Zapowiada się kilka zażartych bojów o samorządowe stołki
W Gorzowie jest jeden pewny kandydat na prezydenta, który mówi: tak, chcę i zamierzam startować w wyborach. To… urzędujący prezydent Jacek Wójcicki. Janusz Kubicki po raz pierwszy wygrał wybory jako kandydat SLD, ostatnie – jako niezależny, bezpartyjny ze swoim klubem pod nazwą Zielona Razem. Trudno dziś znaleźć jego naturalnego następcę.
Tradycyjnie największe emocje towarzyszą wyborom w miastach prezydenckich. Nie tylko dlatego, że są to największe miasta. Jak twierdzą politolodzy, to one pokazują... tendencję. Dobrze, zatem kto tutaj szykuje się na prezydenckie stołki?
W Gorzowie jest jeden pewny kandydat na prezydenta, który mówi: tak, chcę i zamierzam startować w wyborach. To… urzędujący prezydent Jacek Wójcicki.
– Gdy w 2014 r. obejmowałem urząd, zapowiadałem, że mam plany i zamierzenia na osiem lat. Zatem druga kadencja jest niezbędna do ich dokończenia – mówi wprost.
A inni kandydaci? Sebastian Pieńkowski, szef rady miasta z PiS, deklaruje, że jeśli partia go wystawi, to on chętnie powalczy o prezydenturę. Jeszcze inaczej jest z Martą Bejnar-Bejnarowicz (klub Ludzie dla Miasta, jedna z matek sukcesu Wójcickiego w poprzednich wyborach). Przyznaje, że coraz częściej odbiera sygnały, by startować. – Różne środowiska zgłaszają się z poparciem i chęcią pomocy w kampanii. Coraz więcej mieszkańców interesuje się przyszłością miasta i ci, którzy nie godzą się na Gorzów „w sam raz”, ci, którzy chcą, aby miasto ruszyło rozwojowo do góry, namawiają mnie do startu w wyborach – mówi radna. Ale – podkreślmy – nie deklaruje, że będzie startowała.
Pojawił się jeszcze jeden kandydat na kandydata. I to naprawdę mocny zawodnik: znany prawnik i radny Jerzy Synowiec.
– Nie mówię nie – odpowiada. I dodaje, że minusów prezydentury widzi więcej niż plusów. A dla niego, wziętego prawnika z sukcesami, zniknięcie z zawodu na cztery lata oznacza potem żmudne odbudowywanie pozycji, którą dziś ma.
Zdecydowane „nie” kandydowaniu mówi natomiast posłanka PO Krystyna Sibińska. A lewica – najpewniej – nie będzie w ogóle wystawiać nikogo do walki o prezydenturę.
A na południu? Wadim Tyszkiewicz i Jacek Milewski to duet, który rządzi Nową Solą nieprzerwanie od 2002 roku. Ten pierwszy, choć w ostatnich wyborach zgarnął blisko 86 proc. głosów, od dawna deklaruje, że czwarta kadencja będzie ostatnią. W tej sytuacji na naturalnego następcę Tyszkiewicza wyrósł właśnie Milewski. Prezydent zapytany o to „kto po nim”, lakonicznie wymienia nazwisko wiceprezydenta.
Komentarz Milewskiego w sprawie kandydowania również jest krótki.
– Tworzymy z prezydentem Tyszkie-wiczem dobry team. Ja jestem od pracy i nie chciałbym komentować spekulacji na mój temat – mówi.
– Trudno mi dziś sobie wyobrazić, że ktoś może zastąpić Janusza Kubickiego – przyznaje emeryt z Zielonej Góry. – To już trzecia jego kadencja. A jakoś na horyzoncie nie widać kogoś, kto byłby wyrazisty, miał pomysł na miasto, budził zaufanie.
To prawda, nikt do tej pory oficjalnie nie mówi, że chciałby wystartować w wyborach samorządowych i powalczyć o fotel prezydenta. Większość pytanych osób tłumaczy, że jest jeszcze dużo czasu, że wszystko się może zdarzyć, że nigdy nie mówi się nigdy, ale raczej się nie rwą do walki…
Prezydent po raz pierwszy wygrał wybory jako kandydat SLD, ostanie – jako niezależny, bezpartyjny ze swoim klubem pod nazwą Zielona Razem. Trudno dziś znaleźć naturalnego następcę. Nie brakuje głosów, że dobrym gospodarzem byłaby obecna wiceprezydent Wioleta Haręźlak, bo to kobieta z charakterem.
