna. Atakuje równo, wszystkich.