Zamiast referendum [komentarz Adama Willmy]
Po wydarzeniach w Kolonii nastąpiło nagłe otrzeźwienie. Choć Europę nadal dzieli stosunek do imigrantów, nikt już nie ma wątpliwości, że słodko-naiwną narrację trzeba odłożyć między bajki.
Parę dni temu odezwał się George Soros. Ostrzegł, że „Unia Europejska znajduje się na skraju załamania” w wyniku kryzysu imigracyjnego. Miliarder orzekł, że dla Niemiec imigracja to rachunek za uzyskanie roli lidera europejskiego. Iście diabelska logika, zważywszy, że to właśnie fundacja finansowana przez Sorosa kolportowała w Afryce biuletyny zachęcające do imigracji. Oto na naszych oczach sprawdzają się zapowiedzi futurologów, którzy wieszczyli globalne rządy bez jakiegokolwiek demokratycznego umocowania.
Paweł Kukiz, który usiłuje nadać wyrazistości swojemu nieco rozmydlonemu w Sejmie ugrupowaniu, zapowiada referendum. Polacy mieliby się opowiedzieć, czy zgadzają się na rozmieszczenie w kraju uchodźców w systemie relokacji proponowanym przez Unię Europejską. Nie trzeba wydawać 90 milionów zł, aby dowiedzieć się, jaki jest pogląd większości Polaków w tej sprawie. Taniej będzie, gdy pan Kukiz dogada się w tej sprawie z panem Kaczyńskim w Zielonej Owieczce.
Sprawa masowej imigracji wymaga okrągłego stołu pomiędzy polskimi politykami. Bo problem dotyczy dziś nie tyle Polski, co strategii wobec Niemiec, których polityka będzie w najbliższych latach zdominowana przez problem imigracji, czy nam się to podoba, czy nie. Od stabilności Niemiec zależy równowaga w Polsce.
Jest jeszcze jeden szczegół. Wojna na Bliskim Wschodzie toczy się naprawdę i jej końca nie widać. Na razie doświadczyliśmy drobnej próbki tego, czym może być prawdziwa katastrofa migracyjna. Europę wytrącił z równowagi pochód 1,5 miliona ludzi. Tymczasem sam tylko Bliski Wschód to 450 milionów ludzi. Jeśli nie przyłączymy się do gaszenia wojennej pożogi, nie pomogą najwyższe płoty.