Im człowiek starszy, tym częściej wraca do wspomnień, które od czasu do czasu konfrontujemy z aktualnymi wydarzeniami. I ja miewam tego typu napady retrospekcji, których związek z bieżącymi sprawami nie jest wcale tak odległy, jak mogłoby się wydawać. Już jako dziecko, niestety, tak zostało mi do dziś, sympatyzowałem z kolegami z gorszej części dzielnicy. Tam życie wydawało mi się ciekawsze, bo pełne rówieśników, stawiających sobie niekiedy obrzydliwe, choć interesujące z punktu widzenia nauk behawioralnych, wyzwania.
Mój kolega Adam, specjalizujący się w podwórkowych zakładach, był w stanie przyjąć niemal każdą propozycję prowadząca do zarobienia w parę minut kilku złotych w zamian za dokonanie rzeczy, na które ja nigdy bym się nie zdobył. Napiszę tylko o dwóch i to tych nadających się, z pewnymi jednak zastrzeżeniami, do druku. I tak pewnego dnia Adam w zamian za dwa lody „Bambino” (2,60 komunistycznych złotych za sztukę, w sumie 5,20) przegryzł żywą dżdżownicę w kilku miejscach. Owszem, teraz uważam, iż było to mało wyrafinowane bestialstwo. Za bilet do kina na film „Szerokość geograficzna O” w poznańskim kinie „Wilda” (obecnie sklep „Biedronki”) spałaszował owłosioną, taki był warunek zakładu, gąsienicę, mimo iż film, który nie zapisał się złotymi zgłoskami w historii kinematografii, widział kilkanaście razy. Owszem często zastanawialiśmy się czy aby za pokazy w wykonaniu Adama nie przepłaciliśmy, zupełnie ignorując los skrzywdzonych zwierząt, w końcu dochodziliśmy jednak do wniosku, iż spektakle warte były swojej ceny, Adam był podobnego zdania choć wielokrotnie, jak Gierek i Jaroszewicz, groził nam podwyżkami.
Wiele tych nieprzyjemnych wspomnień przyszło mi do głowy, gdy wokół rozgorzała dyskusja na temat dofinansowania reżimowej telewizji w wysokości dwóch miliardów zł. Tu pozwolę sobie wtrącić, że dotychczasowe finały Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, uznawane za szczyt obywatelskiej ofiarności, przyniosły miliard z niewielkim okładem. Kwota dotacji na TVP musi więc poza prawicowymi oszołomami robić wrażenie, ale jeżeli ma uratować coraz mniej pewną reelekcję Dudy, to pewnie PiS doszło do wniosku, iż warto nieco narazić się suwerenowi. Są ludzie, którzy dla pieniędzy, jak mój koleżka Adam, są w stanie zrobić wiele, a nawet więcej. Takie miliardy na stole mówią same za siebie i jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, iż po stracie władzy przez PiS część medialnych wspólników aktualnie nam panujących będzie musiała szukać roboty w Russia Today czy północno-koreańskiej TV, gdzie nawet przejęzyczenie kosztuje zesłanie na kilka lat do obozu pracy, to już cena nie wydaje się aż tak wysoka. Wie o tym PiS, wie posłanka Lichocka i jej tresowany, jak się wydaje przez Jarosława Kaczyńskiego, palec. Pismo nosem wyczuwa na odległość Andrzej Duda. I jeśli, do dziś, nie wiecie, co zrobi z miliardową ustawą o dotacji prezydent, którego długopis nie zna słowa veto, to czym prędzej zapytajcie o to Adama.