Zapomniane obozy jenieckie w okupowanym Krakowie
HISTORIA. Przez większą część wojny w naszym mieście funkcjonowały obozy jenieckie dla żołnierzy wziętych przez Niemców do niewoli podczas walk na froncie zachodnim i wschodnim. O tych zapomnianych dziś miejscach opowiada wystawa prezentowana w Fabryce Schindlera.
Jako pierwszy powstał tzw. Dulag, czyli obóz przejściowy, przeznaczony dla polskich żołnierzy wziętych do niewoli podczas walk we wrześniu 1939 roku. Przywożonych tu z frontu trzymano w koszarach 20. Pułku Piechoty przy ul. Wrocławskiej, w koszarach 8. Pułku Ułanów w Kobierzynie oraz w koszarach na Dąbiu.
Wrześniowe obozy miały charakter przejściowy, jeńców dość szybko ekspediowano do oflagów i stalagów w Niemczech, przy czym nadzór nie był zbyt silny, więc wielu żołnierzom udało się uciec i uniknąć wywózki. Te pierwsze obozy istniały do połowy 1940 roku. Na wystawie obejrzeć można rzadkie ich fotografie, a także ocenzurowane przez Niemców listy wysyłane z krakowskiego Dulagu.
Obozowe miasteczko
Nowy rozdział jenieckiej historii w Krakowie został otwarty w maju 1942 r. Wtedy powstał tu Stalag 369. Trafili do niego francuscy i belgijscy (od października 1943 r. także holenderscy) podoficerowie z obozów w Rzeszy, którzy odmówili pracy na rzecz okupanta i karnie zostali zesłani do Generalnego Gubernatorstwa. Początkowo było to około 5 tysięcy Francuzów i Belgów. Umieszczono ich w specjalnie zbudowanym obozie głównym w Kobierzynie.
Wzdłuż dzisiejszej ulicy Żywieckiej, na dawnym terenie ćwiczeń 8. Pułku Ułanów, powstało obozowe miasteczko, liczące kilkadziesiąt w większości drewnianych budynków, w tym: baraków mieszkalnych dla jeńców, kuchni, latryn, warsztatów, magazynów i wartowni. Było także boisko i bieżnia. Całość otoczona była ogrodzeniem z drutu kolczastego i pilnowana przez strażników na wieżyczkach.
Jakie były warunki przebywania w kobierzyńskim obozie? - Całkiem znośne. Niemcy nie zastosowali wobec odmawiających pracy żadnych represji poza izolacją. Ze wspomnień jeńców wynika, że największą dolegliwością była po prostu nuda. Byli odcięci od świata, nic nie robili i to było dla nich najgorsze. Dodajmy jeszcze, że wyżywienie w obozie było wystarczające. Potem się trochę pogorszyło, ale od 1943 roku jeńcy mogli dostawać paczki - opowiada autor wystawy Tomasz Owoc z Muzeum Historycznego Miasta Krakowa.
By urozmaicić sobie monotonię pobytu, Francuzi, Belgowie i Holendrzy organizowali kółka zainteresowań, kursy, naukę języków obcych, wykłady, przedstawienia teatralne i kabaretowe, zawody sportowe itd., itd. Odbywały się m.in. rozgrywki piłkarskie prowincji, a podczas ich finału 4 lipca 1943 r. zwycięzcom wręczono wykonany z drewna puchar i proporczyk (oba pokazywane na wystawie).
Jeńcy wydawali też swoje czasopisma: Francuzi miesięcznik „Le Crack” i „L’Etape”, Holendrzy „Luister Eens Uit” (egzemplarze eksponowane są na wystawie). Były redagowane i edytowane na wysokim poziomie. Redaktorem naczelnym „Le Crack” był Pierre Lardin, po wojnie jeden z najlepszych francuskich artystów szkła, projektantów mebli oraz sztuki użytkowej projektantów mebli i szkła użytkowego, który w obozie stworzył winietę i szatę graficzną miesięcznika.
Niczego nie brakowało
To zaskakujące - zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę warunki, w jakich przebywali polscy jeńcy w Niemczech - ale z relacji francuskich więźniów z 1943 roku wynika, że… niczego im nie brakowało. Paczki z Czerwonego Krzyża dawały im m.in. kawę i czekoladę, które były idealnym towarem przy handlu wymiennym ze strażnikami i pracownikami cywilnymi na terenie obozu. Czarny handel kwitł, a jeńcy mieli się bardzo dobrze.
- Na wernisaż wystawy w ubiegłym roku zaprosiliśmy jednego z byłych holenderskich jeńców Wima Ruytena, który powiedział wtedy, że obóz kojarzy mu się ze słodyczami, ciastami i tortami. W porównaniu z innymi obozami jenieckimi, w których panował głód, w Krakowie - za sprawą czarnego handlu - był dostęp do wszystkiego - zwraca uwagę Tomasz Owoc. Opowiada również, że Francuzi przyrządzali sobie nawet dania kuchni narodowej. Zresztą są wspomnienia, że razem ze strażnikami szukali w tym celu żab i ślimaków.
