Żal tej dziecięcej chirurgii
Na przełomie kwietnia i maja w głogowskim szpitalu zniknie samodzielny oddział chirurgii dziecięcej. Najbardziej żałują tej decyzji rodzice chorych maluchów.
1 marca w głogowskim Szpitalu Powiatowym oddział chirurgii dziecięcej został oficjalnie włączony w struktury chirurgii ogólnej. Fizycznie wciąż jest tam, gdzie dotąd, ponieważ szpital nie przystosował jeszcze chirurgii ogólnej pod dzieci. A ma na to czas zaledwie do końca kwietnia. Koszt adaptacji to nieco ponad 80 tys. zł.
– Przyjęty niedawno Wieloletni Plan Strategiczny Szpitala zakładał takie połączenie ze względów ekonomicznych i strategicznych – wyjaśnia wicestarosta Wojciech Borecki. – Próbowałem z prezesem szpitala wynegocjować wyższy kontrakt dla tego oddziału, ale Narodowy Fundusz Zdrowia nie zgodził się na to. Stąd ratowanie chirurgii dziecięcej przez włączenie jej w struktury ogólnej.
Jak wynika z danych szpitala, w ubiegłym roku na oddziale chirurgii dziecięcej leczono prawie 600 pacjentów. Opiekę nad nimi sprawowało (łącznie z ordynatorem) trzech lekarzy i 12 pielęgniarek. Od maja połowa z nich zostanie na oddziale, a pozostałe mają zasilić oddziały, na których są kadrowe braki.
Wokół oddziału chirurgii dziecięcej atmosfera gęstniała od kilki miesięcy. Zarząd szpitala, licząc koszty jego utrzymania wskazał, że przy połączeniu chirurgii ogólnej z dziecięcą, i przy zachowaniu obu kontraktów z NZF można rocznie zaoszczędzić około 250 tys. zł. Pojawiły się też zapewnienia, że załoga nie straci pracy.
– Dwie osoby, czyli ordynator i pielęgniarka oddziałowa otrzymali jedynie wypowiedzenie warunków płacowych – mówi Ewa Todorov, rzecznik szpitala jednak nie chce ujawnić, czy ordynator Zbysław Czerniawski przyjął nowe warunki. – W tej kwestii zarząd odmawia komentarza – mówi.
Jeśli na izbę przyjęć trafi dziecko ze skierowaniem na oddział chirurgii dziecięcej, to lekarz go może nie przyjąć, bo u nas już takiego oddziału nie ma
Jadwiga Dudzicz-Czopik, pielęgniarka oddziałowa z 38-letnim stażem pracy podpisała dokumenty, na podstawie których z dniem 1 maja straci dodatek funkcyjny i spadnie na niższą grupę zaszeregowania. Twierdzi, że o planach wobec chirurgii dziecięcej dowiadywała się z plotek, albo z mediów, a oficjalnie - 2 marca, gdy została wezwana do gabinetu prezesa, by podpisać aneks do umowy o pracę.
– Dzień wcześniej, gdy przyjmowałyśmy trójkę dzieci, przybiegła do nas pani z SOR-u, by wycofać dokumenty i powiedziała: muszę wydrukować je na nowo, na chirurgię ogólną, bo przecież wy już oficjalnie nie istniejecie. Nie ukrywam, że przeżyłam szok, ale to nie jest najważniejsze – mówi. – Najważniejsze są dzieci, a ja tego naszego oddziału na chirurgii ogólnej zwyczajnie nie widzę. Stracimy wielu małych pacjentów, bo nie będziemy w stanie zabezpieczyć im odpowiedniego leczenia i opieki. Jeśli na izbę przyjęć trafi dziecko ze skierowaniem na oddział chirurgii dziecięcej, to lekarz go może nie przyjąć, bo u nas już takiego oddziału nie ma – mówi z obawami.
Oddział na drugim piętrze szpitala ma obecnie 12 łóżek. Nowy, ma mieć osiem - cztery duże i cztery małe. Na wstępnych projektach w nowym miejscu nie uwzględniono samodzielnej sali zabiegowej, kuchni, czy ubikacji dla personelu.
– Nie będzie też możliwości pobytu matki z chorym dzieckiem, bo nie będzie na to warunków – dodaje oddziałowa, która co prawda poprosiła o wniesienie do projektu koniecznych poprawek, ale obawia się, że nie wszystkie uda się zrealizować.
– Nie wyobrażam sobie też jednoosobowych dyżurów – dodaje Jadwiga Dudzicz - Czopik. – W obecnej sytuacji to od maja sama nie podjęłabym się przyjęcia odpowiedzialności za dzieci.
Zmiany w szpitalu wywołały niepokój wielu głogowian. Boją się, że placówka przestanie przyjmować małych pacjentów na leczenie, a rodzicie będą zmuszeni szukać ratunku w Legnicy. Zaprzecza temu Ewa Todorov, rzeczniczka szpitala. – Reorganizacja nie ma wpływu na zakres ani sposób leczenia dzieci – zapewnia. – Mali pacjenci przebywają pod opieką tego samego personelu, który zajmował się nimi przed wprowadzeniem zmian. Poza nazwą nic się nie zmienia – twierdzi.
Rodzice małych pacjentów, których spotkaliśmy na oddziale, wcale nie podzielają optymizmu rzeczniczki.
– To smutne, że mamy tak duży szpital, a nie ma w nim miejsca na tak potrzebny oddział dziecięcy – mówi Ewelina Marszałek-Nawrot, mama 5,5-letniej Igi. – Dziecko dostało w nocy ataku bólu. Co by było, gdybyśmy musieli szukać ratunku we Wrocławiu czy Legnicy?
Dominika Prusisz z Polkowic czuwała przy swoim synu, który był po zabiegu. Obawia się o losy oddziału, na którym zarówno ona jak i jej syn mają dobrą opiekę medyczną i pielęgniarską. – Może ten ktoś, kto zdecydował o losach oddziału powinien postawić się w sytuacji rodziców chorych dzieci – dodaje polkowiczanka.
Autor: Grażyna Szyszka