Zamachowcy i marni naśladowcy
Nasi krajowi „terroryści” byli najbardziej aktywni w okresie zaborów. W 1906 roku dokonali 1245 napaści terrorystycznych. Statystycznie każdego dnia tego roku miały miejsce co najmniej trzy zamachy. Współcześni „bomberzy” działają dość nieudolnie. Na szczęście
Wdawnej historii Polski odnotowanych jest kilka aktów przestępczych, które można określić jako zamachy o cechach terrorystycznych. Np. 15 listopada 1620 r. w Warszawie, przed katedrą św. Jana, doszło do zamachu na Zygmunta III Wazę. Zamachowiec, sandomierski szlachcic Michał Piekarski, niegroźnie zranił króla − udającego się na mszę do warszawskiej kolegiaty − czekanem w głowę i w obojczyk. Mężczyzna, mimo podejrzewanej u niego choroby psychicznej, został poddany bardzo wymyślnym torturom (m.in. szarpanie rozżarzonymi szczypcami, obcięcie dłoni). Po czym go stracono.
Nowożytny terroryzm z polską twarzą pojawił się jako odpowiedź na terror zaborcy po klęsce powstania styczniowego w 1884 r. Dla ochrony tajnego rządu, władz i powstania utworzono bowiem oddziały żandarmów-sztyletników stałych i tajnych. Pierwsi mieli strzec władz powstania, drudzy, tajni, wykonywali wyroki sądów narodowych na urzędnikach carskich i polskich.
Generał carski Fiodor Trepow, który cudem uniknął śmierci podczas zamachu, wyliczył po powstaniu tysiąc siedem ofiar terroru polskiego, w tym dziewięćset pięćdziesiąt jeden śmiertelnych.
Prawdziwa terrorystyczna wojna, rozpoczęła się jednak w Polsce podczas krwawej rewolucji w 1905 roku. Wówczas to Polska Partia Socjalistyczna powołała Organizację Bojową, której nakazano dokonywać ataków na rosyjskich urzędników oraz funkcjonariuszy winnych mordowania Polaków. Jednym z dowódców formacji został Józef Piłsudski, a w jej szeregach służyli najważniejsi politycy przyszłej II RP, m.in. Walery Sławek, Aleksander Prystor i Tomasz Arciszewski.
Organizacja Bojowa rozwinęła swoją działalność po upadku rewolucji. Apogeum terroru Polacy osiągnęli w latach 1907-08. Wówczas w Warszawie niemal codziennie słychać było odgłosy strzałów i detonacji. Zabijano policjantów, rosyjskich urzędników oraz polityków.
Ludzie Piłsudskiego opracowali metodę finansowania swych działań, którą w późniejszych latach kopiowali np. terroryści z IRA oraz niemieckiego RAF. Polegała ona na konfiskacie państwowego mienia (czyli rabunku).
Jednakże największym przedsięwzięciem o charakterze terrorystycznym była „krwawa środa” z 15 sierpnia 1906 r. Bojowcy zabili wtedy i ranili około osiemdziesięciu policjantów, żandarmów i konfidentów, w Łodzi i Warszawie rzucano bomby
Wojciech Lada, autor książki „Polscy terroryści” wylicza, że tylko w 1906 roku Polacy dokonali 1245 zamachów terrorystycznych. Statystycznie każdego dnia tego roku miały miejsce co najmniej trzy zamachy.
16 grudnia 1922 r. podczas otwarcia wystawy w gmachu Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych obecny tam mieszkaniec Warszawy Eligiusz Niewiadomski (fanatyczny zwolennik endecji) oddał w kierunku prezydenta RP Gabriela Narutowicza trzy strzały z rewolweru. Prezydent zginął na miejscu.
Kolejna fala zamachów przyszła wraz z nastaniem Polski Ludowej. Największą liczbę zamachów zorganizowano ponoć wobec twórcy polskiego stalinizmu Bolesława Bieruta. Już w 1945 r. w Hotelu Francuskim w Krakowie napastnik przebrany w mundur oficera NKWD miał dostać się do gabinetu Bieruta i uśmiercić oficera ochrony, którego omyłkowo wziął za szefa państwa. Według niektórych badaczy wszystkie zamachy były pozorowane. Zamachowcy próbowali Bieruta zastrzelić, wysadzić, a nawet porąbać siekierą.
5 lipca 1959 r. na śląskiej szosie elektryk Stanisław Jaros zdetonował ładunek wybuchowy, założony w koronie drzewa przy trasie przejazdu I sekretarza KC KPZR Nikity Chruszczowa oraz I sekretarza KC PZPR Władysława Gomułki. Bomba eksplodowała jednak w nieodpowiednim momencie.
