Zapytaliśmy lokalnych samorządowców, czy przyjęliby uchodźców
Zapytaliśmy lokalnych samorządowców, czy przyjęliby uchodźców do swoich miast. Z odpowiedzi wyłania się obraz ostrożności. Ale też nadziei.
Trudno znaleźć wśród gospodarzy miast z Kujawsko-Pomorskiego takiego lidera, którego postawa byłaby choć zbliżona do postawy prezydenta Poznania.
Wprawdzie samorządowcy nie odmawiają wprost przyjęcia uchodźców do swoich miejscowości, jednak piętrzą trudności. - W naszych zasobach komunalnych nie mamy, niestety, tylu mieszkań, aby uwzględniać możliwość przyjmowania uchodźców - mówi Ryszard Brejza, prezydent Inowrocławia. - Na liście oczekujących na przydział mieszkań jest kilkuset inowrocławian. Trzeba rozważyć możliwości prawne, czy samorządy mogą podpisywać umowy najmu mieszkań komunalnych z kimś, kto nie jest mieszkańcem danego miasta. Obowiązujące nas przepisy mówią o zaspokajaniu potrzeb mieszkaniowych mieszkańców, a nie osób przyjezdnych.
Inaczej do sprawy podchodzi już prezydent Bydgoszczy, które to miasto nie bało się, jako jedno z pierwszych, zachować solidarnie. - Niezmiennie, zarówno prezydent, jak i Rada Miasta w przyjętym apelu wyrażają wolę i chęć pomocy osieroconym dzieciom z Aleppo - mówi Marta Stachowiak, rzeczniczka prezydenta Rafała Bruskiego. - Jednak trzeba mieć świadomość, że decyzję w sprawie przyjęcia uchodźców podejmuje rząd. Dopiero w drugiej linii są samorządy, które miałyby te ewentualne decyzje realizować.
Bydgoszcz ma doświadczenia w pomaganiu potrzebującym - w przypadku uchodźców z Donbasu jako jedno z pierwszych miast w Polsce odpowiedziała na apel ministra spraw wewnętrznych i przyjęła dwie ukraińskie rodziny. Obie od lipca 2015 roku mieszkają w Polsce.
- Jesteśmy z nimi w kontakcie. Wiemy, że aklimatyzacja przebiegła pomyślnie i dobrze czują się nad Brdą - dodaje Stachowiak.
Tylko jedną rodzinę
Marek Sikora, wiceprezydent Grudziądza mówi jednak tak: - Nie rozważaliśmy tej sprawy, ale prywatnie jestem za tym, aby nasz kraj przyjął uchodźców chrześcijan.
We Włocławku nie są jeszcze podejmowane żadne działania, dzięki którym można by przyjąć choć kilku uciekających przed wojną. - To nie samorządy, ale rząd podejmuje decyzje w sprawie polityki dotyczącej imigrantów - mówi Bartłomiej Kucharczyk, rzecznik prezydenta Włocławka. - Państwo ma do tego odpowiednie instrumenty. Tak stanowią przepisy. Jeśli byłaby taka potrzeba, nasze miasto mogłoby przyjąć jedną rodzinę. Zagwarantowalibyśmy tym ludziom warunki, w jakich mogliby normalnie funkcjonować.
Włocławska otwartośc nawet na jedną rodzinę to światełko w tunelu w sytuacji, gdy nastroje antyimigranckie i antyuchodźcze rosną. Wystarczy wspomnieć, że w 2013 r. w Polsce do prokuratury trafiło 835 spraw spowodowanych rasizmem i ksenofobią. W 2016 r. już 1631. Eksperci oceniają, że spowodowane jest to przyzwoleniem politycznym na takie zachowania, zwłaszcza na ataki wobec muzułmanów. W takich chuligańskich atakach przodują bojówki Młodzieży Wszechpolskiej i ONR zachęcone retoryką liderów partii rządzącej, którzy publicznie głoszą, że „obcy stamtąd” przenoszą pasożyty i różne choroby.
- Mieszanie problemu uchodźców, ofiar wojny, migracji zarobkowej i terroryzmu, a zwłaszcza cyniczne wykorzystywanie go w walce politycznej jest obrzydliwe - zauważa prof. Marcin Czyżniewski, szef Rady Miasta Torunia. - Strach przed terroryzmem w kontekście uchodźców z Bliskiego Wschodu zaczęto wykorzystywać dla politycznych interesów także w naszym mieście. Z tak narzuconą narracją nie da się prowadzić rzeczowej dyskusji na temat przyjmowania uchodźców uciekających przed wojną i terrorystami. Samorządy nie są w stanie przyjąć uchodźców bez wsparcia ze strony rządu, a zwłaszcza służb, które zapewnią, że do poszczególnych miast trafią osoby naprawdę potrzebujące pomocy i niemające związku z Państwem Islamskim. Na taką pomoc nie ma w tej chwili szans i nie będzie tak długo, dopóki dla rządzących sprawa uchodźców będzie tylko paliwem politycznym.
Nam też pomogli
Burmistrz Chojnic jest otwarty na przyjazd uchodźców. - Myślę, że powinniśmy przyjąć tych ludzi. Nasz naród wielokrotnie w swojej historii potrzebował pomocy i ją otrzymywaliśmy. Powinniśmy zachować się w podobny sposób - mówi Arseniusz Finster.
Dr Tomasz Marcysiak, socjolog z WSB w Bydgoszczy uważa, że kwestia uzgodnień poprzedniego rządu z UE dotycząca przyjęcia uchodźców stała się nie tylko problemem humanitarnym, ale i politycznym.
- Teraz nawet dla zasady PiS przyjął strategię negacji i z całą mocą pracuje nie nad rozwiązaniem problemu uchodźców, ale zdeprecjonowaniem postanowień rządu Ewy Kopacz - mówi dr Marcysiak. - Podobnie jak z in vitro - to samorządy podejmują próbę przyjęcia na siebie odpowiedzialności i uratowania resztek dobrego wizerunku Polski w oczach całej Europy. Trudno zrozumieć ten dualny głos PiS-u, który raz chwali się inwestycjami finansowanymi z budżetu Unii, to znów podkreśla przy każdej możliwej okazji swoją definicję suwerenności. Nikt z obozu rządzącego nie dostrzega faktu, że w Polsce mieszkają nie tylko sympatycy Jarosława Kaczyńskiego, ale i kilkadziesiąt milionów ludzi, którzy nie podzielają fascynacji dobrą zmianą. PiS gra na negatywnych emocjach podsycanych wybiórczymi i stronniczymi wypowiedziami pojedynczych osób.
Zdaniem dr. Marcysiaka wiele wskazuje na to (aktywność samorządów, chęć pomocy ze strony Caritas), że Polska jako kraj jest w stanie działać i skutecznie zapewnić pomoc u nas i uchodźcom, i ekonomicznym emigrantom. - Kapitał polityczny i posiadanie władzy są jednak ważniejsze od zwykłej ludzkiej przyzwoitości, no chyba że jeszcze uchodźcy mieli by nas, dumnych i powstałych z kolan dopiero co Polaków prosić o przyjęcie właśnie na kolanach - podsumowuje dr Marcysiak.
Współpraca
Maciej Myga, Dominik Fijałkowski, Andrzej Galczak, Przemek Decker, Arkadiusz Marciszek.