A może następcy szukać należy w klubie Zielona Razem? Andrzej Brachmański (były wiceminister obrony narodowej, dziennikarz) czy Andrzej Bocheński (były marszałek województwa) są znani, mają nazwiska, ale nie bardzo są zainteresowani prezydenturą. Przynajmniej A. Bocheński wiele razy to podkreślał. Spośród młodszych radnych, wskazywani są Robert Górski i Paweł Wysocki. W radzie jest tylko jeden reprezentant SLD – Tomasz Nesterowicz, niegdyś bliski współpracownik Kubickiego, dziś na sesjach częściej się zgadza z klubem PiS niż z prezydenckim klubem Zielona Razem.
– Jest młody, zdystansowany, ale czasem mam wrażenie, że pogubiony. To jeszcze chyba nie jego czas – mówią koledzy z rady. Na giełdzie nazwisk z SLD pojawia się także Radosław Brodzik ze stowarzyszenia My Zielonogórzanie. Podobnie jak były radny (był najmłodszym) PO Mariusz Marchewka. Choć mandatu nie zdobył, nadal jest aktywny nie tylko na konferencjach prasowych czy podczas różnych akcji. Ma cięty język. Zdaniem starszych kolegów, czasem zbyt arogancki. Nawet teraz nazywał prezydenta „czerwonym drwalem”. Przyznają jednak, że do sesji przygotowywał się jak mało kto. Zdaniem zielonogórzan najlepszym kandydatem na prezydenta byłby obecny przewodniczący rady Adam Urbaniak z PO. Ma duże doświadczenie samorządowe. Na giełdzie nazwisk wymienia się też z PO Marcina Pabierowskiego, wiceprzewodniczącego rady. Natomiast z PiS najwięcej pytanych przez nas osób wskazało Jacka Budzińskiego, który w ostatnich wyborach był najpoważniejszym rywalem Kubickiego. Udało mu się zebrać blisko 20 procent głosów. Wśród sympatyków PiS słychać głosy, że partia myśli o Piotrze Barczaku. Za czasów Bożeny Ronowicz pełnił on już funkcję wiceprezydenta. Dziś jest przewodniczącym klubu PiS w radzie. Gdyby poseł PiS (wcześniej europoseł PO, radny miejski) Artur Zasada chciał kandydować, może miałby duże szanse? Wszak dzięki mieszkańcom zdobywał mandaty. Z takim nazwiskiem. Jednak jest mało aktywny, jeśli chodzi o miasto, więc dla wielu zielonogórzan może być nijaki…
PSL nie ma dziś w radzie miejskiej nikogo. Oczywiście z jednym wyjątkiem, a jest nim Czesław Fiedorowicz. Były poseł, burmistrz Gubina, szef sejmiku i Euroregionu. Dodatkowo doskonale znany, bo w polityce siedzi ponad 20 lat. Jest też lubiany, a to dlatego, że lubi zatrzymać się i pogadać. Czy jednak stanie do wyborów? Sam zainteresowany przypomniał, że już dwukrotnie był przymierzany do stawania w szranki wyborcze. Ale przegrał w przedbiegach.
– Dlatego nie mogę zaprzeczyć. Jeśli zostanie wysunięta moja kandydatura, to oczywiście wystartuję – zdradził nam. Młodą i nadal mało wyrazistą partią jest Nowoczesna. Wydaje się, że ma dwóch naturalnych kandydatów. To Aleksandra Mrozek i poseł Paweł Pudłowski. Kandydatem Nowoczesnej może być ten drugi. Średni wiek, doskonałe wykształcenie, języki obce, obycie nie tylko w stolicy, ale też na świecie. Obecnie jest posłem i prowadzi własną firmę. To zdaniem niektórych zielonogórzan oznacza, że może i dobrze poprowadzić Zieloną Górę. Czy jednak będzie chciał zamienić Wiejską na Podgórną? Jak podkreślają niektórzy – tam „można się wylegiwać, a tu niestety mocno orać”.
A teraz ruszamy w teren. Świebodzin. Oficjalnie o chęci startu w wyborach mówią przedstawiciele grupy Pro Świebodzin, którzy w ostatnich tygodniach coraz aktywniej włączają się w lokalne przedsięwzięcia.