Co ciekawe, Polska Ludowa, zwłaszcza w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, była państwem wspierającym terroryzm. Według informacji amerykańskiego wywiadu wojskowego, w połowie lat siedemdziesiątych krajowe władze zawarły swoisty pakt z Al-Fatah, organizacją palestyńską stojącą za wieloma zamachami. Współpraca miała polegać na zasadzie „Wy nie podkładacie u nas bomb, a my w zamian dajemy wam schronienie, legalizujemy jako studentów i przyznajemy stypendia”.
Do Polski zjeżdżali nie tylko arabscy terroryści, ale także takie „sławy”, jak Iljicz Ramirez Sanchez (znany jako Carlos lub Szakal). W latach 70. i 80. był najbardziej poszukiwanym terrorystą na świecie.
6 czerwca 1867 roku car Rosji Aleksander II wracał przez Lasek Buloński z kurtuazyjnego przeglądu francuskich wojsk. O piątej po południu z wiwatującego na cześć cesarzy tłumu wyskoczył uzbrojony człowiek. Oddał strzał w kierunku rosyjskiego imperatora, lecz pistolet wybuchł mu w ręce. Gapie natychmiast schwytali zamachowca. Gdy przekazano go policji, okazało się, że to Polak - Antoni Berezowski.
Jego dzieło dokończył inny Polak. 13 marca 1881 roku należący do organizacji Narodna Wola Ignacy Hryniewiecki rzucił się z bombą na powóz Aleksandra II. Car zginął, zamachowiec również.
Jednakże najsłynniejszym polskim zamachowcem tamtej epoki (a może i wszystkich epok) stał się anarchista Leon Czołgosz. W 1901 roku ten Polak z Michigan zastrzelił prezydenta USA Williama McKinleya.
Terroryści odnaleźli się również w wolnej Polsce. Np. w 1994 r. Sylwester A. ps. Gumiś terroryzował Kraków, podkładając ładunki wybuchowe i szantażując władze miasta, że je zdetonuje, jeśli nie otrzyma 500 tys. marek niemieckich okupu. Mężczyzna przekazywał swoje żądania telefonicznie, dzwoniąc do redakcji „Gazety Krakowskiej”.
19 maja 2016 r. we Wrocławiu Paweł R. zostawił w autobusie linii 145 urządzenie wybuchowe z zapalnikiem czasowym i opuścił pojazd. Wcześniej zadzwonił do Wojewódzkiego Centrum Powiadamiania Ratunkowego i zagroził, że jeśli nie otrzyma łącznie 120 kilogramów złota w sztabkach po 1 kilogramie za rozbrojenie 4 skonstruowanych przez siebie ładunków wybuchowych, we Wrocławiu zaczną wybuchać bomby. Aktualnie toczy się proces przeciwko Pawłowi R.
Współczesnym najsłynniejszym „bomberem” okazał się pracownik krakowskiego Uniwersytetu Rolniczego, doktor chemii Brunon Kwiecień. W jego głowie zrodził się plan wysadzenia Sejmu. Do realizacji planu nie doszło. - Współcześni krajowi terroryści to dość nieudolni naśladowcy zagranicznych przestępców, którzy dokonali krwawych zamachów. Zazwyczaj są to ludzie, którzy planują krwawe zbrodnie na podstawie tego, co obejrzą w telewizji. Ich wizja nijak się ma do rzeczywistości, dlatego, na szczęście, nie dochodzi u nas do poważnych aktów terroru - mówi Krzysztof Liedel, dyrektor Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas.
„Terroryści” Piłsudskiego
Polscy zamachowcy za granicą
Sąd Apelacyjny w Krakowie aktualnie rozpatruje apelację od wyroku Sądu Okręgowego, który skazał Brunona Kwietnia na 13 lat więzienia . Były pracownik Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie odpowiadał przed sądem za przygotowywanie od lipca do listopada 2012 r. ataku terrorystycznego na konstytucyjne organy RP, nakłanianie w 2011 r. dwóch studentów do przeprowadzenia zamachu oraz nielegalne posiadanie broni i handel nią. Według śledczych doktor chemii, ówczesny pracownik naukowy Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie, zamierzał zdetonować w pobliżu Sejmu 4 tony materiałów wybuchowych na bazie saletry, umieszczonych w pojeździe skot. Wątpliwości co do winy oskarżonego budzi jednak to, że funkcjonariusze ABW prowadzili operację pod przykryciem. Podczas procesu zeznawali jako świadkowie incognito. Tę część rozprawy sąd utajnił, dlatego też opinia publiczna nie dowie się, jak wyglądały relacje agentów z oskarżonym.