Zakola i meandry: Świąteczny szał
Pan Bogdan w przedświąteczny piątek spotkał kolegę. Gość był wykończony, czerwony i spocony. Miał ze sobą krótką listę zakupów. Wyjaśnił panu Bogdanowi, że są to sprawunki, które wcześniej umknęły jego żonie.
Ona jako osoba zapobiegliwa i po to, żeby nie biegać jak wariatka w piątek, wcześniej kupiła niemal wszystko. Zapomniała o trzech rzeczach i teraz jak wariat biega kolega. Ów znajomy powiedział panu Bogdanowi, że zawsze widząc przed świętami żonę w szale sprzątania, nachodzi go pewna refleksja. Czemu akurat przed tymi dniami trzeba gruntownie wszystko czyścić? Czy jest jakiś nakaz religijny, czy obyczajowy, żeby w Wielkanoc pucować okna, strącać najmniejsze drobinki kurzu, kafelki w łazience tak trzeć, że prawie zmazuje się z nich wzorek?
Kolega zaraz oświadczył, żeby sobie nie myślał, że jego żona sprząta tylko przed świętami. Nie, skąd! Jest osobą akuratną, lubiącą porządek, co koledze bardzo odpowiada. Tyle że przed Bożym Narodzeniem, ale jakby osobliwie i jeszcze bardziej przed Wielkanocą, dostaje szału. Coś, co w sumie akceptowała przez wiele tygodni wcześniej, w tym szczególnym momencie staje się nie do zniesienia. Na przykład bałagan w jego szufladzie. Nikt tego nie widzi, nikomu nie przeszkadza. Jej też przez długie miesiące.
Teraz jakby miała lasery w oczach, które prześwietliły szufladę. Ma ten syf sprzątnąć, bo nie można zasiąść do świątecznego śniadania, jeśli w jego szufladzie jest taki bałagan! Kolega opowiadał panu Bogdanowi, że w tych dniach stara się schodzić z linii strzału, jak coś się dzieje w pracy, chętnie podejmuje się wykonania dodatkowych zadań. Woli siedzieć po godzinach w firmie. Ale w tym roku się nie udało. Jest więc już wykończony, a mamy dopiero piątek, popołudnie. Przed nim jeszcze sobota, a żona już przedstawiła mu plan robót na ten dzień. Nie musi tłumaczyć, że jest szczelnie wypełniony. W tym układzie kolega, zanim siądzie do stołu w niedzielę i zanim po przyjściu wujka Władka otworzy flaszkę, będzie kompletnie wyczerpany jak pilot boeinga po przymusowym lądowaniu. Potem spojrzał na zegarek, krzyknął: „Ale się zagadałem!” i pobiegł do sklepu, by kupić, a potem wykreślić pierwszy punkt listy: śmietanka 30-procentowa.
Pan Bogdan udał się do siebie, współczując koledze wprzęgniętemu w taki straszliwy kierat. Pomyślał, że jego żona, osoba aczkolwiek lubiąca porządek, nie jest na szczęście ogarnięta przedświątecznym szałem. W domu czekała go niespodzianka. Żona, która właśnie wróciła z zakupów, powiedziała, że przed chwilą spotkała koleżankę. Obie doszły do wniosku, że co pewien czas, osobliwie wiosną, a najlepiej przed Wielkanocą, mieszkanie trzeba gruntownie sprzątnąć. Niech więc na dziś i jutro nic nie planuje, bo musi jej bardzo pomóc...