Zapłacimy za brak II kadencji Tuska [rozmowa]
Rozmowa z Januszem Zemke, europosłem SLD, o ewentualnej drugiej kadencji Donalda Tuska na stanowisku szefa Rady Europejskiej.
- Zapewne jesienią będzie wiadomo, czy Donald Tusk, przewodniczący Rady Europejskiej, pozostanie na stanowisku na kolejną 2,5-roczną kadencję. Ale aby tak się stało, potrzebna jest zgoda wszystkich 28 państw. Czy rząd PiS poprze naszego człowieka w Brukseli?
- To nie jest tylko kwestia polskiego poparcia. Donald Tusk trafił na zły czas dla całej Unii, która przeżywa kryzys. O dalszym losie byłego premiera przesądzi kilka rzeczy. Po pierwsze: czy w referendum 23 czerwca Brytyjczycy opowiedzą się za wyjściem z Unii? Jeśli tak, będzie to porażka całej Wspólnoty i szefa Rady Europejskiej. Po drugie: czy uda się znacząco rozwiązać problem uchodźców? Są tu na szczęście pozytywne sygnały - fala uchodźców kilkakrotnie zmalała. I po trzecie - problem zadłużenia Grecji, który nie jest wcale zamknięty. Jeśli na tych polach dojdzie do niepowodzeń, obciąży to także konto Tuska i bardzo osłabi jego pozycję.
- Zakładając pozytywny scenariusz, że Wielka Brytania zostanie w Unii, problem uchodźców uda się znacznie złagodzić, a Grecja się wzmocni - czy to możliwe, by polski rząd zrewanżował się za sprzeciw PO wobec kandydatury Janusza Wojciechowskiego z PiS na członka Europejskiego Trybunału Obrachunkowego?
- Jeśli rząd polski zablokowałby przedłużenie kadencji, to wówczas nikt nie stanie po stronie Donalda Tuska. A chętnych na to stanowisko jest bardzo, bardzo wielu, szczególnie wśród wielkich krajów. Trudno mi więc wyobrazić sobie zarzuty wobec niego w Polsce, np. w sprawie smoleńskiej. Osłabiony we własnym kraju kandydat nie ma szans na unijnym forum. To nie jest casus pana Wojciechowskiego, bo przewodniczenie Radzie Europejskiej nie jest przypisane do jakiegoś państwa, jak w trybunale obrachunkowym.
- Co może oznaczać odejście polskiego szefa Rady Europejskiej?
- Jeśli stracimy to stanowisko, to nie mamy cienia szansy na żadne kluczowe stanowisko unijne. Ani w Komisji Europejskiej, ani w parlamencie UE. I to na bardzo wiele lat. Dalej - wkrótce zaczną się prace nad unijnym budżetem na lata 2020-2026. Akurat w momencie kiedy miałaby się rozpocząć druga kadencja Donalda Tuska. Jak wiadomo, w sprawie rozdziału pieniędzy na poszczególne kraje ważne są nie tylko oficjalne rozmowy, ale także nieoficjalne. Powiedzmy szczerze: budżet na lata 2014-2020 mamy bardzo dobry, ponad sto miliardów euro. Trzeba jednak pamiętać, że nieprzypadkowo Jerzy Buzek był wtedy szefem Parlamentu Europejskiego, a Janusz Lewandowski komisarzem odpowiedzialnym za budżet UE. I sprawa najważniejsza - Polska miała wówczas bardzo dobrą pozycję w Unii.
- Co to znaczy „bardzo dobra pozycja”?
- Uważano, że kierowanie pieniędzy do Polski ma sens, że te środki zostaną bardzo dobrze wykorzystane, a inwestycje infrastrukturalne będą służyć całej Unii. Jeżeli nasza pozycja w Brukseli zostanie osłabiona, a to już się dzieje, nie możemy liczyć na przychylność Komisji Europejskiej. Dlaczego Europa miałaby jakoś szczególnie pomagać eurosceptycznemu rządowi? Zatem jeśli nie będzie Polaka w czołówce europejskich decydentów, zapłacimy za to.
- Czy przypadkiem nie jest tak, że wszystkie plany i prognozy się posypią, jeśli Wielka Brytania odejdzie ze struktur Unii?
- Ależ oczywiście, jest się czego obawiać, ponieważ specjaliści twierdzą, że jednak będzie kilka procent głosów więcej za wyjściem z Unii. Jeśli tak się stanie, to sytuacja Wspólnoty niesamowicie się skomplikuje. Tej drogi jeszcze nikt w Unii nie przerabiał. Po drugie - Wielka Brytania wpłaca co roku do wspólnego budżetu około 9 miliardów euro. Jeśli ich zabraknie, trzeba całkowicie przebudować wydatki UE.
- Co to oznacza dla Polski?
- Korektę budżetu, nawet tego, który zatwierdzono do roku 2020. Trzeba będzie ciąć programy infrastrukturalne, np. drogę S5 w regionie. Koszt jej budowy to 5 mld zł, z czego ponad 4 mld to pieniądze unijne. Tymczasem trwają już procedury przetargowe...