– Jako Pro Świebodzin działamy od lutego. Wcześniejsze działania podejmowaliśmy jako obywatele, którzy nie działają pod oficjalnym szyldem. Jeśli pozwoli na to ordynacja, to wystartujemy w wyborach samorządowych 2018 – zapewnia Tomasz Sielicki.
– Naszym zdaniem wyczerpała się już formuła rządów obecnych władz, które zamiast być liderem dbającym o szybki rozwój miasta, stały się jego administratorem, przez co miasto przeżywa, może niewielką, ale jednak stagnację – dodaje T. Sielicki.
W Międzyrzeczu o pozostanie w urzędzie z całą pewnością starał się będzie obecny burmistrz Remigiusz Lorenz, który w 2014 r. pokonał w drugiej turze byłego burmistrza Tadeusza Dubickiego. Niewykluczone, że do wyścigu o fotel burmistrza wystartuje również Dubicki. Choć były burmistrz oficjalnie tego nie potwierdza, w Międzyrzeczu mówi się o takich planach. Pokrzyżować je może jednak prawomocny wyrok sądu, który może zapaść w ciągu kilku miesięcy. We wtorek sąd okręgowy skazał bowiem Dubickiego na rok i sześć miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata m. in. za przekroczenie uprawnień. Były burmistrz twierdzi, że jest niewinny i z pewnością odwoła się od tego wyroku. Gotowość do walki o urząd otwarcie deklaruje natomiast Zbigniew Smejlis. W ostatnich wyborach nie poszło mu najlepiej, jednak swoje szanse w nadchodzących ocenia wysoko.
– Jestem przekonany, że zaprocentuje zdobyte doświadczenie oraz moja praca samorządowa i społeczna – mówi i dodaje, że jego szanse dodatkowo zwiększają kłopoty Dubickiego. – Wszystko wskazuje na to, że będzie musiał ustąpić miejsca młodszym
– mówi.
Z kolei mieszkańcy Skwierzyny są przekonani, że obecny burmistrz będzie chciał pozostać w urzędzie na kolejną kadencję, Lesław Hołownia tego nie potwierdza. – Jeszcze nie myślę o wyborach. Jestem skupiony na inwestycjach, których w tym roku realizujemy tak wiele – mówi.
Gdyby nowy kodeks wyborczy zakładał maksymalnie dwie kadencje wójtów, burmistrzów i prezydentów, to żaden z włodarzy z okolic Krosna Odrzańskiego nie zostałby na swoim stanowisku. Oprócz starosty. Oczywiście większość z obecnych rządzących deklaruje, że chce wystartować w najbliższych wyborach, jednak z wiadomych przyczyn, czekają na zatwierdzenie nowego kodeksu wyborczego.
W Krośnie i Gubinie trudno obecnie wyobrazić sobie innych burmistrzów. Zarówno Marek Cebula, jak i Bartłomiej Bartczak byli na stanowiskach przez wiele lat i sporo w miastach pozmieniali na lepsze. W Krośnie burmistrz jakby dopiero się rozkręcał. W poprzednich wyborach pozostali kandydaci zostali zmiażdżeni i nie była potrzebna druga tura. Jednak wśród największych konkurentów obecnego włodarza miasta gminy wymienia się Mirosława Glaza, obecnego starostę. Ten jednak zapewnia, że skupia się na obecnych obowiązkach. W Gubinie burmistrzowi Bartczakowi też nie kończą się pomysły. Na fotelu w gubińskim magistracie czuje się jak ryba w wodzie. Ponownie w szranki z Bartczakiem może stanąć Zenon Turowski. Często wymienia się też nazwisko jeszcze obecnego prezesa stowarzyszenia Esquadra, Kamila Kuśnierka.
– Namawiają mnie znajomi, jednak na tę chwilę o tym nie myślę. Mam pewne plany, które chce realizować i nie ma w nich zdobycia stanowiska burmistrza – zaznacza.
Sebastian Kulesza, radny żagański, przyznaje, że rozważa start w wyborach na burmistrza Żagania. – Uważam, że miasto zasługuje na lepsze zarządzanie, choćby finansami. A na pewno pozbyłbym się tych pompatycznych nazw „kancelaria” czy „ departament” i wrócił do zwyczajnego nazewnictwa: „sekretariat” czy „wydział”.