Na wystawie zobaczyć można ilustrowane menu z kolacji bożonarodzeniowej w 1943 roku, a widnieje w nim m.in. pasztet zapiekany w cieście, królik Montceau Bûche de Noël (francuska rolada świąteczna) i galaretka pigwowa. Jeńcy wspominali, że niemieccy strażnicy zakradali się do baraku, by spróbować tych specjałów lub wymienić je na sznapsa…
By jednak w pełni oddać realia obozu, trzeba powiedzieć, że Niemcy chętnie stosowali wobec jeńców przemoc (bili za rozmaite przewinienia), a po 1943 r. wyżywienie znacznie się pogorszyło i pojawił się głód. Część żołnierzy zdecydowała się podjąć pracę. Pracowali fizycznie poza obozem w różnych miejscach Krakowa, gdzie warunki często były gorsze. Francuzi dość chętnie z obozu uciekali, więc w Borku Fałęckim powstała grupa osób najprawdopodobniej ze Związku Walki Zbrojnej, kierowana przez Henrykę Lagrue-Lewandowicz, która specjalizowała się w udzielaniu im pomocy. Zaopatrywano ich w ubrania i dokumenty, a następnie zwykłymi pociągami ekspediowano do Francji.
Tomasz Owoc wymienia też inną ciekawą postać związaną z obozem: Henrykę Świszczowską, nazywaną przez jeńców „śpiewającą gazetką”. Pani Henryka często jeździła na rowerze wzdłuż obozu i przy drutach śpiewała piosenki po francusku, które w rzeczywistości były zaszyfrowanymi wiadomościami. Z kolei ZWZ wydawało w języku francuskim informator z nowinami ze świata i przerzucało go do obozu.
Jeńców ze Stalagu 369 ewakuowano latem 1944 roku do Niemiec. Po wojnie we Francji powstało stowarzyszenie skupiające byłych jeńców stalagu w Kobierzynie, liczące ponad 5 tys. członków. Organizacja działała prężnie aż do 2003 r. Urządzała m.in. wycieczki do Krakowa na teren dawnego obozu i wydawała kwartalne sprawozdania.
W Kobierzynie siedział też francuski pisarz Francis Ambrière, który po wojnie napisał powieść-biografię „Długie wakacje 1939-1945”. Jeden jej rozdział opisuje pobyt w Krakowie i życzliwe kontakty z Polakami. Książka zdobyła powodzenie we Francji i została wyróżniona prestiżową Nagrodą Goncourtów.
3,3 mln zabitych
Zupełnie inne warunki mieli przetrzymywani w Stalagu 369 jeńcy sowieccy. Pierwsi trafili tu jesienią 1941 r. Zakwaterowano ich w różnych miejscach, m.in.: w koszarach kawaleryjskich w Kobierzynie, mniejszym obozie na terenie dzisiejszej Nowej Huty, forcie 38 Skała (dzisiejsze Obserwatorium Astronomiczne UJ) oraz w specjalnie zbudowanym podobozie przy kopcu Kościuszki.
Sowieci siedzieli w znacznie gorszych warunkach niż Francuzi, Belgowie i Holendrzy. Stan kwater był bardzo zły. Wspomnienia mówią, że w koszarach kawaleryjskich w Kobierzynie nie było szyb w oknach, woda w nocy zamarzała, a ogrzewanie stanowiły dwa żeliwne piecyki bez kominów. Rosjanie pracowali ciężko w komandach roboczych, otrzymywali głodowe racje i nie mieli opieki medycznej. Zdarzało się, że śmiertelność wśród nich sięgała 30 osób miesięcznie. W sumie przewinęło się przez Kraków około 6 tys. żołnierzy sowieckich.
Podczas całej wojny Niemcy wzięli do niewoli około 5,7 mln jeńców sowieckich. Z tego 3,3 mln, czyli aż 58 procent, straciło życie w wyniku głodu, chorób i zabójstw. Są oni drugą po Żydach grupą ofiar tego konfliktu.
- Mamy trzy relacje, złożone w latach 70. ubiegłego wieku przez czerwonoarmistów, którzy trafili do obozów w Krakowie. Dzięki nim wiemy, jak to tutaj wyglądało. Mamy także relację Polaka wcielonego do Armii Czerwonej - Stanisława Wieczorka, którego przywieziono do Krakowa z pierwszym transportem i był tutaj do czerwca 1944 r. Wieczorek przeżył wojnę i też złożył relację - mówi Tomasz Owoc.
Po wojnie obóz w Kobierzynie został rozebrany. Podobnie stało się z mniejszymi obozami na terenie miasta. Materialne ślady po jenieckim pobycie zniknęły lub rozproszyły się, a z czasem zniknęła też pamięć o nim. Dziś mało kto zna ten epizod z wojennej historii miasta.
Przypomina go wystawa „Jeńcy wojenni w okupowanym Krakowie 1939-1945”. Obejrzało ją już ponad 12 tysięcy osób, co jest bardzo dobrym wynikiem. Przygotowany przez Tomasza Owoca obszerny katalog głosami internautów zdobył tytuł najlepszej książki 2016 roku w plebiscycie „Historia zabrana” w kategorii „Okiem Badacza”.
Ekspozycję można oglądać do 2 kwietnia. Organizatorzy zwracają się do osób, które mają pamiątki związane z obozami jenieckimi w Krakowie, z prośbą o ich przekazywanie do muzeum. Kontakt do Tomasza Owoca: nr tel. 508-481-871, e-mail t.owoc@mhk.pl.
pawel.stachnik@dziennik.krakow.pl