Aleksandra Gajewska-Ruc

Zamiast kajdanek bransoleta dla podejrzanego o pedofilię

kajdanki Fot. Piotr Jędzura / archiwum Biegli uważają, że 19-latek jest niepoczytalny.
Aleksandra Gajewska-Ruc

Napastując dziecko, według opinii biegłych, 19-latek był niepoczytalny i nie powinien trafić ani do więzienia, ani do szpitala psychiatrycznego

- Biegli psychiatrzy wykluczyli karę pozbawienia wolności i nie wskazali konieczności leczenia w zakładzie zamkniętym wobec Mateusza P. Wystąpiliśmy więc do sądu z wnioskiem o umorzenie śledztwa - mówi prokurator Sławomir Dudziak z Prokuratury Rejonowej w Międzyrzeczu i zaznacza, że sąd ma zdecydować o zastosowaniu środków zabezpieczających wobec podejrzanego. To przymusowa terapia i elektroniczny dozór w formie bransolety z GPS-em, dzięki któremu służby będą wiedziały, gdzie i kiedy przebywa.

Rodzice w strachu

- To się w głowie nie mieści. Jeśli nie panuje nad sobą, to niech go leczą. On chodzi wolno, a my boimy się o swoje dzieci, które bawią się na placach zabaw, chodzą do szkoły, na zajęcia - załamuje ręce jedna z mieszkanek osiedla.

Obaw nie kryją też inni rodzice. - Aż ciarki po plecach chodzą, jak pomyślę, że to mogła być moja córka - pan Robert ze złością mówi o wydarzeniu z początku sierpnia. Tego dnia Mateusz P. napastował 9-latkę, która była na spacerze z psem niedaleko domu. Zaczął ją przytulać i całować, włożył ręce w majtki. Przerażone dziecko uciekło i opowiedziało o wszystkim rodzicom, a Mateusza zatrzymała policja. Od razu przyznał się do zarzucanych mu „innych czynności seksualnych” wobec dziewczynki. - Wiedział, że robi źle, ale nie panował nad sobą - mówi prok. Dudziak.

Sąd Rejonowy w Międzyrzeczu zdecydował o dwumiesięcznym areszcie dla chłopaka, ale po trzech tygodniach Mateusz wyszedł na wolność, bo według Sądu Okręgowego w Gorzowie, naruszone zostało jego prawo do obrony. Międzyrzecki wymiar sprawiedliwości ponownie uznał jednak, że mężczyzna powinien pozostać za kratami, ponieważ istnieje niebezpieczeństwo, że znowu może się dopuścić podobnych czynów.

Wszystko w rękach sądu

W połowie września Mateusz wrócił więc do aresztu na kolejnych kilka tygodni. Teraz jest w domu, pod opieką matki, która od początku przekonywała o jego niewinności. Mówiła, że będzie pilnować syna. Przede wszystkim dlatego, że się o niego boi. Jej zdaniem, Mateusz to dobry chłopak, który padł ofiarą kłamstw i pomówień.

Ostateczną decyzję o dalszym losie Mateusza P. podejmie Sąd Rejonowy w Międzyrzeczu, do którego trafił już wniosek prokuratury. - Przesłuchamy biegłych. Jeśli będą jakieś wątpliwości, poprosimy ich o dodatkową ekspertyzę, lub powołamy innych - zapowiada sędzia Krzysztof Martysz, prezes Sądu Rejonowego w Międzyrzeczu.

Temida może zdecydować o leczeniu Mateusza P. w trybie otwartym, tak jak zalecają biegli. Jeśli jednak opinia biegłych ulegnie zmianie, może skierować go do ośrodka zamkniętego. Posiedzenie w tej sprawie odbędzie się na przełomie stycznia i lutego.

Zdaniem obrończyni Mateusza adwokat Sylwii Jaroszew-skiej, sprawa powinna zostać umorzona. - Zgadzam się z opinią biegłych, z której jednoznacznie wynika, że w chwili popełnienia czynu, chłopak był niepoczytalny, co w myśl prawa oznacza, że nie dopuścił się przestępstwa. Zgadzam się, że w jego przypadku, terapia byłaby wskazana - mówi.

Aleksandra Gajewska-Ruc

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.