Andrzej Katarzyniec to człowiek lewicy. Również zastanawia się nad kandydowaniem na burmistrza.
– Od kilku lat następuje degradacja miasta. Ludzie, ale i partie zachęcają mnie do startu w wyborach. Kocham Żagań, ale nie w taki sposób jak obecny burmistrz. W 2014 roku, jako prezes Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania i Robót Drogowych, rywalizował z Danielem Marchewką. Miał bardzo duże poparcie, jednak za małe. Tuż po wyborach, rada nadzorcza MPOiRD odwołała go ze stanowiska. Do dziś walczy w sądzie o sprawiedliwość.
– Wiem, że wiele osób chciałoby, żebym kandydował na burmistrza – przyznaje Leszek Wroczyński, radny UM Żary. – Coraz częściej się nad tym zastanawiam, nie ukrywam, że byłoby to coś nowego, takie stanowisko daje dużo możliwości i przede wszystkim, chciałbym coś zrobić dla miasta. To stanowisko wiąże się z dużą odpowiedzialnością, ale nie ukrywam, że mógłbym się podjąć tego zadania. Ostateczną decyzję o kandydowaniu podejmę w tym roku.
Obecny burmistrz Kargowej Jerzy Fabiś wydaje się pewnym kandydatem. Członek PSL pewnie pokonał w 2014 r. Sebastiana Ciemnoczołowskiego z PO. I wątpliwe jest, aby Ciemnoczołowski stanął powtórnie do rywalizacji. Nie oznacza to jednak, że burmistrz nie będzie miał konkurenta.
– Do wyborów jeszcze trochę czasu i dziś nie warto wskazywać kandydata – mówi jeden z krytyków Fabisia, który zastrzegł sobie anonimowość.
Za miedzą, w Babimoście burmistrzem jest od 26 lat Bernard Radny. I nawet jego oponenci mówią o nim z szacunkiem.
– Nie myślałem o tym, kto mógłby mnie zastąpić na fotelu burmistrza – mówi B. Radny. – Na spotkaniach z ludźmi widzę, jak duży jest opór społeczny wobec pomysłu PiS.
Ostatnie wybory pokazały jednak, że Radnemu rośnie konkurencja. Komitet burmistrza nie uzyskał większości w radzie miejskiej. Aż ośmiu radnych zagłosowało za Zygmuntem Wołkiem, który został nowym przewodniczącym rady miejskiej. I właśnie Wołek może być rywalem w wyścigu w nadchodzących wyborach. Rywalem Radnego może też zostać babimojszczanin Ireneusz Plechan, który był już kandydatem do fotela burmistrza w 2010 r. I. Plechan to były starosta zielonogórski, członek PO.
W Sulechowie w przypadku zablokowania przez PIS możliwości startu w wyborach burmistrzom, którzy mają już za sobą dwie kadencje – obecny włodarz Sulechowa nie jest na straconej pozycji. Mimo że Ignacy Odważny był burmistrzem dwie kadencje, w latach 2002-2010. W 2010 r. sam zrezygnował z ubiegania się o stanowisko. Ten ruch zaskoczył wszystkich bo, wtedy w 2010 r., zwycięstwo miałby w kieszeni nawet bez kampanii wyborczej. Wtedy Odważny namówił do wyścigu o fotel burmistrza Romana Rakowskiego, członka zarządu i przewodniczącego wydziału gier i dyscypliny Lubuskiego Związku Piłki Siatkowej. Rakowski został wybrany w pierwszej turze wyborów samorządowych. Rządził jedną kadencję, w trakcie której pokłócił się z Odważnym, chociaż obaj panowie mają raczej lewicowe poglądy.
– Według moich informacji w szranki wyborcze w przyszłym roku stanie: Rakowski, który obecnie jest na emeryturze, Ignacy Odważny, Stanisław Kaczmar, obecny przewodniczący rady miejskiej, Sebastian Różycki z PiS oraz jako czarny koń tych wyborów Radosław Murkowski radny niezależny, wiceprzewodniczący rady – mówi Jan Rerus, radny Sulechowa. – Myślę, że te osoby mają największe szanse na zwycięstwo.
Nie bez szans wydają się również kandydaci o bardziej prawicowych poglądach, jak Stanisław Kaczmar czy Sebastian Różycki. Zwłaszcza że obecny burmistrz nie ma dziś większości głosów w radzie miejskiej...
Zapowiada się kilka ostrych starć.